niedziela, 20 kwietnia 2014

Do czego mogą doprowadzić nieprzemyślane decyzje, Ognista, spotkanie Śmierci, gra w pokera i gadatliwość Gryfonek

Miniaturka, którą Wam przedstawiam obejmuje zamówienie One Day Too Late i Shizune785.



Śmierć westchnął ciężko. Nie miał lekkiej roboty. Spojrzał smętnie na Severusa Snape’a. Właściwie to dziwne, że ludzie uwiecznili sobie raczej mroczne wyobrażenie o Śmierci. W gruncie rzeczy był miłym gościem, a podobno żadna praca nie hańbi, więc chodzenie po domach z kosą także nie może być zajęciem budzącym negatywne uczucia. Praca ta miała poza tym wiele wad, a papierkowa robota z wypełnianiem kalendarza i porządkowaniem dokumentów zupełnie Śmierć wykańczała. Po wprowadzeniu nowych procedur i przepisów był zajęty wypełnianiem umów i innych świstków bardziej niż kiedykolwiek. Kiedyś to się powiedziało, że się fakturę zgubiło, że piekło nie zając, że czyściec będzie stał jak stoi, a w obecnych czasach nawet praca Śmierci była niesamowicie utrudniona.
Po pomieszczeniu rozeszło się upominające chrząknięcie, a echo spotęgowało je. Śmierć w roztargnieniu rozejrzał się. Teraz bardziej niż kiedykolwiek czuł, że potrzebuje przynajmniej krótkiego urlopu. Tymczasem procedury zmieniły się także co do tego. Urlopu nie dostawało się od tak, szczególnie płatnego. Ciężko było. Niektórzy ludzie, po których przychodził wzdychali na jego widok i bełkotali coś o uwolnieniu się z padołu łez. Padół łez. Rzeczywiście, ale oni nie musieli czekać na zmiennika dokładnie tysiąc lat i jeden rok pozbawieni płatnego urlopu, możliwości premii, a co najważniejsze – ewentualnego wyższego stanowiska. To zabijało ambicje i wszelkie chęci do egzystencji. Nawet u Śmierci.
Chrząknięcie powtórzyło się, głośniejsze i bardziej nachalne. Teraz Ponury Kosiarz, jak go czasem nazywano, wreszcie zauważył stojącego nieopodal mężczyznę. Zawsze mu przeszkadzała ta nazwa. Ponury. Skąd pomysł, że ponury? Śmierć był bardzo zabawowym gościem, ale jego oczywista posada nie pozwalała mu na afiszowanie się z jego naturą.
Severus Snape wydał się Śmierci dosyć dziwny w obejściu. Ani to ładne, ani to brzydkie. Ani to przytulić, ani przegonić… Widać było, że Snape to twardy gość, ale coś w jego czarnych, nieprzebranie ciemnych oczach mówiło, że ma jakąś wyjątkowo uwierającą go słabość, która może w każdej chwili zachwiać jego prezencją. O. No to mieli coś wspólnego. Przynajmniej istniał jakiś punkt zaczepienia, nie to, co przy innych.
SŁUCHAM?- zapytał Śmierć uprzejmie.
Severus odchrząknął znowu, tym razem jednak z zakłopotania. Uniósł dumnie podbródek i spojrzał Śmierci prosto w puste oczodoły.
-Więc… ym…- zaczął niepewnie czarodziej, z każdym dziwnie wyartykułowanym dźwiękiem nabierając pewności.-Przyszedłem tu po kogoś.
PO KOGOŚ?
-Tak, zgadza się. Rozumiem, że to może wydawać się…- Snape chyba nie był pewny jak tytułować Śmierć.-…panu dziwne, ale tak sprawa wygląda.
JAK NIBY?
Severus odetchnął ciężko.
-Przyszedłem tu po osobę, którą pan raczył zabrać.
