czwartek, 1 sierpnia 2013

Inspektor Javert

Na podstawie "Nędzników". Kanon poszedł się bujać.


Dłuższą chwilę spoglądał w niebo. Niebo. Wolność. Nieprzebrane gwiazdy. Gwiazdy były czymś, co go zachwycało. Żaden człowiek nie potrafił ich zliczyć, a i odczytać niejeden potrafił. Przechadzając się po gzymsie mostu nadal patrzył w niebo. Ani razu nie spadł. Prawo nie ginie. Prawo będzie zawsze. A on… był prawem. Spokojnie, przechadzając się, w głowie kołatały mu się myśli, które nigdy nie powinny go najść. Jego charakter był prosty, choć potencjalnie złożony. System jego wartości był jasno określony. Złodzieja złapać i skazać, galernika, który złamał zasady zwolnienia przed sąd postawić. Nie było wyjątków od zasady. Tacy jak oni wszyscy się nie zmieniają. Wiedział o tym dobrze, a jego zasady otwarcie to pokazywały.
Zamknął oczy, uniósł głowę i mocno zaciągnął się nocnym powietrzem, a przez jedną, nikłą chwilę zapomniał o swoich problemach. To była błogi moment zapomnienia, jakiego nie czuł od dawna. Z tego pięknego uczucia wyrwały go kroki. Kogo kroki? Zwykle miejsce to było puste, a szczególnie teraz powinno być. Lada chwila przecież miała się rozpocząć owa „rewolucja, co nie potrwa ni dwóch dni”, jak ją nazywał. Wyprostował się i odwrócił w stronę odgłosu kroków. Przybrał obojętny wyraz twarzy. Rzadko kiedy się śmiał, a jeśli już to okropnym śmiechem. Niestety, nie był najurodziwszy, wręcz przeciwnie, był można powiedzieć odrażający, a kiedy się śmiał, odsłaniając przy tym zęby i dziąsła ludzie odsuwali się od niego. Ci, którzy zostawali, robili to tylko pod presją jego stanowiska. Nie obchodziło go to. Wiedział, że zawsze trzeba liczyć wyłącznie na siebie. Na nikogo więcej.
Przed sobą ujrzał młodą córkę Thenardierów, Eponine. Zmrużył oczy i przeszył ją poważnym spojrzeniem. O ile to było możliwe wyprostował się jeszcze bardziej, a w jego każdym ruchu kryły się dystans i oschłość. Czego ta mała chciała?
Powinien ją już dawno aresztować. Nieraz widział jak współpracowała ze swoim ojcem i matką, którzy byli zwykłymi szumowinami. Podeszła do niego, choć chwiała się lekko. Czegoś się bała i to było widać w jej oczach i wyrazie twarzy. Włosy rozwiał jej wiatr i zachwiała się niebezpiecznie. Może i była przestępczynią, ale nie była tak zepsuta jak jej rodzice, nie zasługiwała na śmierć poprzez upadek, a i on nigdy nie spowodował niczyjej śmierci. To należało do wyroków boskich, nie jego. Złapał ją szybko za rękę i przyciągnął do siebie. Wstrzymała oddech. Odsunął ją od siebie i niespokojnie spoglądał w przepaść. Pierwszy raz spojrzał w przepaść, dzielił go od niej jeden krok, jeden mały, nic nie znaczący krok.
-Inspektorze.- pisnęła. Wydawała się roztrzęsiona. Zaraz jednak opanowała się, tak jakby chciała pokazać, że wcale nie jest taką jak wszystkie inne kobiety.-Javert.- zniżyła głos do odpowiedniego tonu.
Skinął głową. Powinien ją aresztować, powinien. Zaczął zastanawiać się nad taką możliwością i nie zauważył, że zbliżyła się do niego nieznacznie. Delikatnie, subtelnie położyła mu dłoń na ramieniu. Drgnął niespokojnie i odsunął się.
-Czego chcesz?- spytał nieprzyjemnie.
-Ja…- zająknęła się. Potem nagle uśmiechnęła się jakby coś niesamowicie ją uszczęśliwiło.-Chciałam cię zobaczyć.
Jego zobaczyć? Przesłyszał się? Przeszył ją uważnym spojrzeniem.
-Mnie? Od kiedy jesteśmy na „ty”?
Uśmiech znikł z jej twarzy. Tak jakby ktoś nagle zniszczył tą rzecz, która tak ją uszczęśliwiła. Pozostał niewzruszony. Jego serce nie mogło nic wzruszyć. Nauczył się tego służąc dwadzieścia lat, złodziejom nie można wybaczać, zbrodniarzy trzeba tępić, a słuchanie wymówek to błąd. Jego zasady były jasno określone. Czekał na jej reakcję.
Zbliżyła się do niego. Nadal czekał.
-Spójrz na mnie.- szepnęła.-Spójrz.- coraz bardziej się do niego zbliżała. Teraz jego prawie stykała się z jego nieskazitelnym mundurem. Był o wiele wyższy, patrzył na nią z góry.-Co widzisz?
Milczał przez chwilę. Nie miał pojęcia w co ona pogrywała. Czy chciała go oszukać? Zepchnąć z gzymsu? Co takiego chciała zrobić? Szybko zanalizował sytuację i postanowił czekać na rozwój wydarzeń. Przeszył ją wzrokiem.
