wtorek, 30 lipca 2013

Christine wybrała Upiora


Dla ‘ja ja’, miało być romantycznie, ale nie wiem jak wyszło. Wykończysz mnie z tą romantycznością.



Mężczyzna wszedł na strych domu. Było to niewielkie pomieszczenie o niskim sklepieniu, a jedyne światło, jakie się tu dostawało, pochodziło z małego okna. Kurz pokrywał tu bez wyjątku wszystko i wznosił się w powietrze przy najmniejszym ruchu. Pokój sprawiał wrażenie tajemniczego, kryjącego sekrety rodziny, która mieszkała w tym domu od lat.  Severus nie wchodził tu od wielu lat. Niepewnie przesunął smukłymi palcami po oparciu starego krzesła. Kurz, wszędzie kurz.
-Severusie!- usłyszał głos żony.
Nawet nie drgnął. Strych wprawiał go w dziwne uczucia, nie wiedział czy to stosowne być zaciekawionym sekretami, które dawno temu tu ukryli, czy też ma wyjść i nigdy więcej nie wspominać o przeszłości. Usłyszał lekkie kroki. Postąpił jeden krok do przodu i to w jakiś sposób dodało mu odwagi. Podszedł do dużej zakurzonej skrzyni i otworzył ją ostrożnie. Jej wieko zaskrzypiało przeraźliwie, a to przypominało mu jakieś jęki. Spojrzał na zawartość, spoczywającą na dnie skrzyni. Jedno, co rzuciło mu się w oczy, to maska. Wyciągnął ją i obejrzał z uwagą. Była stalowa, misteryjnie ozdobiona, lekka i ciężka jednocześnie, drzemała w niej jakaś dziwna magia.
-Sev, co ty…?
Odwrócił się do niej. Uśmiechnąłby się na jej widok, gdyby nie to, że tak bardzo nurtowała go sprawa maski. Jego piękna Gryfonka. Podeszła do niego i położyła mu delikatnie rękę na ramieniu. W półmroku błysnął brąz jej oczu. Już nie zadawała pytań. Spojrzała na maskę i pogładziła jej powierzchnię, bogatą w misteryjne wyżłobienia, tworzące niezwykły wzór. Nadal nic nie mówiąc i z niewinnym wyrazem twarzy wzięła maskę i czule założyła mu ją. Było w tym tyle subtelności i intymności, że nie śmiał drgnąć. Odsunęła się lekko i dokładnie przesunęła spojrzeniem po jego twarzy. Maska zakrywała tylko połowę jego twarzy, usta miał odsłonięte. Jego czarne, głębokie oczy wydały się jej jeszcze głębsze i jeszcze piękniejsze w masce. Powoli zbliżyła się do niego i złożyła jeden, słodki pocałunek na jego wargach. Nie odrywając się od jego ust, otworzyła oczy i znowu na niego spojrzała. Pocałowała go odważniej, a potem odsunęła się. Złapała go za rękę i splotła swoje palce z jego palcami. Zdjął maskę Śmierciożercy.
-Piękna Christine wybrała Upiora*.- powiedział z goryczą.
Przez jego policzek, przez całą jedną połowę twarzy biegła paskudna szrama, blizna pozostawiona po ostatniej bitwie. Najchętniej dorwałaby tego Rookwoda, który mu to zrobił i wydrapała mu oczy. Niestety umarł zanim zdążyła go dopaść. Wiedziała doskonale, że blizna utwierdza Severusa w przekonaniu, że związała się z nim jedynie z litości. I nienawidziła kiedy tak myślał. Był tak uparty, że równie dobrze mógłby być Gryfonem. Pogładziła kciukiem jego oszpeconą skórę i złożyła na jego policzku pocałunek.
-Nie jestem piękna. To po pierwsze.- odezwała się buntowniczo.-A po drugie, wybrała Upiora, bo był niesamowicie pociągający, inteligentny i, ponieważ go pokochała.- uśmiechnęła się.-Chyba jednak nie mogę być Christine. Ona potrafiła śpiewać.
Uśmiechnął się i przyciągnął ją do siebie. Usiadła mu na kolanach, przy okazji uciskając pewne wrażliwe miejsce, jak to miała w zwyczaju. Uśmiechnęła się złośliwie, o co w sumie mogłoby się nie podejrzewać Hermiony Granger. Tylko, że teraz już nie była Granger. Była Snape. A to do czegoś zobowiązywało. Pocałowała go zachłannie, ale delikatnie. Maska leżała na podłodze. Wzięła ją i odrzuciła w drugi kąt pomieszczenia. Popchnęła go tak, że upadł na podłogę. Popatrzyła na niego z góry. Pochyliła się, a jej włosy łaskotały go, kiedy błądziły po jego policzkach i szyi. Jego usta były dla niej najsłodsze na świecie. W jego czarnych oczach zapłonął znajomy płomień, przez co stały się jeszcze ciemniejsze, jeszcze bardziej dla niej piękniejsze. One płonęły.
-A Amortencja?- spytał z roztargnieniem, kiedy zaczęła delikatnie całować jego szyję.
-Amortencja?- zamruczała.-Poszła do Scorpiusa.
Kiedy polizała skórę jego szyi i złożyła kilka pocałunków na jego obojczykach zadrżał i zepchnął ją z siebie. Teraz to on dominował. To on był na górze.
-Severusie!- prychnęła ze złością.
Uśmiechnął się chytrze i skutecznie uciszył ją pocałunkiem. Usłyszeli kroki. Odskoczyli od siebie jak poparzeni, choć zrobili to niechętnie. Severus w pośpiechu zapiął guziki koszuli, które zdążyła odpiąć Hermiona. Ona sama poprawiła włosy i podciągnęła kolana pod brodę. W otworze w podłodze, który był wejściem na strych pojawiła się głowa. Czarne włosy, czarne oczy, blada cera. Cały ojciec.
Oczy miała zasłonięte ręką.
-Nie chcę na to patrzeć.- skrzywiła się.-Przepraszam, ale czy możecie opanować popęd, przenieść się do sypialni, a przy okazji rzucić Silencio, żebym nie miała urazu do końca życia? Dziękuję.
I już jej nie było. Severus spojrzał na Hermionę i oboje parsknęli śmiechem. Przytuliła się do niego. Pogłaskał ją po włosach.
-To ja, nic ci nie grozi, zapomnij o przeszłości**.- szepnęła z uczuciem.
-To chyba była kwestia Raoula.
-Czepiasz się.- zrobiła obrażoną minę.-Mój aniele muzyki.
-Anioł muzyki. Co do piekieł spadł***.- rzekł z goryczą.
Spojrzała na niego wyzywająco.
-Uspokój się. Musisz przyznać, że Upiór był lepszy od Raula.
Pokręcił głową. Prychnęła jak wściekła kotka i podniosła się z podłogi. Cała była w kurzu, zresztą tak jak on. Następnym razem jakby chcieli turlać się po podłodze strychu, najlepiej byłoby przedtem odkurzyć. On również podniósł się. Złapała go za rękę i pociągnęła za sobą. Przyciągnęła go do siebie i stanęła na palcach, by dosięgnąć jego ucha.
-Wiele razy przekonałam się, że mój anioł muzyki jest lepszy od innych, zwykłych, nic nie znaczących chłopców.- szepnęła, całując je delikatnie.
Uniósł uwodzicielsko prawą brew. Nadal jednak pozostawał poważny.
-W jakiej to dziedzinie?- spytał przebiegle.
-Pokażę ci.- zaśmiała się, a jej śmiech rozniósł się po strychu.
Zanim poszedł za nią rzucił ostatnie spojrzenie na pomieszczenie, kryjące tak wiele sekretów przeszłości. Koniec. Miał Hermionę i Amortencję, nie potrzebował nic więcej, nie chciał wracać do przeszłości.



*Chodzi o Christine i Upiora z „Upiora w Operze” jednego z najsłynniejszych musicali na świecie. Według mnie jest to też niesamowicie romantyczna historia.
**”To ja, nic ci nie grozi, zapomnij o przeszłości” – kwestia Raoula, przeciwnika Upiora, konkurującego z nim o Christine. Tłumaczenie wykorzystane przez: Teatr Muzyczny ROMA.
***”Anioł muzyki, co do piekieł spadł.” – kwestia Upiora.

_______________________________________

Skutek obejrzenia „Upiora w Operze” z Gerardem Butlerem. Uważam, że Raoul był kompletnym kretynem, a Severus trochę przypomina mi Upiora, więc postanowiłam to wykorzystać. Nie wiem, czy wyszło. A cukru miało być ponad miarę, więc się nie czepiać xD

niedziela, 21 lipca 2013

Szlaban, Drops i reality show

Dla Wiernej Fanki, choć trudno jest mi sobie wyobrazić, że mój blog i mój okropny styl pisania ma fanów.