Śmierć pokiwał ze zrozumieniem głową. Posługa Śmierci, choć z daleka mogła wydawać się pasjonująca była raczej nudna. Wciąż te same podobne twarze, te same krzyki, te same błagania, żeby zabrać kogoś innego, rutyna. Najlepsi byli ci, co to się chcieli targować. Tym sposobem Śmierć w przeciągu kilkunastu lat zyskał sztuczną szczękę, kluczyki do auta (którym jednak posłużyć się nie mógł), kilka starych obrazów, a nawet tubkę niebieskiego brokatu. Dziwna kolekcja, ale sprzyjająca trybowi istnienia Śmierci. Oczywiście, Śmierć można było ograć. Czarownice to wykorzystywały. Wracając do Snape’a – tutaj Śmierć doznał uczucia powtórzenia, uczucia déjà vu.
BYŁ TU JUŻ KIEDYŚ TAKI, CO TO MIAŁ PODOBNĄ SPRAWĘ. JAKOŚ TAK DZIWNIE SIĘ NAZYWAŁ. W OGÓLE DZIWNY FACET. PRZYSZEDŁ PO TAKĄ RUDĄ. DO TEJ PORY NIE WIEM, CO ON W NIEJ WIDZIAŁ. MOŻE I LEPIEJ, ŻE ZOSTAŁA.
-Chyba wiem o kogo panu chodzi.
-TO DOBRZE, ALE JA NIE CHCĘ SOBIE TEGO PRZYPOMINAĆ. STRASZNIE ŻAŁOŚNIE TEN GOŚĆ WYGLĄDAŁ, A TARGOWAŁ SIĘ JAK NIKT. JESZCZE MI TU BRZDĘKOLIŁ POD UCHEM JAKIEŚ SMĘTY. GŁOS MIAŁ NIBY ŁADNY, ALE CO MU PO TAKIM JAK WYKORZYSTYWAŁ  GO TYLKO DO ŚPIEWANIA O SWOJEJ NIESZCZĘŚLIWEJ MIŁOŚCI?
 Snape wzruszył ramionami.
NO WŁAŚNIE. WIĘC, KTÓRA TO?
Czarodziej odruchowo przeczesał dłonią dosyć tłuste, czarne włosy. Wzruszył ponownie ramionami i zainteresował się poważnie swoimi butami. Kiedy tak trzymał pochyloną głowę jego spiczasty, haczykowaty nos wyzierał spośród smolistej grzywy włosów. Wydawał się dość zakłopotany, ale oczywiście Śmierć mógł się co do tego mylić. Nie znał się na ludziach. Miał po nich tylko przychodzić, ewentualnie czasem postraszyć, żeby nabrali chęci do przeżycia życia pozagrobowego. A z czarodziejami i czarownicami to już w ogóle szkoda gadać.
-Burza włosów, duże… oczy, taka niska.
RUDA?
-Broń Merlinie!
ZAWSZE PRZYCHODZĄ PO RUDE. ZROZUM TU TAKICH.
-Hermiona Granger się nazywa i ruda nie jest.
Hermiona Granger. Śmierć zrozumiał i pokiwał w zamyśleniu głową.
I CO Z TYM ZROBIMY?
Snape nadal wgapiał się w swoje buty, po czym zrozumiał, że to do niego w ogóle niepodobne i spojrzał dumnie prosto w czarne oczodoły, na których dnie tliły się słabe, niebieskie ogniki.
-Liczyłem na jakąś…- szybko stwierdził, że określenie „sugestia” byłoby zbyt nie na miejscu.-…jakieś wyzwanie z pana strony.
JAK WYZWANIE, TO ZAWSZE DO ŚMIERCI.
-Taka już chyba pana dola.
NIKT NIE MÓWIŁ, ŻE BĘDZIE ŁATWO.
-Życie jest brutalne.
POŚMIERTNE.
-Zgadza się, też.
Zapadła cisza z rodzaju tych, które napierają na postacie jeszcze przed chwilą połączone rozmową. Nie taka lepka cisza jak błoga ciemność, ale takie zimne, zimne milczenie jak lodowata woda, która uwiera i doprowadza do zaparcia tchu w piersiach.
MOŻEMY ZAGRAĆ.
-Zagrać?
RZUCENIE MI WYZWANIA ZA POŚREDNICTWEM GRY JEST DOPUSZCZALNE, NIE WIEDZIAŁ PAN?
-Naturalnie, że słyszałem.
Ludzie tacy jak Severus wolą przypłacić cenę własnego życia niż przyznać, że o czymś faktycznie nie słyszeli. To byłaby obraza dumy. I męskiego ego. A męskie ego to coś tak drażliwego jak poczucie głupoty u trolli. Które swoją drogą też mają męskie ego…
-Więc, w co zagramy?
