piątek, 16 sierpnia 2013

Granger-Napijmy-Się-Jeszcze

Imprezowa Granger, czyli Sevmione ze szczęśliwym zakończeniem dla "Gisi". 


Hermiona Granger bardzo się zmieniła ostatnimi czasy. Czy na lepsze? W pewnym sensie tak. Była bardziej lubiana i popularniejsza nawet niż Parvati i Lavender obie razem wzięte. Przechodząc korytarzem, większość chłopaków uśmiechało się do niej porozumiewawczo i przyjaźnie. Dziewczyny mrugały do niej zapewne przypominając sobie poprzednią imprezę. Ron znowu zaczął ją podrywać. Nie potrzebowała go już. A wszystko przez to, że grzeczna Hermiona rzuciła książki i stała się bardziej zabawowa. Każdy wie, że w Wieży Gryfonów średnio co kilka tygodni odbywa się szalona impreza. Gryfoni to najbardziej impulsywni uczniowie Hogwartu. Choć nie wszyscy. Wyjątkiem była Hermiona, ale jak widać i wyjątki dopada chandra.
Zresztą, nie mnie oceniać czy zmieniła się na lepsze, czy gorsze. Wiem jedno: z Panny Wiem-To-Wszystko przerodziła się w Granger-Napijmy-Się-Jeszcze. Skoro mowa o alkoholu. Ym… Trochę przesadzała. Można powiedzieć, że przebiła nawet Mistrza Eliksirów, który przecież nie raz musiał być ratowany eliksirem otrzeźwiającym przez Minerwę McGongall.
Co spowodowało tą zmianę? To już nie żadna zagadka. Pewnego dnia, Hermiona, stojąc przed lustrem, zauważyła, że właściwie niczego jej nie brakowało. Była ładna. Sama w to nie wierzyła, ale stwierdziła, że nikt nie miał prawa się nią bawić jak głupią, bezbronną dziewczynką. Wściekła na Rona, który właśnie w ten sposób bawił się z nią jak kotek z myszką postanowiła się zmienić. Właściwie, to ciekawe, że wszystkie wielkie przemiany dokonują się przed lustrem, prawda?
Tak, więc książki zniknęły z jej półek. Przez pierwsze kilka dni jej przemiany nadal uczyła się po nocach, tak, aby nikt tego nie widział, ale stwierdziła, że to jej niepotrzebne. Panna Granger całkowicie zniknęła tak jakby nigdy jej nie było, została tylko ta imprezowa Hermiona. Już nawet do nauczycieli zwracała się z ironią, godną niemal Snape’a. Przez co zarówno na imprezy jak na szlabany chodziła coraz częściej. Mimo to było niezłomna w dążeniu do swojego nienagannego wizerunku Granger-Napijmy-Się-Jeszcze.
Osiągnęła swój cel, jeśli chodziło o Rona, ale nie zaprzestała na nim. Ron jakimś dziwnym trafem akurat teraz stwierdził, że są dla siebie stworzeni i, że powinni być razem. Wyśmiała go. Naprawdę się zmieniła. W rozwydrzoną i wredną Gryfonkę.
Profesor Snape zauważył tę zmianę wyraźniej niż inni. Od dawna przyglądał się Gryfonce, która w pewnym stopniu przypominała mu samego siebie sprzed lat. Nie podobała mu się ta zmiana w niej. To u niego spędzała większość szlabanów.
Spędziła także ten, który tak bardzo zaważył na ich losach.
Snape czekał na nią w swoim gabinecie, jak zwykle, siedząc przy biurku i starając się skupić na sprawdzaniu esejów uczniów. Spóźniała się i dobrze o tym wiedział, bo co chwilę rzucał ukradkowe spojrzenia na duży zegar, na ścianie. W końcu odłożył pióro i westchnął głęboko. Splótł palce i załamał je. To był jego paskudny zwyczaj. Potem położył dłonie na biurku i zaczął miarowo stukać palcami w blat. Robił się coraz bardziej nerwowy i coraz częściej kierował wzrok na zegar na ścianie. Nagle rozległ się dziwny dźwięk. Aż poderwał się z krzesła. Potem otworzyły się z hukiem drzwi. I wpadła przez nie panna Granger, prosto w jego ramiona. Nie musiał nawet zaciągać się jej zapachem, żeby wiedzieć, że piła. Ba, nie musiał nawet specjalnie się jej przyglądać, żeby to wiedzieć.