Severus Snape był silnym mężczyzną. Starał się nie popadać w paranoję, nie użalać się nad sobą, dążyć do tego by ktokolwiek miał jeszcze z jego osoby pożytek.  Życie zawsze miał ciężkie, tak jakby szczęście opuściło go, a zamiast słońca cały czas wisiała nad nim burzowa chmura. Jak w tych śmiesznych, mugolskich kreskówkach. Severus czasem tak właśnie się czuł. Takie kreskówki mają określoną, prostą fabułę. Bohater zostaje przeklęty albo po prostu traci swoje szczęście. Owa, wcześniej wspominana chmura wisi nad nim jak zły omen, przez jakiś czas, dopóki bohater nie wpadnie na pomysł jak się jej pozbyć czy jak przekazać ją komuś innemu. W kilku przypadkach bohater po prostu poprawia się, z gbura staje się świętym, a w przypadku filmów, nie kreskówek, znajduje prawdziwą miłość i szczęście wraca. W prawdziwym życiu to jednak nie było takie proste. Nie w życiu Severusa Snape’a.
Chyba każdy, kto znał Snape’a miał pewność, że chmura nigdy nie zniknie. Snape nie mógł się poprawić. Tyle lat pod maską obojętności, pod maską Śmierciożercy, pod maską skrywającą jego prawdziwe oblicze… Był niesamowitym aktorem. Kiedyś, kilkanaście lat wcześniej może i mógłby się choć trochę zmienić, mógłby być bardziej uprzejmy, milszy dla uczniów… Teraz to było po prostu niemożliwe. Czy ktoś z tu obecnych wyobraża sobie Severusa miłego dla uczniów? Właśnie. Po tylu latach udawania Snape tak bardzo zżył się ze swoim drugim „ja”, że właściwie nie mógł się go pozbyć. Nie potrafił się zmienić.
Drugie wyjście to znaleźć prawdziwą miłość. Miłość Severusa Snape’a umarła dawno temu, z wszystkimi jego nadziejami, planami i marzeniami. Nie uznawał innych miłości. Jak każdy, normalny mężczyzna (o ile Severusa Snape’a można było uznać za normalnego) spotykał się z kobietami. Żaden jego związek nie przetrwał, nawet gdy zapowiadał się obiecująco. Albo to kobiety rzucały jego, albo on rzucał je. Kiedy całował inną kobietę, inną niż Lily, zamykał oczy i o niej myślał. Nie potrafił inaczej. Nie potrafił zaangażować się w związek na tyle, by wplatając smukłe palce we włosy innej kobiety, nie myśleć o jedwabistych lokach Lily, patrząc w oczy innej kobiety, nie myśleć o jaskrawej zieleni tęczówek Lily. I to było najgorsze. Nie mógł zapomnieć i był święcie przekonany, że prawdziwą miłość już dawno temu utracił na zawsze.
Choć trudno w to uwierzyć, Severus Snape był niepoprawnym romantykiem. Nie takim zwykłym, marzącym o kolacji przy świecach i nocy we Francji. On był p r a w d z i w y m romantykiem. Choćby nie wiem, co się działo, wierzył w prawdziwą miłość, wierzył, że niektórzy ludzie są po prostu dla siebie stworzeni, dopasowani do siebie i tylko, mając siebie mogą być spełnieni. Za swoją drugą połówkę uznawał właśnie Lily, a kiedy umarła stracił wszelką nadzieję na ponowne, prawdziwe uczucie.
Miał wiele wad. Perfekcja jest przereklamowana. Był zgryźliwy, złośliwy, wredny, niesprawiedliwy, jeśli chodziło o uczniów. Trudno było z nim wytrzymać – z mężczyzną o ogromnym temperamencie i niesamowitej zdolności do wybuchania złością z byle jakiego powodu, z jego kąśliwymi uwagami. Nie był też przystojny. O, nie, można było o nim powiedzieć dużo rzeczy, ale na pewno nie to, że był w oczywisty sposób przystojny.  
A jednak, nie odpychał wszystkich kobiet. Miał w sobie coś takiego, coś, jakąś charyzmę, coś przyciągającego, grację zawartą w ruchach, nonszalancję. On nawet nudząc się robił to z klasą. To tak jak patrzeć z zachwytem na aktora, który potencjalnie nie zaskakuje urodą, ale za to czaruje ruchami, błyskiem w oku. Tak, nieświadomie robił Severus. Młodsze uczennice nie zwracały na niego uwagi, zero wykształtowanego w pełni gustu, starsze były zajęte swoimi chłopakami, żeby coś zauważyć. Będąc nauczycielem w Hogwarcie, Nietoperzem, Krukiem, bawiącym się eliksirami miał święty spokój, jeżeli chodziło o miłostki. I podobało mu się to. To było jednak złudne.
Codziennie budził się zirytowany, nienawidził wcześnie wstawać. Codziennie szedł na lekcje, właściwie równie dobrze mógł wyjść za bramę główną, aportować się i już nigdy nie wrócić. Nic go tutaj nie trzymało. Nawet przysięga wieczysta została z niego przez Dumbeldore’a zdjęta. Jego życie było fałszywie spokojne. Tak naprawdę było po prostu puste. Nie dążył już do niczego, nie musiał się obawiać powrotu Czarnego Pana, nie musiał chronić Pottera, bo Potter był już bezpieczny, o ile sam czasem nie wyrządzał sobie krzywdy.
Jego życie straciło sens. Nic już go nie cieszyło. Nie uśmiechał się, promienie słońca, zwiastujące nowy dzień drażniły jego oczy i przypominały mu o tym, że istnieje. Wstawał z łóżka przygnębiony, ubierał się, jadł śniadanie w Wielkiej Sali, uczył… Ostatnio nawet eliksiry przestały mu dostarczać stosownej dawki rozrywki. Nawet książki, nawet Jane Austen, nawet Stephen King, czarodziej półkrwi piszący horrory, bijące rekordy popularności wśród mugoli, uważny obserwator wilkołaków, wampirów i duchów, Ślizgon, nie potrafił poprawić mu humoru. Jego książki też wydawały mu się puste. Postacie Jane Austen traciły na znaczeniu, przestał porównywać się do Brandona… To już dla niego nic nie znaczyło. Żył, chodził, czytał, patrzył, ale tak naprawdę myślał, że lepiej by było, gdyby dostał morderczym zaklęciem podczas, którejś z bitew. Żywy trup. Podszywał się pod człowieka, ale nie był nim. Tak można było to określić.
Dość o Severusie, bo widzę, że już ze znudzeniem przesuwasz wzrokiem po linijkach tekstu.
Dumbeldore traktował Severusa jak syna. Zawsze starał się go rozśmieszać, pocieszać. Nic jednak nie mógł wskórać. Nie teraz. Zauważył jednak coś, co mogło się przydać. Mianowicie Snape i Hermiona Granger pod kilkoma względami byli do siebie podobni. Tak samo ambitni, tak samo kochający książki, tak samo przygnębieni, tak samo inteligentni. Hermiona nie była dziewczyną, której wszystko się w życiu udawało. Ron ranił ją wielokrotnie, podobnie jak Lily Severusa. W końcu ją to złamało, nie wierzyła już w miłość. Było jej to obojętne. Chodziła wściekła niemal jak sam Snape.
Wypadki same się rozwinęły. Mimo tylu podobieństw skakali sobie do gardeł jak nikt inny, co jakiś czas musiało to kończyć się szlabanem. A Dumbeldore miał plan.