NIE W SZACHY. NIE LUBIĘ SZACHÓW.
Severus ugryzł się prawdopodobnie w język, bo jego twarz nabrała wyrazu tych wszystkich nauczycielek baletu, które z kolei wyglądają jakby codziennie na śniadanie pożerały garści marynowanych cytryn.
-Też ich nie lubię. A w warcaby? Choć w sumie, to prawie to samo.
PRAWIE ROBI RÓŻNICĘ.
-To prawda. Szczególnie w pana pracy, jak zauważyłem.
JAK KTOŚ JEST PRAWIE MARTWY, TO MUSZĘ CZEKAĆ.
-No, tak, tak. A w bierki?
JUŻ RAZ SIĘ NA BIERKACH PRZEJECHAŁEM. NIE MA MOWY.
-Poker?
NIECH BĘDZIE. MA PAN MOŻE KARTY PRZY SOBIE?
Severus spojrzał po sobie na nowo zakłopotany. Pokręcił przecząco głową, chcąc jak najszybciej wydostać się z tych paskudnych podziemi pachnących stęchlizną i pleśnią. Właściwie w tej pleśni wyczuwał nutę cynamonu. Może jakiś odświeżacz powietrza. W każdym razie on sam nie wytrzymałby tu długo. Miejsce zamieszkania Śmierci nie przypominało w niczym jego lochów.[1]
ZARAZ SIĘ COŚ ZNAJDZIE.
Śmierć przełożył kosę z jednej kościstej ręki do drugiej i zaczął przeszukiwać poły swojej czarnej szaty. Snape zamrugał zdziwiony, kiedy w palcach Śmierci dojrzał grubą talię kart. Było to zdziwienie bardzo słuszne. Nikt, kto spotkał Śmierć nie miał czasu zastanawiać się co też kostucha trzyma pod peleryną. Rzadko kiedy nawet zauważano, że Śmierć nosi pelerynę. Ot, taki szczegół, co znaczy w ogromie wszechświata? I zgonu.
-Niech mi pan wybaczy, panie… - Severus chciał użyć jakiegoś stosownego tytułu, ale po chwili nie znalazł żadnego odpowiedniego.-…panie. Mogę potasować?
ALE ŻADNEJ MAGII.
-Naturalnie.
Snape przejął karty i potasował. Nie patrzył na talię, ale uśmiechając się lekko cały czas spoglądał na Śmierć. Rozdał po pięć kart i zabrał swój stosik.
ŻYWI PRODEM.
Severus rzucił okiem na swoje karty i pokazał je Śmierci.
CZTERY DAMY. NADZWYCZAJ WYSOKO.
Śmierć obejrzał własne karty i skrzyżował spojrzenie z czarnymi oczyma Snape’a.
CZTERY JEDYNKI. NIE MAM SZCZĘŚCIA DO KART.
Właściwie Śmierć coraz częściej przyłapywał się na obstawaniu przy twierdzeniu, że szczęście i śmierć to dwa bardzo różne i najbardziej oddalone od siebie słowa. Tak jakby szczęście nie mogło istnieć wspólnie ze zgonem. A przecież mogło. Chyba.
-To wszystko? Tak… łatwo poszło?
A CO, OCZEKIWAŁ PAN PŁOMIENI, SIARKI I WYZWANIA NA ŚMIERĆ I ŻYCIE? A, NIECH PANU BĘDZIE, SKORO PAN TAK BARDZO CHCE.
Śmierć nie zważał w tej chwili na nieme zaprzeczenia Severusa. W końcu czarodziej uderzył się otwartą dłonią w czoło i westchnął smętnie.
-Słucham.
PAN PAMIĘTA TEGO, CO TO PRZYSZEDŁ PO TĄ RUDĄ NIMFĘ CZY KIM ONA TAM BYŁA, PRAWDA?
-Niejako pamiętam.
ZNAKOMICIE. MOŻEMY TO POWTÓRZYĆ. JEMU TEŻ SIĘ GRA NIE SPODOBAŁA, ALE WTEDY I CZASY BYŁY CIĘŻSZE.