-Córkę przestępców.- odpowiedział chłodno.
I to, co było w tej sytuacji bezpodstawnie śmieszne, to to, że mimo swoich chłodnych zasad i zawodowego opanowania widział w niej piękną, choć zaniedbaną przez los kobietę. Nie dał tego po sobie poznać. Poza tym, nie uważał, żeby to było specjalnie wstydliwe, głównie widział w niej właśnie córkę przestępców, którzy raz po raz wymykali mu się z rąk i w końcu uznał ich za zbyt błahych na zwracanie na nich uwagi.
Rzuciła się do niego i oplotła go mocno ramionami, przez co zachwiał się i omal nie przyczynił do ich wspólnej zguby. Złapał jednak równowagę i odepchnął ją od siebie brutalnie. Skrzywił się i poprawił mundur. Spojrzała na niego wyzywająco. Potem jej wzrok złagodniał. Po jej policzku spłynęła łza.
-Javert.- szepnęła.-Proszę, nie widzisz nic? Nic, co we mnie widzisz, nie jest dla ciebie dziwne, przejmujące, nic cię nie zastanawia?
Znowu rzucił jej chłodne spojrzenie.
-Nie.
Podeszła do niego. W jej ruchach już nie było strachu. Pod nimi zaszumiała woda. Spojrzał w dół, w przepaść, gdzie widniała czarna woda, miejscami pieniąca się jak piana w pysku psa.
Eponine Thenardier złapała go nieśmiało, acz stanowczo za rękę i zbliżyła ją do swojego policzka. Zmusiła go, by opuszkami palców delikatnie dotknął jej skóry. W jej ruchach była jakaś rozpaczliwa potrzeba bliskości, jakieś oddanie, a gdy położyła sobie jego dużą dłoń na policzku, westchnęła cicho i z uwielbieniem. Odsunął rękę stanowczo.
-Javert, ja…- powiedziała cicho.-Ja kocham.- rzekła to taki tonem, jakby to była rzecz, którą mogła się chwalić i która dawała jej odpowiednio dużo satysfakcji.
Uważnie śledził każdy jej ruch wzrokiem. Odwrócił się do niej plecami. Czy to prawda? W jego duszy wytworzyło się coś na kształt burzy. Przecież to zbrodniarka, ona tylko kłamie… Ale w równym stopniu była młodą kobietą, a takie ciągle zakochiwały się w kimś nowym. Był rozdarty. Co teraz, co teraz?  To targał się w jedną stronę, to w drugą. Najprościej było skoczyć. Miał to zrobić. Albo zepchnąć z mostu ją. Odwrócił się do niej ponownie.
Spostrzegł jej twarz tuż przed swoją.
-Przytul mnie, proszę, o tyle proszę, tylko tyle.- poprosiła cicho.-Możesz zrobić ze mną co zechcesz. Aresztuj mnie, ale…- ufnie popatrzyła na jego twarz.-Nie odtrącaj.
Zamrugał gwałtownie. I co miał z tym zrobić? Nie czekając na jego reakcję, przylgnęła do niego i złożyła pokornie głowę na jego piersi. Stał tak, wyprostowany nadal spierając się w sobie, co robić. Z jednej strony coś, może honor nakazywało jej pocieszyć bezbronną kobietę, z drugiej strony sumienie mówiło mu, że to tylko mała, głupia, podstępna żmija. Ostatecznie nie zrobił nic. Ona przytulała się do niego i nie oczekiwała nic innego, a on stał wyprostowany, spoglądając w gwiazdy i szukając w nich ucieczki.
Nie odsuwała się od niego i widać, nie przeszkadzała jej ta bliskość. Kiedy stwierdziła, że on jej nie obejmie, drgnęła lekko i było w tym czuć bardzo wyraźny smutek i zniechęcenie, potem jednak oplotła go mocno ramionami, a jej dłonie zacisnęły się rozpaczliwie na jego mundurze.
-Odsuń się.- rzekł chłodno.
-Javert…
-Odsuń się.
-Ale…
-Odsuń.
-Nie. Teraz nie jesteś inspektorem policji, jesteś Javertem. Pozwoliłeś mi na to, nie zamierzam się od siebie odsunąć.- powiedziała twardo.
Zaskoczyła go ta hardość w jej głosie. Nadal mocno zaciskała ręce na jego mundurze. To było jak przytulać się do nic nie czującej rzeźby. Przynajmniej tyle.
Odsunęła się od niego nieznacznie. Stanęła na palcach i przymknęła oczy, kiedy zbliżała się do jego ust, a pragnienie ucałowania ich biło z niej całej. Odepchnął ją od siebie i gdyby nie to, że jakaś garstka uczuć w nim pozostała, pozwoliłby jej spaść z gzymsu mostu do rzeki. Złapał ją za rękę, ale trzymał daleko od siebie.
-Co takiego robię źle?- spytała z niemym bólem na twarzy.
-Spójrz na mnie. Co widzisz?- zapytał oschle.
Wyciągnęła rękę jakby chciała dotknąć jego twarzy. Pozwolił jej na to. Z lubością pogłaskała jego policzek, a jego zarost mile drażnił jej skórę. Ostrożnie pogładziła jego wydatny, dumny nos, subtelnie przesunęła swoimi małymi, kościstymi palcami miejsce pod jego oczyma, a potem pogładziła jego dolną wargę.