Hermiona Granger, znana również jako Panna Wiem-To-Wszystko-I-Jeszcze-Więcej nie była przeciętna. Rzeczywiście, byli z Severusem do siebie podobni, choć potencjalnie inni. Ona miała dom, miała kochających rodziców, ciepło, miała przyjaciół i myślała, że miała Rona. Ron jednak okazał się zwykłym draniem, głupim i jednocześnie wyrachowanym. Nazywając ją, jak to miał w  zwyczaju: „zimną rybą”, co jakiś czas opuszczał ją by przyssać się do Lavender czy nawet Parvati, a potem wracał, błagając o wybaczenie. Dobroduszna, ufna i zakochana Hermiona wmawiała sobie, że każdy zasługuje na drugą szansę. Powtarzało się to średnio co kilka tygodni, kiedy ona już mu nie wystarczała. I czuła się jak jakiś narkoman. Coraz większy odwyk tylko podsyca pragnienie. I znowu się do tego wraca. Znowu bierze. Była po uszy zakochana w Ronie, a on bawił się nią jak kot myszką. Bezbronną, słodką myszką.
Wbrew pozorom Hermiona była silna. Wytrzymała. Zawsze waleczna, odważna, co tak bardzo przeczyło z jej wizerunkiem inteligentnej, wręcz przemądrzałej prymuski.
Co tak bardzo drażniło ją w postaci Snape’a? Może to, że rzeczywiście widziała podobieństwa, jakie między nimi występowały. Może dlatego, że przewyższał ją inteligencją, że był równie oczytany co ona. Może dlatego, że błysk w jego czarnych oczach uosabiał to, co chciała zobaczyć w oczach Rona. Ten błysk, kiedy się kłócili, kiedy odbierał jej punkty i skazywał na kolejny wieczór spędzony na myciu kociołków bez magii. To było to, czego jej brakowało w Ronie. Zaangażowanie. Podekscytowanie. Pasja. Głupia kłótnia z wkurzającym nauczycielem dawała jej więcej niż cały związek z Ronem. Niesamowite. Niesamowicie śmieszne.
I jeszcze śmieszniejsze, że szlabany u Snape’a, rozmowy z nim zadziwiały ją. Ron nie potrafił rozmawiać o niczym więcej jak o quidditchu. A ona nie znosiła mioteł, latania i durnych tłuczków. Właściwie niewiele rozmawiali.
Tylko, skoro rozmowa, z profesorem dawała jej więcej satysfakcji niż rozmowa z rzekomym „chłopakiem”, to czy ten związek miał jakieś szanse na przetrwanie? Nie była pewna, ale jako optymistyczna Hermiona nadal miała nadzieję.
Kłótnie ze Snape’m zdarzały się coraz częściej, więc i szlabanów przybywało. Jeden jednak szczególnie zapadł im obojgu w pamięć.
Hermiona zeszła do lochów jak zawsze, powoli, z ociąganiem. Uderzyło ją zimno, jakie panowało na korytarzu, objęła się ramionami. Jej kroki odbijały się echem od ścian. Miała wrażenie jakby ktoś ją obserwował. Poczuła się jeszcze bardziej nieswojo i, biorąc głęboki oddech, stanęła przed ciężkimi drzwiami do prywatnych komnat profesora Snape’a. Zapukała nieśmiało i usłyszała zimne pozwolenie na wejście. Otworzyła drzwi.
Gabinet Snape’a nie był miejscem przytulnym, ale nie można było go też nazwać oziębłym. Ogień wesoło płonął w kominku przed, którym stał zielony fotel z wysokim oparciem. Na licznych półkach w pomieszczeniu piętrzyły się składniki eliksirów, różne słoiki i słoiczki. Obok fotela, na dywanie piętrzył się stos książek. Hermiona popatrzyła na nie z utęsknieniem i pomyślała o tych kilku godzinach sprzątania, czy co on tam wymyśli. Spojrzała na niego.
Siedział przy biurku z ciemnego drewna i pisał coś na pergaminie. Zawsze coś pisał, gdy przychodziła. Podeszła do niego spokojnie i usiadła na krześle, postawionym przy biurku. Po chwili przestał pisać i podniósł na nią wzrok. Oparł się wygodnie plecami o oparcie swojego fotela i zmierzył ją wzrokiem.
-Czy ja pozwoliłem ci usiąść?- spytał spokojnie.
Westchnęła cicho i podniosła się z krzesła. Skinął przyzwalająco głową. Ponownie na nie opadła. Przez chwilę wpatrywał się w nią. Czuła się więcej niż nieswojo. Miała wrażenie, że głębia czarnych oczu przeszywa ją na wylot, rani i dostaje się do jej myśli, duszy.
-Więc?
-Nie prosiłem, byś się odzywała.
Zacisnęła ręce w pięści, pod biurkiem, tak by tego nie zobaczył.
-Chciałam tylko…
-To co chciałaś albo nie chciałaś, mnie nie obchodzi.- odwrócił wzrok.
-Chciałam się tylko dowiedzieć, co dzisiaj będę musiała sprzątnąć, żeby odrobić szlaban.- powiedziała buntowniczo.
-Naprawdę nie rozumiesz, co się do ciebie mówi?- nachylił się do niej. Skrzywił się.
-Nie musi mnie pan obrażać.
-Owszem, muszę. Granger, naprawdę uważasz, że to słuszne uważać się za pępek świata? Nie jestem tobie podporządkowany i to chyba moja sprawa kiedy powiem ci jak masz odrobić szlaban, prawda?- syknął przez zaciśnięte zęby.
-Tylko pytałam!
-Zawsze „tylko pytasz”!- prychnął kpiąco.
Odpowiedziała prychnięciem i wstała. Nie mogła wytrzymać z tym facetem w jednym pokoju, nie mogła wytrzymać jego spojrzenia i jego głębokiego głosu, ociekającego jadem. Nie wyobrażała sobie tych kilku godzin, spędzonych na szlabanie. Podeszła do drzwi. Czerwona ze złości chwyciła za klamkę. I… napotkała opór. Pociągnęła mocniej. Odwróciła się wzburzona w stronę profesora. Uniósł swoją piekielną, prawą brew wysoko do góry.
-Co pan zrobił?!
-Zastanów się, tępa kretynko, czy ja ci wyglądam na kogoś, kto trzymał by cię tu na siłę? Prędzej chcę się ciebie pozbyć.
Tupnęła nogą. Wzięła głęboki oddech i naprawdę się przestraszyła. Klamka nadal nie ustępowała. Odwróciła się ponownie do profesora. Zmarszczył brwi i podszedł do niej szybko. Chwycił za klamkę i szarpnął nią mocno. Nic. Wziął różdżkę i machnął nią nieznacznie. Nadal nic. Teraz i on się przeraził. Spojrzenie jego czarnych oczu spotkało się ze wzrokiem brązowych. Było coś w tych ufnych, przerażonych oczach, co go zaciekawiło. Znowu szarpnął klamką. Podszedł do okna i machnął różdżką. Ani drgnęło. Byli uwięzieni. Dlaczego? Kto?
Snape wyszeptał kilka zaklęć pod nosem. I nic. Westchnął ciężko i odłożył różdżkę na biurko.
-Zero magii, nie możemy używać czarów.- powiedział cicho, zniżając głos.
Ukrył twarz w dłoniach, prawdopodobnie zduszając w sobie kilka siarczystych przekleństw. Hermiona spojrzała na niego.
-Profesorze…- powiedziała z troską.
-Przeklęty Dumbeldore.- warknął i podniósł na nią wzrok.-Jeżeli myślisz, że dzięki temu wymigasz się od szlabanu to się mylisz.
Zimnym, wypranym z emocji głosem nakazał jej standardowo wyczyścić składzik, a potem uporządkować składniki eliksirów. Zagroził, że jeżeli zada mu jeszcze jedno durne pytanie, przedłuży jej szlaban i zwali na głowę tyle roboty, iż przez tydzień się z tym nie upora. Skrzywiła się i zabrała do pracy. W milczeniu porządkowała na półkach słoiki ze składnikami, ścierała kurz i zamiatała podłogę. Wiedziała, że Snape wymyśli coś jeszcze. Tymczasem on krzątał się po gabinecie i nadal szukał sposobu na wydostanie się z więzienia gabinetu, sypialni, łazienki, małej kuchni, pracowni i składziku na eliksiry. Po wielu bezowocnych próbach opadł na fotel przy kominku i przez dłuższy moment patrzył przed siebie z zamyśloną miną. Potem ze stosu książek na podłodze wziął jakiś tom i zaczął czytać. Pewnie. A ona musiała sprzątać. W miarę jak pracowała, zaczęło jej się nudzić i wtedy uświadomiła sobie, że zostali uwięzieni. Ze Snape’m. Zrobiła kwaśną minę i podeszła do niego.
-Skończyłam.- wyrwała go z zamyślenia. Podniósł na nią nieprzytomny wzrok.
To takie piękne, widzieć kogoś, kogo wyrwało się ze świata marzeń. Takie prawdziwe. Ron nigdy nie miał takich oczu, nigdy nie patrzył na nią z takim roztargnieniem, charakterystycznym dla inteligentnych ludzi.
-To się okaże.- zamknął z łoskotem książkę i zostawił ją na fotelu.
Wstał z gracją. Kiedy jednak zobaczył jej zrezygnowaną minę, utwierdził się w przekonaniu, iż nie wytrzyma z nią nawet dnia, a z rozwścieczoną nią tym bardziej.
-Dobrze. Na dzisiaj wystarczy.- mruknął.
Uśmiechnęła się z ulgą. Uśmiech współgrał z jej błyszczącymi się oczyma i to naprawdę mu się podobało. Miała uroczy, zadarty nos pokryty piegami i rumiane policzki. Podobnie jak Lily. Potrząsnął głową, żeby odpędzić od siebie te myśli.
Przekręciła głowę jak ciekawski kot. Zupełnie jak Lily. Jeszcze chwila, a spodziewałby się pytania: „Co jest grane, Sev?”
Odsunął się od niej szybko i usiadł za biurkiem. Spojrzała na niego pytająco. Pozwolił i jej usiąść na krześle. Snape zmarszczył brwi. Na biurku stała pełna butelka Ognistej i dwie szklanki. Skierował wzrok na Granger.
-To ty to przyniosłaś?- spytał.
-Przecież ja nie piję.
Wzruszył ramionami i nalał do jednej szklanki. Może tego potrzebował? Odurzenia, ciepła, kaca? Opróżnił zawartość szklanki jednym haustem i poczuł jak wypełnia go znajome uczucie sztucznego ciepła. Zerknął na Hermionę. Nalała sobie Ognistej do swojej szklanki i skrzywiła się, patrząc na lśniący, złoty płyn.
-Mówiłaś, że nie pijesz. Zgłupiałaś do reszty?
-To nie głupota. To rozpacz. Jeżeli mam tu z panem wytrzymać, muszę się upić.- ścisnęła nos u nasady i wypiła Ognistą.
-Nie przesadzaj Granger, ja nadal mogę zmienić zdanie co do szlabanu.- warknął groźnie.
Nalała sobie złotego płynu po raz drugi i przechyliła szklankę. Snape patrzył na nią, zaciekawiony przez chwilę. Zerknął na butelkę. Wciąż była pełna. Zastanawiał się, kiedy Hermiona się zorientuje i czy w ogóle się zorientuje, zanim się upije. Sięgnął po szklankę i wypił powoli swoją Ognistą. W tym czasie Hermiona pochłaniała coraz większe jej ilości. Zaczęła błądzić wzrokiem po gabinecie, a słowa, które wylatywały z jej ust były nieskładnymi, chwilowymi myślami. Wstawiona, zachowywała się jak Luna.