-Panie… Sev…- wybełkotała.
Skrzywił się.
-Granger, jesteś pijana!
-A ty przystojny!- mruknęła, oplatając go ramionami.
Znowu rozległo się trzaśnięcie, a drzwi uchyliły się po raz drugi. Zza nich wychyliła się najpierw srebrna broda, a potem przyjazna twarz Albusa Dumbeldore’a.
-Dlaczego wszyscy wchodzą tu jak do siebie?!- ryknął Snape, próbując się wyswobodzić z objęć uczennicy.
Dumbeldore… czyżby on się zarumienił? Zachichotał jak nastolatka i mrugnął do niego porozumiewawczo.
-Nie chciałem wam przeszkadzać.- i zniknął za drzwiami.
-Nie! Zaczekaj!- krzyknął Severus.
Dumbeldore nie wrócił. Snape przeklął go w duchu za bezmyślność. Spojrzał na Granger i odepchnął ją od siebie brutalnie. Upadła na podłogę, wygięła usta w podkówkę, a jej dolna warga zadrżała niebezpiecznie. Jej brązowe oczy napełniły się łzami.
-Nie, nie. Tylko nie płacz.- rzekł drżącym głosem.
Płacz kobiety albo dziecka jakoś dziwnie na niego działał.
-To…- pisnęła.-To mnie pocałuj.
I zrobiła dziubek z ust skierowany w jego stronę. Pomyślał, że skoro i tak nie będzie tego pamiętać… Zbliżył się do niej. Objęła go za szyję, przyciągnęła do siebie tak, że spadł na podłogę i usiadła na nim okrakiem. Zaśmiała się jak dziecko, zachwiała się, ale szybko złapała równowagę. Jej loki łaskotały go i drażniły, a oczy spoglądały na niego zamglone i nieobecne. Chuchnęła mu prosto w twarz. Skrzywił się i zmarszczył nos.
-Profesorze…- zamruczała.
Zbliżyła się do jego szyi i delikatnie ugryzła jego skórę. Wytrzeszczył oczy. Co ona wyprawiała? Polizała zdecydowanie jego szyję, a potem znowu spojrzała na niego z góry. Znów chuchnęła mu prosto w twarz.
-Jeżeli się nie uspokoisz, zrobię ci krzywdę.- warknął ostrzegawczo.
-Chętnie.- wybełkotała z głupkowatym uśmiechem.
Kilka razy uderzył głową o podłogę, ubolewając nad jej stanem i chwilową głupotą. Potem złapał ją mocno za ramiona i odrzucił na bok. Sam wstał i otrzepał się z kurzu. Rzucił jej pogardliwe spojrzenie.
-Sev!- pisnęła płaczliwie.-Zacznę płakać…
-A płacz sobie, opoju. Jak to się odmienia? Opój…- machnął ręką.-Nieważne.
Poprawił szatę i zamierzał odejść w stronę sypialni, żeby zatrzasnąć drzwi i spokojnie zasnąć, ale rzuciła się na niego ponownie. Mocno go objęła i nie pozwoliła się odepchnąć. Westchnął głęboko i wszedł do sąsiedniego pokoju. Położył ją na łóżku i przykrył kołdrą. Spojrzała na niego błagalnie.
-Miałeś mnie… miałeś mnie, no, pocałować…- wybełkotała. Język jej się plątał.
Severus teatralnie przewrócił oczyma i cmoknął ją w czoło.
-NIE TAK.- powiedziała dobitnie.
