Dla 'ja ja', romantycznie, ale nie przesadnie romantycznie.
Severus Snape nie cieszył się z tej wyprawy. Ona zresztą też nie. Oboje nie byli zadowoleni ze swojej obecności. Ale przecież ktoś musiał wykonać to zadanie. Skoro Dumbeldore wyjechał, a McGonagall musiała zostać, pilnując szkoły, skoro żaden inny nauczyciel się do tego nie nadawał, to musieli być oni. Od dawna się nie znosili. Od czasów szkolnych, odkąd on odejmował jej punkty za byle co, a ona jeszcze go obrażała, w chwilach największej słabości. Nigdy nie czuła potrzeby nauczania w Hogwarcie, ale skoro dyrektor tak nalegał, by objęła to stanowisko nauczycielki Obrony Przed Czarną Magią... Zgodziła się. Zgodziła i wiedziała, że popełniła błąd.
Dlaczego? Mistrz Eliksirów, ten, którego na ostatnim roku miała ochotę zabić za niższą ocenę niż Wybitny, zaczął jej się podobać. On zaczął jej się podobać! Też coś. Musiała jednak przyznać, że w jakiś wyjątkowy sposób był przystojny. Ostre rysy, garbaty nos, czarne, przetłuszczone włosy, to wszystko do niego pasowało i nie wyobrażała go sobie jako kopię Cedrika czy jakiegoś innego przeciętnie przystojnego faceta.
Coś ciągnęło ją do niego coraz bardziej. W jego obecności rumieniła się jak głupi szczeniak, zapominała, co miała powiedzieć i prawie w ogóle nie oddychała. Chyba, że oddychała, ale trzy razy szybciej niż normalnie. Mogła spokojnie stwierdzić, że ze swoją nonszalancją w ruchach, swoją gracją i wyniosłością, był bardzo pociągający. Nie dopuszczała do siebie myśli, że się zakochała. Niemożliwe.
On myślał podobnie. Odkąd pojawiła się w Hogwarcie jako nauczycielka zauważył, że wypiękniała. Jej oczy nabrały bystrości i wyrazu żalu, pewnie po stracie tego jej Rudzielca Weasley'a. Włosy nie puszyły się już tak bardzo, poskręcane w łagodne loki, opadały kaskadami na jej ramiona. Miała mile zaokrąglone kształty, a kiedy znajdował się blisko niej, czasem nie mógł powstrzymać westchnienia czy jakiegoś cichego pomruku. A przecież nawet Lily tak na niego nie działała. To było nie do pomyślenia.
I jeszcze Dumbeldore wysyłał ich na tę misję! Ten stary dureń dobrze wiedział, że Snape w obecności Hermiony wariuje. Uknuł to. Na pewno. A on nie mógł dopuścić do tego, by zdradzić się ze swoimi uczuciami.
Ich misja może nie wydawała się trudna. Potrzebowali tylko łuski smoka, a dokładnie Chińskiego Ogniomiota. Może inaczej. Misja nie była skomplikowana. Sam smok był zdecydowanie okropnym przeciwnikiem.
Aportowali się za bramami Hogwartu, bez słowa. Żadne z nich nie miało ochoty zaczynać rozmowy. Każde chciało wykonać zadanie i wrócić do szkoły. Ona wiedziała, że nogi ugięły by się pod nią, gdyby usłyszała jego głęboki głos, on wiedział, że patrząc na jej słodkie usta, po prostu by się na nią rzucił.
Znaleźli się w jakichś górach. Nie wiadomo gdzie. Hermiona popatrzyła przed siebie. Nagle z nieba zleciało ogromne zwierzę, o umięśnionych, tylnych kończynach, przypominające węża z wielkimi, zamaszyście, zgarniającymi powietrze, skrzydłami. Zachwiała się, a kiedy spojrzała za siebie, zauważyła przepaść. Pisnęła cicho, bo zakręciło jej się w głowie. Severus w ostatniej chwili złapał ją mocno za rękę. Smok latał nad ich głowami, a z nosa buchał mu ogień. Snape szybko wziął Hermionę na ręce i zaniósł ją do pierwszej lepszej jaskini, gdzie mogliby się schronić. Położył ją na ziemi. Nie miała najmniejszej ochoty opuszczać jego silnych ramion, dlatego poczuła się urażona.
-Gdzieś ty nas sprowadził?- warknęła, otulając się swoimi ramionami.
Severus westchnął i wyczarował koc, którym ją czule otulił. Była zdziwiona nadzwyczajną łagodnością w jego zachowaniu.
-Trafiliśmy na samicę.- mruknął.-Prawdopodobnie nas stąd nie wypuści, a my nie możemy się deportować, póki nie zdobędziemy łuski.