W pewnym momencie westchnęła głęboko i oparła podbródek na dłoniach, patrząc na niego. Znowu westchnęła, a wskazującym palcem przesunęła po swojej dolnej wardze.
-Profesooorzeee…- jęknęła.
Zmarszczył brwi i przeszył ją wzrokiem.
Podeszła do niego i usiadła przed nim na biurku. Nachyliła się do niego i znowu westchnęła. Poczuł intensywny zapach trunku, którego tyle wypiła. Przechyliła głowę.
-Ma pan taaakie piękne ustaa…- wybełkotała.
-Upiłaś się, zresztą ja też. Uspokój się.- zagroził surowo.
Wypił tylko kilka szklanek i był prawie całkowicie trzeźwy, ale ona wręcz przeciwnie, nie miała pojęcia co robi, ani mówi. Zbliżyła się do niego.
-Piękneeee… ustaaa…- westchnęła.
Złożyła na jego ustach ciepły pocałunek. Był to pocałunek słodki i niewinny, niezobowiązujący do niczego. Mogła albo się od niego oderwać i odejść, albo, co gorsza… pogłębić pocałunek. Nie śmiał się ruszyć. Czekał na rozwój wydarzeń.
Hermiona zaśmiała się głośno, jak wariatka.
-Pocałuj mnie, mocnooo…- wymruczała.
Nachyliła się do niego i zaczęła całować go nieporadnie. Uznał to za ujmujące. Był za bardzo wstawiony, żeby protestować. Jego smukłe palce machinalnie powędrowały do jej szyi i obojczyków, drażniąc ją i wywołując jej ciche mruczenie. Jego usta starały się naprowadzić ją na właściwy rytm pocałunku. Od dawna nie czuł się tak odprężony, tak wolny… Jej wargi smakowały dziwnie słodko, pragnął więcej i więcej, jej zapach odurzał go i plątał mu myśli. Kiedy delikatnie przygryzł jej dolną wargę, a jej wyrwało się ciche westchnienie przyjemności i on zamruczał z zadowolenia. A przecież nigdy nie tracił kontroli aż tak, by mruczeć. Oderwał się od niej delikatnie i powoli, chcąc przedłużyć jeszcze tę chwilę. Spojrzała na niego i jeszcze raz zbliżyła się do jego ust. Z chytrym uśmieszkiem ugryzła jego dolną wargę.
-Auu…- syknął z bólu.
Uśmiechnęła się.
Ziewnęła potężnie, usiadła mu na kolanach, uciskając przy okazji pewne wrażliwe miejsce i złożyła głowę na jego klatce piersiowej. Jej oddech wyrównał się, jej rękę zsunęła się do jego ręki, włosy zakryły jej twarz. Czuł się dziwnie. Objął ją i podniósł.
-Mmmm…- mruknęła przez sen.
Zaniósł ją do sypialni i położył na łóżku. Przykrył szczelnie kołdrą i ostrożnie wyswobodził się z jej uścisku. Odgarnął kilka niesfornych kosmyków włosów z jej twarzy i przeszedł do gabinetu. Zero magii… Wziął książkę, usiadł w fotelu, a niedługo potem zasnął. Nie myślał o tym co się stało. W ustach czuł jej smak, jej zapach nie dawał mu spokoju, ale za wszelką cenę starał się nie myśleć o tym pocałunku.
  Obudziły ją promienie słońca, drażniące i niechciane. Bolała ją głowa i miała wrażenie jakby najcichszy dźwięk był wyolbrzymiony przynajmniej tysiąc razy. Kac. Jęknęła i otworzyła oczy. Leżała w  dużym łóżku, sama. Praktycznie nic nie pamiętała, ścisnęła nasadę nosa i wzięła głęboki oddech. Starała się wstać z łóżka, ale zakręciło się jej w głowie.
-Na Merilna…- znowu jęknęła.
Wyszła z sypialni i przetarła ręką oczy. Rozejrzała się uważnie, szukając Snape’a. Weszła do kuchni i tam go zastała. Opierał się nonszalancko o jedną z szafek, a w ręce miał kubek gorącej kawy. Jedno, co rzuciło się jej w oczy to to, że nie był ubrany normalnie. Miał na sobie szarą koszulę, nie całkiem zapiętą zresztą i czarne spodnie. Był bosy. Uniósł kpiąco brew, na widok Hermiony.
-Głowa mnie boli.- poskarżyła się.
-A czego się spodziewałaś po tylu szklankach Ognistej?- prychnął.
Podał jej buteleczkę z jakimś dziwnym eliksirem. Wzięła ją niepewnie i wypiła wszystko.
-Dziękuję.
I nagle wszystko stopniowo zaczęło powracać. Być może eliksir, odwracając kaca, przywrócił jej wspomnienia. Co ona zrobiła? Przypomniało jej się wszystko, pocałunek, cudne palce na skórze szyi, ugryzienie jego wargi. Ukryła twarz w dłoniach. Nie mogła w to uwierzyć. Pod wpływem alkoholu zrobiła to, co już dawno chciała zrobić: sprawdzić go. Sprawdzić czy jest taki, jaki jej się wydawał podświadomie – przeciwieństwo Rona. Gdy Ron ją całował, robił to nieporadnie i chciwie, tak bardzo chciwie, że to jej się nie podobało. Może na początku przystawała na to z ochotą, ale potem… Ona potrzebowała kogoś ostrożnego, troskliwego… Snape był inny. Delikatny. Subtelny. Wolny i zachłanny, jego pocałunek smakował cudownie, a z każdym nowym muśnięciem jego warg jeszcze cudowniej.
Spojrzała na niego.
-Profesorze… ja…- nagle przyszło jej do głowy coś, o czym nie chciała myśleć.-Czy my…?
-Zwariowałaś? Nigdy bym cię nie dotknął, nawet o tym nie myśl. Nawet gdybym musiał.- zmierzył ją lekceważącym spojrzeniem.
Odetchnęła z ulgą.
-Przepraszam za…
-Parodię pocałunku?- uniósł tę swoją piekielną brew.
-Tak.- Przyznała cicho.-Przepraszam.
-Gryfoni nie powinni pić. Nigdy nie wiedzą kiedy przestać.- zauważył spokojnie.
Spuściła głowę. Odeszła do łazienki. Gdyby nie był tak dobrym aktorem może byłaby w stanie zobaczyć, że gdy na nią patrzył jego serce zabiło odrobinę szybciej. Po chwili wróciła, włosy miała rozpuszczone i jak zawsze nieokiełznane, oczy zmęczone, nadal ubrana była w mundurek szkolny.
-Profesorze, nadal jesteśmy tu uwięzieni?- spytała z nadzieją, że może coś się w nocy stało i będzie mogła uciec.
Pokręcił w milczeniu głową.
-Ja… muszę się w coś przebrać.- powiedziała, zakłopotana.
Nie mówiąc nic, minął ją i wszedł do sypialni. Czekała w skupieniu. Wrócił, niosąc jakieś ubranie. Podał je jej. Zobaczyła czarną koszulę i spodnie. Co z tego, że Snape był od niej dwa razy wyższy, a może nawet trzy? Nic, oczywiście, że nic. Jęknęła, patrząc na koszulę.
-Równie dobrze możesz wyglądać w mojej czarnej szacie.- rzekł z chytrym uśmieszkiem.
-Nie, nie, nie. Utopiłabym się w niej.- zaprzeczyła szybko.
-Czy ja ci wyglądam na kogoś, kto w szafie trzyma ubrania twojego rozmiaru?- zwęził oczy w szparki i przeszył ją spojrzeniem.
-Przepraszam.
Poszła się przebrać. Wróciła jedynie w czarnej koszuli, która sięgała jej ud, prawie aż po kolana. Snape spojrzał na nią i wytrzeszczył oczy.
-Granger, na miłość boską, nie zamierzasz włożyć spodni?!- skarcił ją.
-Ta koszula jest wystarczająco długa. Poza tym, powiedział pan, że nawet gdyby pan musiał, nie dotknąłby mnie pan.- z uśmiechem przyjęła kubek kawy, który jej podał.
-Nie łap mnie za słówka.
-A nie jest tak?
-Jest. Oczywiście, że jest.
Zaczynał się w tym wszystkim plątać. Widok Hermiony w jego koszuli – to było coś, co naprawdę doprowadzało go do szaleństwa. Gdyby nie samokontrola, pewnie nie mógłby powstrzymać pomruku zadowolenia na jej widok.
-Kręcisz, Severusie.
Snape obejrzał się na nią. Pokręciła głową. Rozglądał się po pokoju.
-Mógłbyś w końcu przestać kłamać.
Głos dochodził znikąd i zewsząd. I Snape rozpoznał w nim głos Dumbeldore’a.
-Pani też, panno Granger.
Hermiona mało nie zakrztusiła się kawą.
-Dumbeldore, w co ty pogrywasz?!- warknął Snape.
-To tak jak mugolskie reality show.- szepnęła Hermiona.-Zamyka się w jednym pokoju kilka osób, licząc na to, że albo się pozabijają…
-Albo?
-Albo pokochają.- przełknęła ślinę.-Częściej jednak się zabijają.
-Dumbeldore, wypuść nas stąd!
-Nic z tego.- starzec zachichotał.-Za późno, już nie możecie przestać o sobie myśleć.
Hermiona spojrzała na Snape’a i zdała sobie sprawę z wiarygodności słów Dumbeldore’a. Tylko, co kryły te czarne oczy? Co kryły te wyostrzone kości policzkowe i długie włosy, sięgające ramion?
-Dumbeldore! Przysięgam, zabiję cię, kiedy stąd wyjdę!- wygrażał się Snape.
-Jeśli stąd wyjdziesz, Sev, jeśli.- zachichotał.
Snape machnął na to ręką. Cały dzień przeklinał, starał się wydostać z gabinetu albo odszukać Dumbeldore’a. Nic z tego. Wieczorem nadal siedzieli w gabinecie. Snape był jeszcze bardziej rozwścieczony niż w trakcie krótkiej rozmowy z dyrektorem. Przebrał się i wszedł do sypialni. Hermiona nie miała pojęcia co robić.
-Fotel.- rzucił sennie i owinął się kołdrą.
Westchnęła i usiadła w fotelu, w salonie. Za żadne skarby nie mogła zasnąć. Może nie dlatego, że nie leżała w łóżku, okryta kołdrą, a dlatego, że cały czas myślała o nim. I nie mogła powstrzymać się przed kilkoma dziwnymi myślami. Nie dawały jej spać. Nie miała wyjścia.
Wyglądał spokojnie, marszczył tylko lekko brwi. Kiedy się pojawiła, otworzył oczy. Czyli on też nie mógł spać.
-Czy mogę się obok pana położyć?- zapytała płaczliwie.-Proszę.
Z ciężkim westchnieniem przesunął się i odwrócił do niej plecami. Przez chwilę leżała bez ruchu, wpatrując się w niego. Stwierdziła, że i tak nie ma nic do stracenia. Jego oddech uspokoił się i już prawie zasypiał, kiedy usłyszał jej głos:
-Przytuli mnie pan? Bez tego nie zasnę.
Odwrócił się do niej.
-Nie pozwalaj sobie, Granger.- szepnął zaspanym głosem.
Przyciągnął ją jednak do siebie i mocno przytulił. Z otwartymi oczyma wpatrywał się w ciemność, bojąc się poruszyć. Potem zamknął oczy i z cichym westchnieniem wtulił głowę w jej włosy. Uśmiechnął się.
-Słodkich snów, profesorze.- szepnęła.
-Zamknij się, Granger i śpij.- wyszeptał miękkim, łagodnym głosem.
Wtuliła się w niego i niemal zaraz po zamknięciu oczu, zasnęła.