Usiadł na skraju łóżka i delikatnie położył swoje usta na jej ustach. Wszystko, byleby się od niego w końcu odczepiła. Zaśmiała się wrednie i pogłębiła pocałunek. Wplótł palce w jej włosy i zaciągnął się zapachem Ognistej, która od niej biła. Mimo alkoholu jej usta były słodkie i tak miękkie, że niemal nie miał ochoty się od nich odrywać.
Odsunął się od niej szybko.
-Jesteś zalana. Idź spać.
Zamknęła posłusznie oczy, a na jej ustach rozciągnął się błogi uśmiech.
Kiedy otworzyła oczy uderzył ją niesamowicie silny ból głowy, jaki odczuwała. Starała rozmasować sobie skronie, ale to nie pomagało. Kręciła głową gwałtownie, ale to również nie przynosiło potrzebnych efektów.
-To była chyba najcięższa noc w moim życiu.- mruknęła, nie otwierając oczu.
-Nie tylko twoja.
Obok niej leżał sobie Snape, a jego czarne włosy rozsypane były na poduszce. Był w pełni ubrany i raczej się wylegiwał niż spał. Nagle zebrało jej się na wymioty. Powstrzymała szybko to dziwne uczucie. Pamiętała dokładnie wszystko. Zawsze pamiętała i to w osiemdziesięciu procentach przypadków sprawiało jej frajdę. Ten przypadek akurat był w tych pozostałych dziesięciu procentach.
-Profesorze?
-Tak?
-Pocałował mnie pan.
-Żebyś dała mi w końcu spokój.
Odwróciła się do niego i spojrzała w jego zimne, czarne oczy.
-Mam wszystko gdzieś, mogę z powrotem być Panną Wiem-To-Wszystko-I-Jeszcze-Więcej, ale pocałuj mnie jeszcze raz.- powiedziała jednym tchem.
Uśmiechnął się złośliwie.
-Możesz sobie dalej być imprezową Granger, ale proszę, nie przesadzaj.
Zbliżył się do niej i pocałował ją delikatnie.
Zmiana jednak przyniosła ze sobą coś dobrego.    
__________________________________________________
Skoro dotarłeś/aś aż tutaj, prawdopodobnie to przeczytałeś/aś. Parę rzeczy do wyjaśnienia. Więc: opowiadanie jest krótkie i właściwie do niczego, pisane w nocy, kiedy to czekały na mnie trzy nowe, genialne odcinki mojej ukochanej Gry o Tron (Lannisterowie górą, You Gonna Hear Me Roar) i przede wszystkim upragniony sen. Starałam się, żeby to jakoś wyglądało, ale niestety wyszło jak wyszło. Nie wiem dlaczego w opowiadaniach coraz częściej upijam Mionę. Pisząc to słuchałam Upiora z Opery, a przy głosie cudnego Gerarda Butlera nie potrafię się skupić, ale, co za paradoks - bez niego też nie. Ostatnio w ogóle nie mogę pisać, to pewnie przez te dziwne sny i przez to, że cały czas chodzę wkurzona przez "Upiora Opery" i "Nędzników" (jakiś kretyn oba dzieła wypożyczył z biblioteki) i ogólnie jestem rozkojarzona, a jedyne co piszę, to Janine, czyli Javert/Eponine. Nawet nie chciało mi się pisać rozdziału na bloga. W każdym razie przepraszam za mnie. O, ironio, usprawiedliwienie dłuższe niż samo opowiadanie </3      

czwartek, 1 sierpnia 2013

Inspektor Javert

Na podstawie "Nędzników". Kanon poszedł się bujać.