-Samica.- Hermiona jęknęła.
-A czy to moja wina?
Zbliżał się wieczór. Czekali aż smoczyca zaśnie, było to jedyne wyjście. Gwiazdy zabłysnęły na czarnym niebie, księżyc rzucał blask na wejście do jaskini. Severus rozpalił ognisko. Hermiona westchnęła. Czy on w ogóle zdawał sobie sprawę jak to wszystko romantycznie wygląda? Nawet on w tych swoich czarnych szatach? Skoro już znaleźli się w tym miejscu razem, to postanowiła to wykorzystać. Zbliżyła się do niego i zmusiła go, by objął ją jednym ramieniem. Ze zdziwieniem spojrzał w jej brązowe oczy. Odbijał się w nich blask ognia.
-Co ty wyprawiasz?- zapytał spokojnie.
-Zimno mi. Wolę się przytulić do ciebie, niż do ogniska.
Wzruszył ramionami. Skoro to jedyna okazja... Oparł podbródek na jej głowie i objął ją ramionami. Jej magnoliowy zapach działał na niego jak... afrodyzjak? Po prostu doprowadzał do szaleństwa.
-Zauważyłeś, że to bardzo romantyczne?- mruknęła po chwili.
-Tak, bardzo romantycznie. Siedzimy w ciemnej, zimnej jaskini, czekając aż ogromny smok zaśnie i będziemy mogli wyrwać mu łuskę, a potem dobrodusznie podarować Dumbeldore'owi.- prychnął wściekle.-Zaiste, bardzo romantyczne.
-Oj, przestań, a gdybym zrobiła tak?
Odwróciła się do niego i złożyła niewinny pocałunek na jego ustach. Musiał zachować spokój, spokój. Spokój, kretynie! Hermiona uśmiechnęła się. Powoli składała słodkie pocałunki na jego obu policzkach i skroniach, na jego garbatym nosie i włosach, na powiekach i kącikach ust.
-Co ty robisz?- warknął.
-Całuję cię. Myślałam, że to jasne.- powiedziała i wróciła do całowania jego czoła.
-Dlaczego to robisz?- pomiędzy jego brwiami pojawiła się mała zmarszczka.
Westchnęła.
-Podobno jesteś inteligentny, bo mi się podobasz!- zniecierpliwiła się.
Uśmiechnął się chytrze i przyciągnął ją do siebie. Tego się nie spodziewała. Znaczy, nie spodziewała się, że Severus Snape okaże jakiekolwiek uczucia. Całował ją zachłannie, a potem oderwał się od jej ust i przeniósł na szyję. Odgarnęła włosy zamaszystym ruchem i z cichym westchnieniem wygięła szyję, dając mu większe pole do popisu. Po chwili przekonała się, że choć Severus Snape miał w życiu tylko Lily jako dziewczynę i to przez krótki czas, to i tak miał wrodzony talent do całowania. Wiedział, co robi. Kiedy odrzucił koc, którym wcześniej ją otulił, gdzieś w bok, jego oczy zapłonęły pożądaniem, a ramiona ścisnęły ją mocniej, nagle przypomniała sobie o misji, jaką im powierzył Dumbeldore.
-A, a smok?- wymruczała.
Trochę rozpraszał ją fakt, iż jego duże ręce o smukłych palcach, wędrowały, coraz wyżej po jej nodze.
-Jaki smok?- spytał jedwabistym, niskim głosem.
Ach, gdyby jedwab miał głos, to byłby jego głos...
-Łuska, łuska, Severusie...- próbowała się otrząsnąć, ale jego obecność nie pomagała jej w tym.
-Łuska?- uśmiechnął się szczerze, a ona z miejsca zakochała się w tym uśmiechu.-Po łuskę, niech sobie Dumbeldore sam przyjdzie, my będziemy zajęci...
Gdy jego usta, znów zajęły się jej ustami, gdy wstrząsnęły nią dreszcze, bo jego ręka znowu znalazła się na jej udzie, oboje pomyśleli, że jednak jest romantycznie.
___________________________________________
I jak? ;D
Bardzo mi się podobało, zajebiste było. :D
OdpowiedzUsuńTylko odrzucał mnie jeden fakt że rozgrywało się to w jaskini, mogłoby być wszędzie na łące, trawie ale nie w jaskini ale po za tym bardzo mi się podobało. :)
Pozdrawiam :>
Dzięki ;D Jaskinie zawsze spoko XD
Usuń"Wolałabym się przytulić do ciebie niż do ogniska"
OdpowiedzUsuńHahah - kocham XD
Ta miniaturka najbardziej mi się chyba podoba z tych wszystkich z Maja, zobaczymy co się dalej kryje na twoim blogu (Jadę od końca, XD)
#Caenter