-Ja tam nie wiem…
CO TAM PAN MRUCZY?
-Nic ważnego, proszę mówić dalej.
ON, ZDAJE SIĘ, MIAŁ WYPROWADZIĆ UKOCHANĄ Z PODZIEMI W SPOSÓB, KTÓRY KONTAKTU WZROKOWEGO NIE OBEJMUJE, TO ZNACZY: MIAŁ IŚĆ PRZED SIEBIE NIE ODWRACAJĄC SIĘ I NIE SPOGLĄDAJĄC NA PODĄŻAJĄCĄ ZA NIM ÓWCZESNĄ JEGO MARTWĄ ŻONĄ.
-Odwrócił się, prawda?
Śmierć skinął powoli głową.
ODWRÓCIŁ, ALE NIE WSZYSCY SĄ WIECZNIE NIENASYCONYMI POSTACIAMI Z MITOLOGII O ILORACIE INTELIGENCJI TROLLA NA STERYDACH. CHYBA.
Severus pokiwał głową i dumnie wypiął pierś. Jego twarz była tak blada, że zdawała się jarzyć w ciemności bardziej niż oczodoły kostuchy.
-Więc, zaczynamy?
Śmierć wskazał Snape’owi przejście. Kościsty palec wyraźnie dał mu do zrozumienia, że drugiej szansy nie będzie. Czarodziej szybko skierował się do wyjścia z podziemi i zacisnął pięści. Może jednak wszyscy jesteśmy wiecznie nienasyconymi postaciami z mitologii o ilorazie inteligencji trolla na sterydach. Nie można jednak dyskryminować osób aseksualnych[2], postaci z legend arturiańskich i tych o ilorazie inteligencji trolla, ale nienapakowanego sterydami.
Snape słyszał kroki za sobą i było to w pewien sposób kojące. Właściwie zawsze zastanawiał się dlaczego niby ta postać z mitologii, wyprowadzająca ukochaną z podziemi z nią nie rozmawiała. Przecież nikt nie powiedział, że to niedozwolone. Postanowił to sprawdzić, a co tam!
-Hermiona?
-Spróbuj się obejrzeć, to cię napoję jakąś trucizną, kiedy będziesz spał.
-Taką to wdzięczność się okazuje.
-Co tam mruczysz pod nosem?
-Nic, kochanie.
-Masz gorączkę?
-Nie wyczuwasz ironii?
Hermiona zamilkła. Severus patrzył przed siebie. Wydało mu się to nawet romantyczne. Coś w stylu Albusa. Tak, Albus na pewno by to pochwalił. Otoczenie nie było zachęcające. Panowała wręcz nieprzenikniona ciemność i Snape sam nie miał pojęcia czy idzie w dobrą stronę, ale jednak miejsce posiadało klimat. Kilka świec i można wieczność spędzać.
-Daleko jeszcze?
Czarodziej westchnął.
-A jak myślisz?
-Jakbym wiedziała, to bym cię nie pytała.
-Myślę, że i tak byś spytała.
-Może i tak.- zgodziła się Hermiona.
Znowu zapadła cisza. W odróżnieniu od tej, jaka zapanowała wcześniej między Severusem a Śmiercią ta była z rodzaju tych lekkich i błogich, która otulała w ciepłą noc i koiła do snu.
-Nudzę się.- wyznała Gryfonka. 
-Rozkapryszone dziecko.
-Słucham?
-Zastanawiałem się jaką trucizną byś mnie zabiła.
-Och, bądź pewien, że znalazłabym coś oryginalnego specjalnie dla ciebie.
Snape skinął głową. Jak dotąd nie poczuł pragnienia by spojrzeć na ukochaną. Już wiedział dlaczego tamten się obejrzał. Cisza go nęciła. A przy paplaninie Hermiony Severus wolał prędzej zatkać uszy, zamknąć oczy i czmychnąć do lochów zaraz po wydostaniu jej z podziemi. 
-Czy to nie romantyczne?- zapytał by podtrzymać rozmowę i pogłębić chęć nie oglądania się za siebie.
-Co?
-Najpierw oczekuje, że będę pisał wiersze i grał w lochach na gitarze, a teraz nawet nie wie o co chodzi. Zrozum tu taką.