Dłuższą chwilę spoglądał w niebo. Niebo. Wolność. Nieprzebrane gwiazdy. Gwiazdy były czymś, co go zachwycało. Żaden człowiek nie potrafił ich zliczyć, a i odczytać niejeden potrafił. Przechadzając się po gzymsie mostu nadal patrzył w niebo. Ani razu nie spadł. Prawo nie ginie. Prawo będzie zawsze. A on… był prawem. Spokojnie, przechadzając się, w głowie kołatały mu się myśli, które nigdy nie powinny go najść. Jego charakter był prosty, choć potencjalnie złożony. System jego wartości był jasno określony. Złodzieja złapać i skazać, galernika, który złamał zasady zwolnienia przed sąd postawić. Nie było wyjątków od zasady. Tacy jak oni wszyscy się nie zmieniają. Wiedział o tym dobrze, a jego zasady otwarcie to pokazywały.
Zamknął oczy, uniósł głowę i mocno zaciągnął się nocnym powietrzem, a przez jedną, nikłą chwilę zapomniał o swoich problemach. To była błogi moment zapomnienia, jakiego nie czuł od dawna. Z tego pięknego uczucia wyrwały go kroki. Kogo kroki? Zwykle miejsce to było puste, a szczególnie teraz powinno być. Lada chwila przecież miała się rozpocząć owa „rewolucja, co nie potrwa ni dwóch dni”, jak ją nazywał. Wyprostował się i odwrócił w stronę odgłosu kroków. Przybrał obojętny wyraz twarzy. Rzadko kiedy się śmiał, a jeśli już to okropnym śmiechem. Niestety, nie był najurodziwszy, wręcz przeciwnie, był można powiedzieć odrażający, a kiedy się śmiał, odsłaniając przy tym zęby i dziąsła ludzie odsuwali się od niego. Ci, którzy zostawali, robili to tylko pod presją jego stanowiska. Nie obchodziło go to. Wiedział, że zawsze trzeba liczyć wyłącznie na siebie. Na nikogo więcej.
Przed sobą ujrzał młodą córkę Thenardierów, Eponine. Zmrużył oczy i przeszył ją poważnym spojrzeniem. O ile to było możliwe wyprostował się jeszcze bardziej, a w jego każdym ruchu kryły się dystans i oschłość. Czego ta mała chciała?
Powinien ją już dawno aresztować. Nieraz widział jak współpracowała ze swoim ojcem i matką, którzy byli zwykłymi szumowinami. Podeszła do niego, choć chwiała się lekko. Czegoś się bała i to było widać w jej oczach i wyrazie twarzy. Włosy rozwiał jej wiatr i zachwiała się niebezpiecznie. Może i była przestępczynią, ale nie była tak zepsuta jak jej rodzice, nie zasługiwała na śmierć poprzez upadek, a i on nigdy nie spowodował niczyjej śmierci. To należało do wyroków boskich, nie jego. Złapał ją szybko za rękę i przyciągnął do siebie. Wstrzymała oddech. Odsunął ją od siebie i niespokojnie spoglądał w przepaść. Pierwszy raz spojrzał w przepaść, dzielił go od niej jeden krok, jeden mały, nic nie znaczący krok.
-Inspektorze.- pisnęła. Wydawała się roztrzęsiona. Zaraz jednak opanowała się, tak jakby chciała pokazać, że wcale nie jest taką jak wszystkie inne kobiety.-Javert.- zniżyła głos do odpowiedniego tonu.
Skinął głową. Powinien ją aresztować, powinien. Zaczął zastanawiać się nad taką możliwością i nie zauważył, że zbliżyła się do niego nieznacznie. Delikatnie, subtelnie położyła mu dłoń na ramieniu. Drgnął niespokojnie i odsunął się.
-Czego chcesz?- spytał nieprzyjemnie.
-Ja…- zająknęła się. Potem nagle uśmiechnęła się jakby coś niesamowicie ją uszczęśliwiło.-Chciałam cię zobaczyć.
Jego zobaczyć? Przesłyszał się? Przeszył ją uważnym spojrzeniem.
-Mnie? Od kiedy jesteśmy na „ty”?
Uśmiech znikł z jej twarzy. Tak jakby ktoś nagle zniszczył tą rzecz, która tak ją uszczęśliwiła. Pozostał niewzruszony. Jego serce nie mogło nic wzruszyć. Nauczył się tego służąc dwadzieścia lat, złodziejom nie można wybaczać, zbrodniarzy trzeba tępić, a słuchanie wymówek to błąd. Jego zasady były jasno określone. Czekał na jej reakcję.