Czy coś się zmieniło po tej niewinnej nocy, kiedy to Snape nareszcie przespał całą noc bez absolutnie żadnych koszmarów, a nawet wręcz przeciwnie, a Hermiona nie myślała o Ronie? Być może. Hermiona teraz już dobrze wiedziała, co czuje do Severusa, a on był zbyt dobrym aktorem by okazać uczucia. Nie wiedziała czy odczuwa to samo co ona. Miała taką nadzieję, ale nadzieja ta cichła, onieśmielały ją zgryźliwe komentarze Snape’a.
Dumbeldore nie pokazywał się, nie objawiał, nie dawał znaku życia przez cały dzień. A potem nagle pojawił się w gabinecie, we własnej osobie. Błękitne oczy, okulary-połówki, dobrotliwy uśmiech – kto by pomyślał, że taki miły staruszek mógłby wymyślić jakieś durne reality show dla profesora i uczennicy?
Snape podwinął rękawy koszuli i z miną godną Lorda Voldemorta zbliżył się do starca. Ten cofnął się kilka kroków z niewinną miną.
-Severusie…- uśmiechnął się.
-Severusie, Severusie?! Ja ci dam Severusie, ty cholerny, niezrównoważony, niewyżyty Dropsie!- wrzasnął.-Albo nas stąd wypuścisz albo skończysz jak wszystko, co przechowuje w słoikach jako składniki do eliksirów! Jakim w ogóle prawem zamknąłeś mnie tu z Granger?! Słucham, uważnie.- syknął.
-Niestety, nie mogę was wypuścić. To prawdziwa miłość, Sev, prawdziwa miłość. Po prostu się poddaj.
Machnął różdżką i zniknął, a Snape zamiast uderzyć jego, przeszył pięścią powietrze i rzucił siarczyste przekleństwo. Hermiona wzdrygnęła się. Nie miała pojęcia, co o tym myśleć.
Snape złapał się za głowę i przeczesał palcami czarne włosy, które opadły mu na oczy. Hermiona uśmiechnęła się. Zły Snape z twarzą zakrytą włosami jak jakaś dziewczynka z mugolskiego horroru – ujmujący widok.
-Z czego się śmiejesz?- burknął.
-Z uroczego nietoperza.- szepnęła cichutko, tak, żeby nie usłyszał.
Spojrzał na nią jak na wariatkę, ale nie wnikał w szczegóły.
-On nas stąd nie wypuści. Zabiję dziada, terrorysta przeklęty.- mruczał pod nosem.
Podeszła do niego i podała mu szklankę i nalała im Ognistej.
-Po prostu się upijmy i jakoś to wyjdzie.- powiedziała spokojnie.
-Jakoś wyjdzie?- zaśmiał się.
Pierwszy raz zobaczyła jego szczery uśmiech. Bez zastanowienia rzuciła się mu na szyję, oplatając go nogami w pasie i pocałowała mocno. Tym razem nie mógł się powstrzymać, zamruczał głośno i przytulił ją mocniej. I nie myślał o Lily. Myślał o Hermionie, o jej ciepłych dłoniach, w jego włosach, jej ustach, jej iskrzących się oczach i szybkim oddechu. Oderwał się od niej na chwilę.
-Nie chcę traktować cię jako chwilowy substytut Lily.- szepnął, patrząc jej w oczy i obserwując rozchylone w geście podniecenia usta.
-Możesz traktować mnie jak w i e c z n y substytut Lily, ale wiedz, że całujesz mnie, nie ją. I proszę, nie zostawiaj mnie, nie baw się mną jak Ron, proszę, okaż się inny.- wyszeptała.
Skinął głową. Mimo całej swojej natury i przekonania, co do obchodzenia się z kobietami nie potrafił się zdobyć na nic innego. Może kiedyś. Nie teraz, nie tutaj. Złożył kilka delikatnych pocałunków na jej szyi.
-Seev…- szepnęła drżącym głosem, przymykając oczy.-Upijajmy się częściej.
Uśmiechnął się blado i pocałował czule jej mały, zadarty, piegowaty nos.
-Nie mów do mnie Sev, proszę. Mam na imię Severus.- rzekł gorzko.
-Przepraszam.- teraz ona z kolei pocałowała jego garbaty, wydatny nos.-Już nie będę.
-A jeżeli…?- zaczął po chwili.
-Co jeżeli? Żadnych jeżeli.- ze złośliwym uśmieszkiem ugryzła jego dolną wargę. Choć sprawiło mu to ból, to i przyjemność.-Musimy jakoś doprowadzić do końca to reality show.
-Takie reality show może trwać dodatkowo dwa tygodnie?- uniósł brew.
-Skoro chcesz…
-Ale, czy Drops się zgodzi?
-Myślę, że będzie zadowolony z naszego zachowania.
Zaśmiała się i z cichym westchnieniem pocałowała go znów. Zamruczał cicho.
-Mruczysz jak kot.- szepnęła, składając pojedyncze pocałunki na jego ustach.
-Powiedz mi, dlaczego stoimy tu i rozmawiamy, kiedy to reality show powinno się już zacząć?
Hermiona uśmiechnęła się. Żywy trup ożył całkowicie. Hermiona już nie myślała o Ronie. Snape nie myślał o Lily.
Drzwi otworzyły się i byli wolni, ale zbyt zajęci sobą by to zauważyć.