-Prawo. Widzę bezwzględne prawo, ale i człowieka. Widzę mężczyznę, który nie chce mnie pocałować. Pytanie, dlaczego?
-Nie. Powiem ci co widzisz. Widzisz inspektora policji, którego chcesz oszukać, już ja znam te wasze sztuczki. Wiem, co knujesz. Wszyscy jesteście tacy sami.- rzekł ze złością.
-A jeśli od reguły są wyjątki?
Wyjątki? Głupia dziewucha. On nie uznawał czegoś takiego jak wyjątki. Coś takiego w ogóle nie istniało. Nie miało prawa istnieć. A może… Był rozdarty i coraz bardziej nie wiedział co robić.
-Nie ma wyjątków. Wyjątki nie istnieją.
-Javert!- krzyknęła, a szum wody u dołu wydał mu się głośniejszy.-Ja cię kocham!
W oczach miała łzy. Jej policzki stały się mokre, kosmyki włosów przykleiły się do jej skóry, pod wpływem wilgoci. Patrzyła na niego z rozczuleniem i niemocą i nie mogła się ruszyć. I ten widok… Na miły Bóg, ten widok wzruszył go do głębi. Zawsze miał jasno określony system wartości, ale ten system… ten system zawalił się, gdy ona przyszła. Zbliżył się do niej i niewiele myśląc nachylił się do jej ust. Pocałował ją wolno i delikatnie, a przez smak jej ust przebijał się słony smak jej łez. Już dawno nie czuł się tak wolny. Gwiazdy wydały mu się teraz puste i zimne, przy blasku jej oczu. Jej ręce ponownie zacisnęły się na jego mundurze. Jedna jej dłoń powędrowała do jego karku, czarna wstążka, którą związane były jego włosy została brutalnie odwiązana. Porwał ją wiatr, a w jego włosy, poprzetykane srebrnymi nitkami wkradło się zimne, nocne powietrze. Nie myślał. Nie był w stanie. Jego świat legł w gruzach. Odsunął się od niej. Patrzyła na niego z uwielbieniem.
Pokręcił głową.
-To nie jest możliwe. Nie ma wyjątków. Niemożliwe.- mruknął.
Zbliżył się nad przepaść i spojrzał w dół. Woda przerażała go, ale był inspektorem Javertem. A Javert, co musi zrobić, robi bez zająknięcia. Zamknął oczy i napawał się przez chwilę mroźnym powietrzem. Złapała go gwałtownie za rękę i pociągnęła do siebie. Na powrót przylgnęła do niego.
-Nie skacz, postradałeś zmysły, nie skacz.- szeptała.
-Tak. Postradałem zmysły. Nie ma dla mnie innej drogi.
-A ja? Co ze mną?
-Jakoś radziłaś sobie beze mnie wcześniej.- rzucił, nie patrząc na nią.
Utwierdził się w przekonaniu, że robiła to tylko dla własnej korzyści. Nie mylił się, na swój sposób była zepsuta. On nigdy się nie mylił.
-Przestań! Przestań, Javert! Nawet tak nie mów!- krzyknęła rozpaczliwie.-Moje życie nie ma sensu bez ciebie. Czy ty naprawdę nic do mnie nie czujesz? Naprawdę nic?
Nie patrzył na nią. Jego świat się zawalił.
-Nie ma dla mnie innej drogi.- powtórzył chłodno.-To koniec.
Przylgnęła do niego, a jej łzy zmoczyły mu mundur.
-Nie rób mi tego, nie zostawiaj mnie.- wzięła głęboki oddech.-Nie teraz. Nie teraz, kiedy… kiedy nadal czuję smak twoich ust.- powiedziała odważnie.
Spojrzał na nie zdziwiony i… objął ją. Silne ramiona przyciągnęły ją do siebie, a jej głowa wtuliła się w niego mocno. Dosłownie łkała w jego pierś i nie potrafił tego załagodzić. To było, coś, czego nie robił od lat - pogładził ją delikatnie po włosach. I widział, że czuła się bezpiecznie w jego objęciach. Był w końcu prawem.
Spojrzał na nią. Nastąpiła kolejna anomalia w jego zachowaniu, uśmiechnął się lekko. Tym samym chciał ją sprawdzić. Czy należała do tych, którzy uciekali czy do tych, którzy zostawali, bo się go bali. Zerknęła na niego i uśmiechnęła się szczerym uśmiechem. Zakochani ludzie są dziwni, widzą rzeczy, których tak naprawdę nie ma i łudzą się, ze to prawda. Ale są szczęśliwi.
-Nie ma dla mnie miejsca na tym świecie.- powiedział.
-Nie ma dla mnie miejsca na świecie bez ciebie.
Opuszkami palców zbadał dokładnie całą jej twarz, a ona poddawała się temu, patrząc na niego z uczuciem.
-Ja już umarłem.
-A ja umarłam razem z tobą.- pośpieszyła z odpowiedzią.
Złapała go za rękę i odwróciła się w stronę przepaści. Zdecydowanie postąpiła krok. Zdziwiła go jej odwaga i buntowniczość. Ścisnął lekko ich splecione ze sobą ręce. Szeptem policzył do trzech. Rzuciła mu spojrzenie pełne miłości.
A potem oboje runęli w przepaść. Już nic się nie liczyło. Pochłonęła ich czarna, pieniąca się woda Sekwany.