Zbliżyła się do niego. Nadal czekał.
-Spójrz na mnie.- szepnęła.-Spójrz.- coraz bardziej się do niego zbliżała. Teraz jego prawie stykała się z jego nieskazitelnym mundurem. Był o wiele wyższy, patrzył na nią z góry.-Co widzisz?
Milczał przez chwilę. Nie miał pojęcia w co ona pogrywała. Czy chciała go oszukać? Zepchnąć z gzymsu? Co takiego chciała zrobić? Szybko zanalizował sytuację i postanowił czekać na rozwój wydarzeń. Przeszył ją wzrokiem.
-Córkę przestępców.- odpowiedział chłodno.
I to, co było w tej sytuacji bezpodstawnie śmieszne, to to, że mimo swoich chłodnych zasad i zawodowego opanowania widział w niej piękną, choć zaniedbaną przez los kobietę. Nie dał tego po sobie poznać. Poza tym, nie uważał, żeby to było specjalnie wstydliwe, głównie widział w niej właśnie córkę przestępców, którzy raz po raz wymykali mu się z rąk i w końcu uznał ich za zbyt błahych na zwracanie na nich uwagi.
Rzuciła się do niego i oplotła go mocno ramionami, przez co zachwiał się i omal nie przyczynił do ich wspólnej zguby. Złapał jednak równowagę i odepchnął ją od siebie brutalnie. Skrzywił się i poprawił mundur. Spojrzała na niego wyzywająco. Potem jej wzrok złagodniał. Po jej policzku spłynęła łza.
-Javert.- szepnęła.-Proszę, nie widzisz nic? Nic, co we mnie widzisz, nie jest dla ciebie dziwne, przejmujące, nic cię nie zastanawia?
Znowu rzucił jej chłodne spojrzenie.
-Nie.
Podeszła do niego. W jej ruchach już nie było strachu. Pod nimi zaszumiała woda. Spojrzał w dół, w przepaść, gdzie widniała czarna woda, miejscami pieniąca się jak piana w pysku psa.
Eponine Thenardier złapała go nieśmiało, acz stanowczo za rękę i zbliżyła ją do swojego policzka. Zmusiła go, by opuszkami palców delikatnie dotknął jej skóry. W jej ruchach była jakaś rozpaczliwa potrzeba bliskości, jakieś oddanie, a gdy położyła sobie jego dużą dłoń na policzku, westchnęła cicho i z uwielbieniem. Odsunął rękę stanowczo.
-Javert, ja…- powiedziała cicho.-Ja kocham.- rzekła to taki tonem, jakby to była rzecz, którą mogła się chwalić i która dawała jej odpowiednio dużo satysfakcji.
Uważnie śledził każdy jej ruch wzrokiem. Odwrócił się do niej plecami. Czy to prawda? W jego duszy wytworzyło się coś na kształt burzy. Przecież to zbrodniarka, ona tylko kłamie… Ale w równym stopniu była młodą kobietą, a takie ciągle zakochiwały się w kimś nowym. Był rozdarty. Co teraz, co teraz?  To targał się w jedną stronę, to w drugą. Najprościej było skoczyć. Miał to zrobić. Albo zepchnąć z mostu ją. Odwrócił się do niej ponownie.
Spostrzegł jej twarz tuż przed swoją.
-Przytul mnie, proszę, o tyle proszę, tylko tyle.- poprosiła cicho.-Możesz zrobić ze mną co zechcesz. Aresztuj mnie, ale…- ufnie popatrzyła na jego twarz.-Nie odtrącaj.