_______________________________________________________

Nie mam pojęcia, jak to wyszło. Przyznam, że na początku miałam jedno zdanie: „Upiłaś się, zresztą ja też” XD Przepraszam, że tak okropnie piszę, tyle beznadziejnego opisu, praktycznie zero akcji i rozmów – katastrofa. Trudno.

   



środa, 17 lipca 2013

Dzienniki

Jeżeli pisarzowi nudzi się na tyle, że zaczyna pisać, znaczy, że jest to szczyt szczytów nudy. :') Dla 'ja ja', przepraszam, że to takie głupie, ale miało być na poprawę humoru, więc przynajmniej pośmiejesz się z tego jak, inspirowana "Draculą" zaczęłam pisać dziennik Hermiony i Severusa. 

Dziennik Panny Wiem-To-Wszystko-I-Jeszcze-Więcej

3 listopada
Nie wiem po co to robię. Nie wiem, po co to piszę. Ja czegoś nie wiem, profesor Snape by się uśmiał. O ile on w ogóle się kiedykolwiek śmiał. I o ile gdzieś się nie zaszył. Nie zdziwiłabym się. Został niemal bohaterem wojennym, a przecież wszyscy dobrze wiedzą, że jedyne czego pragnął (przynajmniej za moich szkolnych czasów) to cisza, spokój i koniec nauczania imbecyli, nie mających pojęcia o eliksirach. Ani o niczym innym. Taak. Nie zdziwiłabym się, gdyby zaszyłby się gdzieś w jakimś małym mieszkaniu i już nigdy stamtąd nie wyszedł. I najwyraźniej miałby spokój do końca życia. Nie tak jak ja. Ja nigdy nie zaznam spokoju.
Przelewanie myśli na papier pomaga, prawda? Pomaga pozbierać się, zebrać jakoś to wszystko, ogarnąć kłopoty, poskromić problemy. Czy tak? Mi chyba nie pomaga. Zresztą, co mi może pomóc?
To takie głupie, pisać o tym. Mam nadzieję, że nigdy nikt tego nie przeczyta. Miałby zabawę. Taki Malfoy, taki Ronald… Och… A raczej: ugh.
Gdzie teraz jestem? Śmieszne. Idealna Panna Poukładana znalazła się w tak zwanym „Domu Uciech”. Głupie. Żenujące. Tylko co miałam zrobić?
Błąkając się po ulicy Nokturnu natknęłam się na kobietę, która mnie tu przyprowadziła, myśląc, że jestem bezdomna. Kobieta nazywa się Eris, jest niezwykle dziwna nawet jak na czarownicę zarządzającą burdelem na Nokturnie. Ma płomiennie czerwone włosy, nie, nie rude, czerwone, wysoko upięte w kok, jakiś misteryjny, ogromny i duże, czarne oczy. Na początku nawet się jej przestraszyłam. Okazała się miłą, jeśli można to tak nazwać, w każdym razie uprzejmą na swój sposób. Taką kobietą, którą wszyscy zwykli nazywać: „równą babką”. Taka właśnie jest, ale ma swoje zasady.
Przyprowadziła mnie tu. I co? Zostałam. Kiedy pomyślałam o moim pustym mieszkaniu na Pokątnej, o starym fotelu, zwiędłych kwiatach, gwarze na ulicy… Głowa mnie rozbolała. Tutaj wszystko wydawało się cichsze, spokojniejsze. To też chyba jakaś sprzeczność.
Nie narzekałam. Eris uważała mnie za swój nowy nabytek i trzymała dla kogoś specjalnego. Było mi wszystko jedno. Pomyślałam o Ronie. Czy byłby wściekły, gdyby mnie tu zobaczył?
Wieczorem, siedząc sobie w kącie tego dziwnego pokoju na jakimś fotelu i obejmując się za oba kolana usłyszałam kroki i strzępy jakiejś dziwnej rozmowy. Rozpoznałam głos Eris, to była ona, nie dało się jej pomylić z nikim innym. Drugi głos wydawał mi się znajomy, ale jakiś zamglony, osnuty tajemnicą.
-…jesteś jeszcze dziwniejszy niż ja.- powiedziała Eris.-Muszę przyznać, że też nie jesteś zwykłym klientem. Jeszcze nie widziałam faceta, który z dziwką rozmawiał, który był dla niej tak uprzejmy, który tak szanował kobiety. Przynajmniej tutaj.- zaśmiała się krótko.-Czego ty tu szukasz, co? Kotku, ty powinieneś być od dawna żonaty. Niczego ci nie brakuje, wręcz przeciwnie.- znowu się zaśmiała, usłyszałam odchrząknięcie mężczyzny.-Jesteś nawet pociągający, umięśniony, jesteś bohaterem wojennym, podobno największym magiem zaraz po Dumbeldorze. Tak jak ty, eliksirami się nikt bawić nie potrafi. Naprawdę nie chcesz nikogo dla siebie znaleźć?
-Eris, ja…
Nie pozwoliła mu dokończyć.
-Lily to Lily, ale ona już dawno temu umarła. Nie żyje, nie ma jej, puf! Przepadła. Zapomnij w końcu. Ty jesteś mężczyzną, który potrzebuje ust do wycałowania, włosów do utonięcia w nich, szyi do pieszczenia. Potrzebujesz prawdziwej miłości, nie „domu uciech”, zrozum to.
-Moja miłość dawno umarła.
-Wszystkie cię tu strasznie lubimy, jesteś niesamowity, ale żadna z nas nie może patrzeć jak się nad sobą użalasz. Chodź lepiej, pokażę ci coś.
-Czyżby to był twój nowy naby…
Urwał, bo zobaczył mnie. Oczywiście już przy „bawieniu się eliksirach” odkryłam, iż jest to nie kto inny, a sam Severus Snape. Nie zmienił się zbyt, nadal nosił czarne, obszerne szaty, nadal miał długie, czarne włosy, o dziwo, nie przetłuszczone już i przenikliwe czarne oczy. Pożałowałam, że się tu znalazłam, mój były profesor, profesor, który nieraz był dla mnie autorytetem, jeśli chodziło o eliksiry, jeśli chodziło o inteligencję zobaczył mnie, gdzie? Nawet nie chce mi się o tym wspominać. Chciałam zapomnieć o tym, gdzie się znajdowałam.
-Granger?
-To wy się znacie?- Eris przestała się uśmiechać.-Ach, no tak, znowu jakaś twoja uczennica. Śliczna, prawda?
Nie, Eris, zdecydowanie nie. Nie jestem śliczna. Nigdy nie byłam, nie będę… Na wspomnienie o Ronie coś zakłuło mnie w sercu. Spojrzałam na profesora.
-Profesor Snape tutaj?
-Panna Wiem-To-Wszystko również tutaj.
Eris uśmiechnęła się szeroko i złośliwie. Było mi naprawdę wszystko jedno. Zrobiłam jak kazała Eris, wzięłam go za rękę i poprowadziłam do sąsiedniego pokoju. Jego dłoń była gładka i miła w dotyku z zewnątrz i jakaś dziwnie szorstka wewnątrz. Ale to mi się podobało. Miał długie, smukłe palce, co od razu skojarzyło mi się z określeniem: „palce pianisty”. Usiadłam na dużym łóżku i z ociąganiem oderwałam swoje palce od jego palców.
-Granger, co ty tu robisz? Jak ty tu trafiłaś?- zapytał, uważnie mi się przyglądając.
Nigdy nie miałam okazji przyjrzeć mu się dokładniej. Był stanowczo blady, miał ostre rysy i wydatne kości policzkowe. Jego twarz była chuda i pociągła, jego oczy… intrygujące. Miałam wrażenie, że jego czarne oczy, okolone ciemnymi rzęsami przenika moje myśli, duszę, mnie. To było dziwne, ale jak gdyby się zastanowić te oczy nie były takie złe, można by je uznać za piękne. Na pewno. Piękne. Przeniosłam wzrok na jego usta. Im też nigdy się nie przyglądałam. Dolną wargę miał wydatną, górna była ładnie zarysowana, tak delikatnie i ostro jednocześnie. Podobało mi się to. Usta zachęcające do całowania, tak to można było określić. Czarne włosy okalały jego twarz, kilka niesfornych kosmyków przykleiło mu się do policzka. Miał wydatny nos, ale nos ten komponował się z jego twarzą.
Charakterystyczna była jedna, pionowa zmarszczka, umieszczona między brwiami.
Wokół jego oczu też były zmarszczki, ale nieliczne i praktycznie niewidoczne.
Przez jego policzek ciągnęła się blizna.
Uśmiechnęłam się, zdając sobie sprawę z tego, że profesor jest przystojny.


Dziennik Nietoperza z Lochów

3 listopad, ciąg dalszy
Nie miałem nawet pojęcia, co o tym myśleć. Granger w burdelu, Eris nakłaniająca mnie do małżeństwa. Czy oni wszyscy zwariowali? Przez dłuższą chwilę Granger wpatrywała się we mnie. Co ona widziała? Ja widziałem tylko jej wielkie, brązowe oczy. Nigdy nie przypatrywałem się jej bliżej, ale teraz jak na to spojrzeć, nie była wcale brzydka, ani przeciętna. Mało tego. Zaczynałem zgadzać się z opinią Eris. „Śliczna”… Źle to określiła. Ujmująca, urocza, czarująca na swój sposób, tak, to jest trafne.
-Powiesz mi, co się stało, że tu trafiłaś?- spytałem cicho.
Chciałem wiedzieć. Miałem prawo wiedzieć. Myśląc o kłopotach związanych z tą dziwną odpowiedzialnością wobec Granger powinienem po prostu stamtąd wyjść. Albo jeszcze lepiej: zostać, a dopiero potem zapłacić i wyjść. Lubię wmawiać sobie, że jestem bezdusznym potworem. Nie wiem dlaczego. Nie wiem, w jaki sposób to wpływa na moje ego? Prawdą jest jednak, że nie byłbym zdolny do zrobienia tego Granger. Czułbym się nieswojo, to po pierwsze, okropnie, to po drugie, dziwnie, to po trzecie. Przecież to była moja uczennica! Jak mógłbym t o… z uczennicą…
-Granger!- podniosłem głos.
Westchnęła ciężko. Oparła się plecami o ścianę i podciągnęła kolana pod brodę.
-I co mam panu powiedzieć? Mam się panu zwierzać?- prychnęła lekceważąco.
Przypominała trochę mnie. Może specjalnie to robiła?
-Chcę tylko dowiedzieć się, jak to się stało. Dlaczego?- ja za to zamieniałem się w Pannę Muszę-Wiedzieć.
Westchnęła po raz drugi. Miałem powoli dosyć.
-Ron mnie zostawił.- po jej policzku spłynęła łza. Zaśmiała się histerycznie. Ten śmiech przeszył mnie jak lodowaty powiew.-Czego mogłam się spodziewać? Przecież straciłam dziecko, to było oczywiste, że mnie zostawi.
Nie. Zacisnąłem ręce w pięści. Pewnie trochę ją to wystraszyło. Potem znowu zaśmiała się tym potwornym śmiechem.
-Zamierza pan kogoś pobić?
-Tylko tego kretyna, którego dziecko nosiłaś, z którym chciałaś spędzić resztę życia, a on zostawił cię jak nic nie wartą zabawkę.- warknąłem, nie patrząc na nią, a gdzieś w bok.
Nienawidzę takich facetów. Tchórzy. Zwykłych tchórzy, którzy zostawiają swoje kobiety przy pierwszej lepszej okazji. To chore. Czy on pomyślał jak ona mogła się poczuć? Tracąc dziecko i rodzinę w jednej chwili mogłaby nawet zastanawiać się nad samobójstwem. Oczywiście, ten rudy kretyn na to nie wpadł.
-Aż tak to pana denerwuje?
Zignorowałem jej pytanie.
-Dlaczego znalazłaś się tutaj? Zawsze byłaś silna psychicznie. Mam nadzieję, że nie myślałaś o samobójstwie?
Znowu ten śmiech. Takim śmiechem, śmieją się ludzie, którzy są zrozpaczeni i którym już wszystko jedno. Wiem, bo sam się kiedyś tak śmiałem. Prosto w twarz Dumbeldore’a, który nie zdołał ochronić Lily.
-O samobójstwie? Profesorze, ja nadal nie mam po co żyć. A znalazłam się tutaj, bo Eris mnie tu przyprowadziła. Nie chciałam wracać, nie miałam po co wracać do pustego mieszkania.- kolejne łzy zniknęły w jej brązowych lokach.
W pierwszej chwili pomyślałem o tym, żeby ją przytulić, ale tutaj, w tym miejscu mogłaby to zrozumieć opatrznie i uciec z krzykiem.
-Nie mów tak. Twoja rodzina, przyjaciele?
Przerwała mi gestem dłoni.
-Nie odnalazłam moich rodziców. Są w Australii pod wpływem Obliviate. Nie wiedzą, że mają córkę. Przyjaciele? Wszyscy mnie opuścili. Ginny jest gdzieś za granicą, z Draco i nawet nie wie, że coś takiego mi się przytrafiło. Weasleyowie odwrócili się ode mnie. Być może Ron przedstawił im inną wersję wydarzeń. Harry ma inne rzeczy na głowie. Luna wyjechała z Nevillem. Nie mam nikogo, wszyscy są zajęci, nikt nie zwraca na mnie uwagi.- i znów się zaśmiała, przez łzy.
-Widzisz, to tak jak ja. Tylko, że ty tych przyjaciół jednak miałaś.
Ona chyba też chciała mnie przytulić, ale raczej wolała nie ryzykować. Ja też wolałem zachować dystans. Rzuciłem kilka galeonów na łóżko. Podniosła na mnie wzrok. Była przestraszona.
-A to za co?
-Za to.
Nachyliłem się i delikatnie pocałowałem ją w czoło. Starałem się to robić jak najczulej. Odetchnęła z ulgą. Wycofałem się do drzwi. Zatrzymał mnie jej głos.
-Profesorze? Wróci pan? Tylko z panem mogę rozmawiać i…- przerwałem jej gestem dłoni.
-Jutro wrócę.- zapewniłem.
Miło było być odprowadzanym przez te wielkie oczy w kolorze, jakie ma kakao.