-Masz niemiły zwyczaj mamrotania pod nosem, wiesz?
-Wiem, kochanie.
-Musisz się go pozbyć, wiesz?
-Tak, kochanie.
-Nie zauważyłeś tego wcześniej?
-Nie, kochanie.
-W każdym razie trzeba coś z tym zrobić.
-Tak, kochanie.
Hermiona zamilkła lekko zdziwiona uległością na ogół temperamentnego mężczyzny. Severus był zbiorowiskiem oksymoronów i sprzeczności. Poza swoimi wadami miał wiele przydatnych umiejętności i talentów.[3]
Nie zaczynała nowej rozmowy. I tak skończyłoby się na kłótni, a tylko rękoczynów brakowało w sytuacji, kiedy chodziło o jej życie i jego zdrowie psychiczne.
-Widzę światło.
-Mówiłam, żebyś nie pił Ognistej przed wyprawą do podziemi.
-Jak stąd wyjdziemy, to cię uduszę, kobieto.
-Odwróć się i będziesz miał kłopot z głowy.
-Nie.
-Dlaczego?
-Skoro mam cię ukatrupić, to na pewno nie w tak delikatny sposób.
Hermiona pokiwała ze zrozumieniem głową, choć on nie mógł tego zobaczyć. Podążała za jego wysoką, kruczą sylwetką i rzeczywiście – gdzieś w oddali dojrzała nikły blask. Powiększał się z każdą chwilą, zbliżali się do niego, a w zaistniałej sytuacji raczej nie mogło być to to światełko w tunelu, o którym myślała. Raczej, bo od pewnego czasu zaczęła dawać wiarę różnym niesamowitym rzeczom.
-Nie odwracaj się.
-Znasz termin w psychologii, mówiący o zakazanym owocu i logice odwróconej psychologii?
-Ty się nie mieścisz w żadnych ramach psychologii, kochany.
-Jaki masz słodki głosik.- rzekł Severus z przekąsem.
Hermiona nie odpowiedziała. Może i lepiej. Światło powiększało się, rozpraszało ciemność. Po chwili jasne było, że jest to światło dzienne. Jakiś dziwny mechanizm otworzył przejście. Mechanizm. Tak, widzieli pewne sznury w ciemności. Nie wszystko w podziemiach musi być napędzane magią. Magię należy w dzisiejszych czasach oszczędzać. Wszystko należy w dzisiejszych czasach oszczędzać.
Severus wyszedł na świeże powietrze i – tak, dla pewności – ruszył do pobliskiego lasu. Zniknął między drzewami i usłyszał tylko przeciągłe przekleństwo oraz słowa wypowiedziane słodkim głosikiem. „Kretyn”. Uśmiechnął się złośliwie pod nosem, a potem spokojnie odwrócił i stanął na palcach by za gęstymi pniami drzew dojrzeć odległą sylwetkę Hermiony. Przez chwilę wydawało mu się, że zrobił już i tak za dużo, i że można ją tutaj zostawić samej sobie, ale potem przypomniał sobie o pełnej półce z różnymi truciznami, która znajdowała się w lochach, a do której ona miała pełny, swobodny dostęp. Powłócząc nogami wrócił na otwartą przestrzeń i spojrzał w twarz ukochanej.
-Więc?- zapytał, podchodząc bliżej.
-Więc?- zmarszczyła brwi.-Co takiego?
-Słyszałem, że uratowane z rąk śmierci dziewczęta rzucają się swoim wybawcom na szyje i zapewniają im zabawę przez najbliższe tygodnie.
-Od kogo to usłyszałeś?
Severus chrząknął i wpatrzył się w swoje czarne buty.
-Od Dumbledore’a.
-Od Dumbledore’a?
Pokiwał smętnie głową i już więcej nie zagadywał o nic.
E-KHEM.
-Słucham?- Hermiona odwróciła się i spojrzała prosto w czarne oczodoły.
TO BY BYŁO NA TYLE, ALE CHCIAŁEM OFICJALNIE ZAKOŃCZYĆ.
-To wszystko?- spytał z niedowierzaniem Severus.
ZNOWU PAN JAKICHŚ FAJERWERKÓW OCZEKIWAŁ?
-Ja…- mówienie uniemożliwiła mu natarczywa dłoń Hermiony.