Zamrugał gwałtownie. I co miał z tym zrobić? Nie czekając na jego reakcję, przylgnęła do niego i złożyła pokornie głowę na jego piersi. Stał tak, wyprostowany nadal spierając się w sobie, co robić. Z jednej strony coś, może honor nakazywało jej pocieszyć bezbronną kobietę, z drugiej strony sumienie mówiło mu, że to tylko mała, głupia, podstępna żmija. Ostatecznie nie zrobił nic. Ona przytulała się do niego i nie oczekiwała nic innego, a on stał wyprostowany, spoglądając w gwiazdy i szukając w nich ucieczki.
Nie odsuwała się od niego i widać, nie przeszkadzała jej ta bliskość. Kiedy stwierdziła, że on jej nie obejmie, drgnęła lekko i było w tym czuć bardzo wyraźny smutek i zniechęcenie, potem jednak oplotła go mocno ramionami, a jej dłonie zacisnęły się rozpaczliwie na jego mundurze.
-Odsuń się.- rzekł chłodno.
-Javert…
-Odsuń się.
-Ale…
-Odsuń.
-Nie. Teraz nie jesteś inspektorem policji, jesteś Javertem. Pozwoliłeś mi na to, nie zamierzam się od siebie odsunąć.- powiedziała twardo.
Zaskoczyła go ta hardość w jej głosie. Nadal mocno zaciskała ręce na jego mundurze. To było jak przytulać się do nic nie czującej rzeźby. Przynajmniej tyle.
Odsunęła się od niego nieznacznie. Stanęła na palcach i przymknęła oczy, kiedy zbliżała się do jego ust, a pragnienie ucałowania ich biło z niej całej. Odepchnął ją od siebie i gdyby nie to, że jakaś garstka uczuć w nim pozostała, pozwoliłby jej spaść z gzymsu mostu do rzeki. Złapał ją za rękę, ale trzymał daleko od siebie.
-Co takiego robię źle?- spytała z niemym bólem na twarzy.
-Spójrz na mnie. Co widzisz?- zapytał oschle.
Wyciągnęła rękę jakby chciała dotknąć jego twarzy. Pozwolił jej na to. Z lubością pogłaskała jego policzek, a jego zarost mile drażnił jej skórę. Ostrożnie pogładziła jego wydatny, dumny nos, subtelnie przesunęła swoimi małymi, kościstymi palcami miejsce pod jego oczyma, a potem pogładziła jego dolną wargę.
-Prawo. Widzę bezwzględne prawo, ale i człowieka. Widzę mężczyznę, który nie chce mnie pocałować. Pytanie, dlaczego?
-Nie. Powiem ci co widzisz. Widzisz inspektora policji, którego chcesz oszukać, już ja znam te wasze sztuczki. Wiem, co knujesz. Wszyscy jesteście tacy sami.- rzekł ze złością.
-A jeśli od reguły są wyjątki?
Wyjątki? Głupia dziewucha. On nie uznawał czegoś takiego jak wyjątki. Coś takiego w ogóle nie istniało. Nie miało prawa istnieć. A może… Był rozdarty i coraz bardziej nie wiedział co robić.
-Nie ma wyjątków. Wyjątki nie istnieją.
-Javert!- krzyknęła, a szum wody u dołu wydał mu się głośniejszy.-Ja cię kocham!
W oczach miała łzy. Jej policzki stały się mokre, kosmyki włosów przykleiły się do jej skóry, pod wpływem wilgoci. Patrzyła na niego z rozczuleniem i niemocą i nie mogła się ruszyć. I ten widok… Na miły Bóg, ten widok wzruszył go do głębi. Zawsze miał jasno określony system wartości, ale ten system… ten system zawalił się, gdy ona przyszła. Zbliżył się do niej i niewiele myśląc nachylił się do jej ust. Pocałował ją wolno i delikatnie, a przez smak jej ust przebijał się słony smak jej łez. Już dawno nie czuł się tak wolny. Gwiazdy wydały mu się teraz puste i zimne, przy blasku jej oczu. Jej ręce ponownie zacisnęły się na jego mundurze. Jedna jej dłoń powędrowała do jego karku, czarna wstążka, którą związane były jego włosy została brutalnie odwiązana. Porwał ją wiatr, a w jego włosy, poprzetykane srebrnymi nitkami wkradło się zimne, nocne powietrze. Nie myślał. Nie był w stanie. Jego świat legł w gruzach. Odsunął się od niej. Patrzyła na niego z uwielbieniem.