Dziennik Panny Wiem-To-Wszystko-I-Jeszcze-Więcej

4 listopad
Co miałam o tym myśleć? Profesor Severus Snape, które uznałam za przystojnego pocałował mnie w czoło. Zwariowałam. Tak, z pewnością zwariowałam i to tylko jakaś dziwna fatamorgana. Jeżeli jednak było to prawdziwe, to nareszcie miałam kogoś z kim mogłam rozmawiać, kto mnie przynajmniej w małym stopniu rozumiał.
Nie mogłam spać. Jedną połowę nocy poświęciłam zastanawianiu się czy to naprawdę się zdarzyło, a drugą na cieszenie się tym. Cieszyłam się, bo rozmawiałam ze Snapem. Chyba naprawdę postradałam zmysły. Nie zdziwiłabym się, gdyby tak było. Ale w gruncie rzeczy nie jest taki zły. Naprawdę zdziwiłam się, kiedy tak wstrząsnęło nim zachowanie Rona. I naprawdę przeraziłam się, kiedy rzucił pieniądze na łóżko. Myśl, że ja… i on… że moglibyśmy… Nie. To byłoby strasznie krępujące, niekomfortowe. Ciekawe czy tylko dla mnie? Wiem, że to głupie, ale cofnęłam się przed przytuleniem go tylko, dlatego że bałam się, iż mógłby to opatrznie zrozumieć i… rzucić się na mnie? W każdym razie byłoby to… interesujące. W końcu to mój były nauczyciel, nigdy nie zastanawiałam się nad takimi sprawami pod kątem Snape’a. Jeden jedyny nauczyciel, w którym się kochałam to był Lockhart i teraz myślę, że tysiąc razy bardziej wolałabym Snape’a. Przynajmniej nie świeci wszędzie idealnym uśmiechem. Jest wkurzający, ale nie w taki sposób jak Lockhart.

4 listopad (później)
Znowu złapałam Snape’a za rękę i pociągnęłam go za sobą do tego samego pokoju. Eris najwyraźniej myślała, że jednak coś z tego będzie, ja byłam nowa, niewinna w tym środowisku, on chyba też, z tego co Eris mi opowiadała. Biedaczka, pewnie myślała, że się w sobie zakochamy i uciekniemy. I pewnie oczekiwała, że za tymi zamkniętymi drzwiami robimy to, co powinniśmy robić. A my tylko rozmawialiśmy! Uśmiecham się na samą myśl o tym, co ona sobie wyobraża.
Tak jak poprzedniego dnia, usiadłam na łóżku, a on obok mnie. Milczeliśmy dłuższą chwilę. Mogłabym się wpatrywać w te jego oczy godzinami, i tak za każdym razem znajdywałabym w nich coś nowego. Były niezwykłe. Wzięłam jego dłoń i obejrzałam ją dokładnie, a potem zaczęłam gładzić ją delikatnie kciukiem. Tyle chyba mogłam zrobić. Potrzebowałam tego. Coś, co biło od jego skóry, uspokajało mnie. Splotłam nasze dłonie, jego dużą, o smukłych palcach i moją mniejszą i uniosłam do góry, uważnie się im przyglądając.
-No i co ty tak oglądasz?- zapytał z irytacją.
-Och, przepraszam.- rozłączyłam nasze dłonie.-Pasują do siebie.- szepnęłam cichutko.
-Większej głupoty nie mogłaś palnąć.
To mnie rozśmieszyło. Naprawdę coś mnie rozśmieszyło! Spojrzałam na niego. I on też się uśmiechał! Jego uśmiech był urzekający. O wiele lepszy od uśmiechu Lockharta, bo zdecydowanie prawdziwy. Pierwszy raz zobaczyłam, żeby się uśmiechał.
Rozmawialiśmy o książkach, o eliksirach, o Hogwarcie. Wspaniale było porozmawiać z kimś, kogo kompetencje wykraczały poza quidditcha. Naprawdę miło było się z nim kłócić. Miło! Snape i miło, te słowa nie mogą występować razem. A może mogą?
Potem znowu rzucił na łóżko pieniądze i zbliżył się do mnie. Podniosłam głowę, odgarnęłam włosy z czoła, po chwili jednak znowu wróciły na swoje miejsce. Ze złośliwym uśmieszkiem pokręcił głową. Złożył pocałunek na moim piegowatym nosie i wyszedł.



Dziennik Nietoperza z Lochów

5 listopad
Odbiło mi. Zbzikowałem, postradałem zmysły, przestałem myśleć logicznie. Jak mogłem być taki dla Hermiony Granger? Zła strona mojej osoby przypominała o sobie. Wczoraj nie miałem ochoty jej obrażać. Nie miałem ochoty nawet zerwać uścisku naszych dłoni. Pasowały do siebie – prawda i nieprawda. Moja była blada, zimna, z jednej strony gładka, z drugiej szorstka, a jej miła w dotyku, ciepła. Tylko, że jeżeli chodzi o uścisk to faktycznie, pasowały do siebie w jakiś pokrętny sposób. Jej mała dłoń gubiła się w mojej, nasze palce ze sobą harmonizowały.
Teraz przeczytałem to, co właśnie napisałem i chyba to skreślę. Jak mogę rozpisywać się na temat splecionych ze sobą  naszych dłoni?! Czy z wiekiem robię się sentymentalny? Możliwe. Głupi? Być może. Splecione dłonie… Czy to już fantazjowanie? Może raczej wspominanie. To dobre określenie.
Byłoby dobrze, gdyby ona mi się nie przyśniła. To chore. Ja nie chcę o niej śnić. Nie chcę już więcej myśleć, ani o niej, ani o jej piegowatym, uroczo zadartym nosie, ani o jej rumieńcach, ani słodkich ustach, ani wielkich oczach.
Znowu to robię. Nie wiem, po co prowadzę ten dziennik. Przez to tylko jeszcze intensywniej o niej myślę. Wiedziałem, po prostu wiedziałem, że na durnym pocałunku w czoło się nie skończy. Nigdy się nie kończy. Bo to byłoby za proste.

5 listopad (później)
To co się stało tak mnie wkurzyło, tak rozdrażniło, że… lepiej opisać to w miarę dokładniej.
Szedłem w stronę pokoju, w którym zwykle czekała Granger. Usłyszałem jej uradowany głos: „Profesorze?”. Przyspieszyłem kroku. Zobaczyłem ją, kulącą się na kanapie i mierzącą wzrokiem jakiegoś mężczyznę, wyrwanego jak ze złego snu o Śmierciożercach. Nie zdążyłem mu się dokładnie przyjrzeć, patrzyłem na Granger.
-Nie chcę cię.- prychnęła na niego jak wściekła kotka.
-Och, czekasz na jakiegoś profesora? Ja mogę nim być.
Skrzywiłem się. Mężczyzna wziął Hermionę… Na Salazara, nie! Nie, Hermionę, Granger, tylko Granger. Wziął Granger za ramię i podciągnął w górę. Syknęła z bólu. Jego palce jak łańcuchy zaciskały się na jej delikatnej skórze. Za delikatnej dla tego kretyna. Podbiegłem i nie wiele myśląc, popchnąłem go. Spojrzał na mnie wojowniczo. Wymierzyłem mu cios w nos. Polała się krew. Potrząsnąłem ręką. Chyba wyszedłem z wprawy. Jeszcze raz i jeszcze kilka razy, tak dla pewności uderzyłem go z całej siły. Padł na podłogę. Wpadła Eris z wyciągniętą różdżką, ze srogą miną podniosła zaklęciem nieproszonego gościa.
-Wy sobie nie przeszkadzajcie.- rzuciła w roztargnieniu.
Hermiona, tfu! Granger wzięła mnie za rękę i zamknęła za nami drzwi. Usiadła na łóżku. Ja jednak nawet nie zdążyłem spojrzeć jej w oczy i odszukać tam cokolwiek… strachu, radości… Bo rzuciła się mi na szyję i powaliła nas oboje na łóżko. Chciałem się od niej uwolnić, ale jej loki tak słodko pachniały…
-Proszę, zabierz mnie stąd, zabierz. Tylko ciebie mam, tylko…- wyszeptała w moje włosy.
Odrzuciłem ją od siebie.
-Czy ja ci wyglądam na faceta z zawieszką na twarzy: „pokoje gościnne, zapraszamy”? Nie przypominam sobie, bym coś ci obiecywał. Durna Gryfonko, pocałowałem cię tylko w czoło!
Patrzyłem jak łzy płyną po jej policzkach. Moja zła strona była zadowolona. Dlaczego to właśnie ta strona musiała dominować w takich sytuacjach?
-Więc to zmieńmy.- szepnęła, zbliżając się do mnie.
-Nie. Nie!- warknęłam.-Zostaw mnie.
Tak jak zawsze rzuciłem kilka galeonów na łóżko i odszedłem. Nie patrzyłem na nią. Nie mogłem. To tylko głupia Gryfonka!
Tak. Lily też nią była.