_______________________________________________
Żeby nie było, to Sadystka kazała mi was męczyć. Uważam to za ckliwe i pisałam to opierając się głównie na ekranizacji. Przeczytałam tylko jeden tom "Nędzników", bo resztę wypożyczył z biblioteki jakiś kretyn. Ale liczę na opinie ;-; I z góry dziękuję.    

8 komentarzy:

  1. Haha. Pierwsza *.* Opowiadanie bardzo mnie zaciekawiło. Można prosić o jakieś pikantne Sevmione?*.* Pozdrawiam Panna Snape:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, fajnie, że w ogóle ktoś skomentował i to tak szybko :D Spróbuję napisać, ale nie wiem kiedy, pomyślę może jutro albo pojutrze ;3

      Usuń
  2. Aż się wzruszyłam na końcu ;__; I popieram pomysł na pikantne Sevmione :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, pikantne Sevmione. Opowiadanie świetne ^^ / Oddana Snaperka/ Siostra/ Fanka Marreczka/ On jest Mrraśny/ tak będziemy mieszkać w jego zamku-domu/ Tak, dziś też był sen o wiele gorszy ._./

    OdpowiedzUsuń
  4. Super miniaturka :-)
    I dołączam się do prośby o pikantnym Sevmione :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Odpowiedzi
    1. Nie mam pomysłów, nie umiem pisać, nie wiem czy zdołam </3

      Usuń
  6. Jezus Chryste... Przeszukałam cały internet w poszukiwaniu innych polskich fików, z Javert'em i Eponine, i nie znalazłam innych... Napisałabyś dla mnie kolejny fik z Nimi ? To jest piękne... Ciągle jeszcze mam oczy we łzach... Proszę, o jeszcze jeden... :)


    ~ Hell

    OdpowiedzUsuń