-Och, on plecie bzdury. Jak zawsze.
Uśmiechnęła się.
A, WIĘC… DO WIDZENIA.
-Do zobaczenia.
OCH, TAK.
-Mhm.- mówił Severus przez rękę Hermiony.
A. CZY MÓGŁBYM PANA NA CHWILĘ PROSIĆ?
Hermiona puściła Severusa i ten, razem ze Śmiercią, odszedł na bok. Widział jak Gryfonka przysuwa się do nich i stara się podsłuchać o czym rozmawiają.
TAK WŁAŚCIWIE, TO DOBRZE, ŻE JĄ PAN ZABRAŁ. BYŁA DOŚĆ… GADATLIWA.
-A, ja właśnie w tej sprawie. Wie pan, przemyślałem to sobie i… nie chciałby jej pan może z powrotem?
NIE MA TAK ŁATWO. BYŁO SIĘ WCZEŚNIEJ DOBRZE ZASTANOWIĆ.
-No, to trudno. W każdym razie miło było pana poznać.
JESZCZE SIĘ SPOTKAMY.
-Oczywiście.
DO WIDZENIA.
Severus skinął głową. Złapał Hermionę za ramię i odciągnął ją na ścieżkę prowadzącą do zamku. W chwili kulminacyjnej rozmowy niemalże wchodziła Śmierci na głowę, chcąc podsłuchać jak najwięcej z ich konwersacji.
-Ja? Gadatliwa?!
-Cicho.
-Och.
Śmierć patrzył za nimi jeszcze przez chwilę. Pocieszna parka. Wolał ich niż tamtego, co to przyszedł po tą rudą. Ruda. Przyjść do podziemi po rudą. I do tego nimfa. Szczyt głupoty. Śmierć nigdy nie był zakochany i coraz częściej sądził, że to wielkie szczęście. Skinął powoli głową, kiedy Hermiona w odpowiedzi na mocny uścisk ręki Severusa, która trzymała jej ramię, zamachnęła się i uderzyła ukochanego w twarz. Charakterystyczny dźwięk sprawił, że ptaki poodlatywały z koron drzew.
Potem Śmierć rozpłynął się i wrócił do swoich rutynowych obowiązków. Właściwie „rozpłynął” to złe określenie. Ale wiecie o co chodzi, Śmierć ma naturalny talent do nagłego znikania i pojawiania się.  





[1] Właściwie przypominało jego lochy we wszystkim, ale Severus w życiu by się do tego nie przyznał. Był niezwykle wytrwały w uważaniu lochów za najprzytulniejsze miejsce na ziemi, podczas gdy wszystkie inne miały być stęchłe, zapadłe i co tam się jeszcze z dziurami pełnymi szczurów kojarzy. Niezbędna była to operacja, gdyż miała przekonać Hermionę do stałego zamieszkania w lochach. Gryfonka nie wykazywała takiego entuzjazmu w kwestii czarnych murów i wilgoci jak jej niedoszły partner.
[2] Jeśli takowe istnieją.
[3] Hermiona nie miała pojęcia, gdzie się tego wszystkiego nauczył, choć czasami podejrzewała liczne ciemne praktyki Bellatrix. W każdym razie – Hermiona nie chowała urazy. Wręcz przeciwnie. 

___________________________________________________________
Zdecydowanie za dużo Pratchetta. Głównie. W każdym razie komunikuję, iż inspirowane było to po części twórczością pana Pratchetta. Mam dziwne poczucie humoru, ostrzegam. Miało być zabawnie, wyszło jak zawsze. Akcja zerowa, trudno. Mimo to, nie popadajmy w rozpacz, przynajmniej jest coś nowego :') Jej. Entuzjazm się ze mnie wylewa :") 
Nie, teraz szczerze. Jestem w trakcie długotrwałego procesu wymyślania nowego rozdziału na bloga. To jeszcze trochę potrwa, ale coś się kiedyś pojawi. Chyba. To, tak na marginesie, jeśli ktoś w ogóle o to dba. 
Mieliście okazję - jeśli ktoś w ogóle zaglądał tutaj ostatnio - paść ofiarą mojego gustu muzycznego. Zmieniam playlistę tak co jakiś czas, takie życie ://