Dziennik Panny Wiem-To-Wszystko-I-Jeszcze-Więcej

 20 listopad
Nie przyszedł. Nadal. Czekam już tak długo, że mam wrażenie, że to trwa wieczność. Nadal piszę w tym durnym dzienniku. Po co? Nie mam zielonego pojęcia. Straciłam kolejnego przyjaciela. Czy to ja tak działam? Odstraszam ludzi? Wiem, że nie jestem pięknością, ale chyba nie przez to nie przyszedł. To fakt, nie obiecywał mi absolutnie nic. Ale… ale miałam wrażenie, że coś do siebie czujemy. Wiem, głupie. Chciałam go tylko pocałować, nic więcej. Naprawdę.
A teraz go nie ma. Jeżeli nie zjawi się w najbliższym czasie, po prostu się poddam. Niech robią ze mną, co chcą. Mogą mnie nawet poćwiartować i zjeść. Przynajmniej się na coś przydam.



Dziennik Nietoperza z Lochów

21 listopad
Dręczyły mnie straszne koszmary i okropne poczucie winy. Co ja zrobiłem? Zostawiłem ją tam. Zostawiłem ją na pastwę losu. Tak długi czas się nie odzywałem. Czy ona jeszcze tam jest? Nie mogłem wytrzymać. Poszedłem tam. I miałem zamiar zrobić coś więcej. Poszedłem tam z myślą pocałowania jej. Miała rację. Trzeba było sprawdzić to wtedy. Pocałunek odkrywa prawdę. Jeżeli absolutnie nic by między nami nie było, ten pocałunek byłby sztuczny, bezwartościowy, ale jeśli…
Nie chcę być taki jak Weasley. On też ją zostawił. Jaki byłem głupi!
Eris zaprowadziła mnie do znanego mi pokoju. Hermiona, tak, tak. Już się tego nie boję. Za dużo krzywd jej wyrządziłem, żeby nazywać ją „Granger”. Hermiona siedziała na kanapie w taki sposób, w jaki siedziała, kiedy zobaczyłem ją to po raz pierwszy. Wzrok miała pusty, usta zaciśnięte…
-Siedzi tak odkąd ostatni raz tu byłeś.- szepnęła Eris.
Ścisnęło mi się serce. Ach, serce… A więc jednak je mam. Jednak bije.
Podszedłem szybkim krokiem do Hermiony i przyklęknąłem przy niej, patrząc w jej twarz, w jej oczy. Spojrzała na mnie.
-Jesteś gorszy niż Ron, tylko dlatego, że jesteś od niego lepszy. Lepszy, a jednak zostawiłeś mnie tak jak on.- powiedziała obojętnie.
Ucałowałem jej czoło, nos i obie powieki.
-Już nigdy. Wybaczysz mi? Ja…przestraszyłem się, nie chciałem się wiązać, bo nie chciałem, żeby ktoś mnie zranił. Rozumiesz?
-A mam inne wyjście niż ci wybaczyć?
Zbliżyłem się do niej i złączyłem swoje usta z jej ustami. To nie był zwykły pocałunek, to była niesamowita burza. Tak, burza. Aż przeszły mnie ciarki. Jej usta smakowały słodko, a jej zapach mnie upajał. Miała rację, nie przytulając się do mnie wtedy, kiedy pierwszy raz rozmawialiśmy. Teraz miałem przemożną ochotę rzucić się na nią, choćby tu i teraz, byle szybko.



Dziennik Panny Wiem-To-Wszystko-I-Jeszcze-Więcej

21 listopad
Myślałam, że zwariuję. A kiedy się zjawił… Ode chciało mi się żyć, bo zobaczyłam te jego oczy. Oczy, o których myślałam, że już ich nie ujrzę. Straszne.
I ten pocałunek… Nie jestem w stanie nawet o nim pisać. Jego usta smakowały jak Ognista i niesamowicie się od nich uzależniłam. Przez chwilę myślałam, że poniesie nas na tyle, że rzucimy się na siebie tam, nie zwracając nawet uwagi na Eris, która stała nieopodal. Nagle zapragnęłam sprawdzić, czy te wszystkie wiadomości o u m i e j ę t n o ś c i a c h Severusa są prawdą. Severus to piękne imię. Pięknie brzmi, kiedy się je szepcze. I kiedy się je skraca.


3 lipiec (kilka ładnych lat później)
Po tylu latach postanowiliśmy z Severusem przeczytać nawzajem swoje dzienniki. I teraz śmiejemy się z nich nawzajem. On nabija się ze mnie naśladując mój sposób mówienia i wykrzykując coś o czarnych oczach, a ja dramatycznym głosem rzucam komentarze typu: „Miałem ochotę się na nią rzucić i zedrzeć z niej ubranie!” I śmiejemy się razem. Dobrze, że nasza mała Tencja tego nie słyszy.
Nasza córeczka jest najśliczniejszym dzieckiem na świecie. Severus chce skreślić słowo: „najśliczniejszym”, ale mu nie pozwolę. Niech sobie nie myśli, Nietoperz jeden…
Amortencja ma włosy i piękne oczy ojca, jest równie blada jak on, również tak samo się zachowuje. Czasem mam dość tego, że nasze dziecko jest takie zasadnicze, surowe i tak bardzo kocha eliksiry. Jej tatuś nie wie, że nazwałam ją tak specjalnie, żeby zrobić mu na złość. Z takim imieniem może spokojnie łamać męskie serca równie szybko jak Harry w szkolnych czasach łapał znicze. Muszę to przed Severusem ukryć inaczej wkurzy się i strzeli jednego ze swoich znanych mi dobrze humorków. W końcu go czymś udobrucham… Eris nauczyła mnie pewnych sztuczek.
Na początku chciałam nazwać naszą córeczkę Eris, ale Severus zagroził, że w takim razie on „idzie się otruć”. Powiedział, że skoro chcę imię czerpane z mitologii, to równie dobrze może to być Harmonia, Elektra albo Tetyda. Wykombinowałam, że Amortencja i tak jest najlepsze.
Postanowiliśmy kontynuować nasze dzienniki, tak dla zabawy, żeby znowu pośmiać się z nich za kilka lat. Jest jeden szkopuł. Trzeba będzie je dobrze schować przed Tencją, bo Severus zawsze skrupulatnie opisuje wszystko, a opisy każdej z naszych nocy raczej nie mogą wpaść w ręce dziecka. Dziecka, które czyta wszystko, co jej w ręce wpadnie. Takie geny… Ach! Śmialiśmy się też z opowieści Eris o u m i e j ę t n o ś c i a c h Severusa. Sprawdziły się. Dlatego i tym bardziej Tencja nie powinna nawet tego przeglądać.



Dziennik Nietoperza z Lochów

3 lipiec (kilka uciążliwych, ale ładnych lat później)
Przeglądanie tych dzienników to szaleństwo. Hermiona śmieje się ze mnie, bo opisywałem jak to mnie pociągała. Tak, ale ja nie poświęciłem jakichś trzech stron na opisywanie jej twarzy i oczu. Z uwzględnieniem ust. I kości policzkowych. Nie mam słów.
Czasem zastanawiam się, dlaczego poprosiłem ją o rękę? Nigdy nie odpowiedziałem sobie na to pytanie, ale wiem, że mimo naszych licznych kłótni, spięć i tym podobnych, jestem szczęśliwy. Nie wyobrażam sobie poranka bez niej, nie wyobrażam sobie bez niej… Nie, lepiej się nie rozpisywać, bo za kilka lat znowu będzie się śmiać z mojego pociągu seksualnego. Co ja jej na to poradzę? Jestem mężczyzną. Poza tym, tylko ona mnie pociąga, więc raczej powinna się cieszyć. Rzeczywiście trzeba to schować przed Tencją.
Amortencja, nie dość, że jest do mnie podobna tak zwyczajnie, to jeszcze chyba uznała mnie za swój wzór i stara się być taka jak ja. Powodzenia! Skaranie boskie z tym dzieckiem. Niby ja, ale taka uparta jak Hermiona.
Czy ja kiedykolwiek strzelałem jakieś „humorki”? To absurdalne, przecież ja nigdy  takowych nie miewałem. I jakie znów sztuczki? I kto tu ciągle gada o pożądaniu? Oczywiście, zwalić na mnie jest najprościej, w końcu jestem facetem. Ale fakt, że ona jest kobietą, nie znaczy, że… uh. Trzeba to schować przed Tencją.
Aha, jeszcze fakt, że byliśmy do siebie tak uprzedzeni na początku. Śmieszne, że teraz nie możemy bez siebie żyć. Wtedy sama myśl o t y m wprawiała nas w zakłopotanie, a teraz… To jest po prostu miłość.
Nie pokazywać Tencji.
Zdecydowanie nie pokazywać.




Dziennik Naczelnej Córki Nietoperza

20 grudzień (kilka kolejnych lat później)
Cudownych rodziców to ja nie mam. I jeszcze myśleli, że ja tych dzienników nie znajdę! Śmieszne. Mało tego, ja te dzienniki przekażę bliźniakom, a to się młoda ucieszy. Nie będę rozpisywać się o moim rodzeństwie. Bliźniaki jak bliźniaki. Nie mam pojęcia jak zdołali sprawić, że w naszej rodzinie pojawiły się właśnie bliźniaki, skoro ani w rodzinie ojca, ani w rodzinie mamy nigdy bliźniaków nie było. Czyżby u m i e j ę t n o ś c i faceta, który sprawił, że moja matka mnie urodziła?
Jak oni to znajdą, to mnie zabiją. Czyli nie mam nic do stracenia. Kocham Scorpiusa! Jestem animagiem! MAM NA IMIĘ AMORTENCJA, NIE TENCJA, ILE RAZY MAM POWTARZAĆ?!
Teraz mogą mnie spokojnie zabić. Żegnam.


I żyli długo, magicznie, z dziećmi wiecznie sprawiającymi kłopoty i gronem pedagogicznym Hogwartu na głowie, ale szczęśliwie.