Pokręcił głową.
-To nie jest możliwe. Nie ma wyjątków. Niemożliwe.- mruknął.
Zbliżył się nad przepaść i spojrzał w dół. Woda przerażała go, ale był inspektorem Javertem. A Javert, co musi zrobić, robi bez zająknięcia. Zamknął oczy i napawał się przez chwilę mroźnym powietrzem. Złapała go gwałtownie za rękę i pociągnęła do siebie. Na powrót przylgnęła do niego.
-Nie skacz, postradałeś zmysły, nie skacz.- szeptała.
-Tak. Postradałem zmysły. Nie ma dla mnie innej drogi.
-A ja? Co ze mną?
-Jakoś radziłaś sobie beze mnie wcześniej.- rzucił, nie patrząc na nią.
Utwierdził się w przekonaniu, że robiła to tylko dla własnej korzyści. Nie mylił się, na swój sposób była zepsuta. On nigdy się nie mylił.
-Przestań! Przestań, Javert! Nawet tak nie mów!- krzyknęła rozpaczliwie.-Moje życie nie ma sensu bez ciebie. Czy ty naprawdę nic do mnie nie czujesz? Naprawdę nic?
Nie patrzył na nią. Jego świat się zawalił.
-Nie ma dla mnie innej drogi.- powtórzył chłodno.-To koniec.
Przylgnęła do niego, a jej łzy zmoczyły mu mundur.
-Nie rób mi tego, nie zostawiaj mnie.- wzięła głęboki oddech.-Nie teraz. Nie teraz, kiedy… kiedy nadal czuję smak twoich ust.- powiedziała odważnie.
Spojrzał na nie zdziwiony i… objął ją. Silne ramiona przyciągnęły ją do siebie, a jej głowa wtuliła się w niego mocno. Dosłownie łkała w jego pierś i nie potrafił tego załagodzić. To było, coś, czego nie robił od lat - pogładził ją delikatnie po włosach. I widział, że czuła się bezpiecznie w jego objęciach. Był w końcu prawem.
Spojrzał na nią. Nastąpiła kolejna anomalia w jego zachowaniu, uśmiechnął się lekko. Tym samym chciał ją sprawdzić. Czy należała do tych, którzy uciekali czy do tych, którzy zostawali, bo się go bali. Zerknęła na niego i uśmiechnęła się szczerym uśmiechem. Zakochani ludzie są dziwni, widzą rzeczy, których tak naprawdę nie ma i łudzą się, ze to prawda. Ale są szczęśliwi.
-Nie ma dla mnie miejsca na tym świecie.- powiedział.
-Nie ma dla mnie miejsca na świecie bez ciebie.
Opuszkami palców zbadał dokładnie całą jej twarz, a ona poddawała się temu, patrząc na niego z uczuciem.
-Ja już umarłem.
-A ja umarłam razem z tobą.- pośpieszyła z odpowiedzią.
Złapała go za rękę i odwróciła się w stronę przepaści. Zdecydowanie postąpiła krok. Zdziwiła go jej odwaga i buntowniczość. Ścisnął lekko ich splecione ze sobą ręce. Szeptem policzył do trzech. Rzuciła mu spojrzenie pełne miłości.
A potem oboje runęli w przepaść. Już nic się nie liczyło. Pochłonęła ich czarna, pieniąca się woda Sekwany.





_______________________________________________
Żeby nie było, to Sadystka kazała mi was męczyć. Uważam to za ckliwe i pisałam to opierając się głównie na ekranizacji. Przeczytałam tylko jeden tom "Nędzników", bo resztę wypożyczył z biblioteki jakiś kretyn. Ale liczę na opinie ;-; I z góry dziękuję.