Jeżeli pisarzowi nudzi się na tyle, że zaczyna pisać, znaczy, że jest to szczyt szczytów nudy. :') Dla 'ja ja', przepraszam, że to takie głupie, ale miało być na poprawę humoru, więc przynajmniej pośmiejesz się z tego jak, inspirowana "Draculą" zaczęłam pisać dziennik Hermiony i Severusa.
Dziennik Panny
Wiem-To-Wszystko-I-Jeszcze-Więcej
3
listopada
Nie wiem po co to robię. Nie wiem, po
co to piszę. Ja czegoś nie wiem, profesor Snape by się uśmiał. O ile on w ogóle
się kiedykolwiek śmiał. I o ile gdzieś się nie zaszył. Nie zdziwiłabym się.
Został niemal bohaterem wojennym, a przecież wszyscy dobrze wiedzą, że jedyne
czego pragnął (przynajmniej za moich szkolnych czasów) to cisza, spokój i
koniec nauczania imbecyli, nie mających pojęcia o eliksirach. Ani o niczym
innym. Taak. Nie zdziwiłabym się, gdyby zaszyłby się gdzieś w jakimś małym
mieszkaniu i już nigdy stamtąd nie wyszedł. I najwyraźniej miałby spokój do
końca życia. Nie tak jak ja. Ja nigdy nie zaznam spokoju.
Przelewanie myśli na papier pomaga,
prawda? Pomaga pozbierać się, zebrać jakoś to wszystko, ogarnąć kłopoty,
poskromić problemy. Czy tak? Mi chyba nie pomaga. Zresztą, co mi może pomóc?
To takie głupie, pisać o tym. Mam
nadzieję, że nigdy nikt tego nie przeczyta. Miałby zabawę. Taki Malfoy, taki
Ronald… Och… A raczej: ugh.
Gdzie teraz jestem? Śmieszne. Idealna
Panna Poukładana znalazła się w tak zwanym „Domu Uciech”. Głupie. Żenujące.
Tylko co miałam zrobić?
Błąkając się po ulicy Nokturnu
natknęłam się na kobietę, która mnie tu przyprowadziła, myśląc, że jestem
bezdomna. Kobieta nazywa się Eris, jest niezwykle dziwna nawet jak na
czarownicę zarządzającą burdelem na Nokturnie. Ma płomiennie czerwone włosy,
nie, nie rude, czerwone, wysoko upięte w kok, jakiś misteryjny, ogromny i duże,
czarne oczy. Na początku nawet się jej przestraszyłam. Okazała się miłą, jeśli
można to tak nazwać, w każdym razie uprzejmą na swój sposób. Taką kobietą,
którą wszyscy zwykli nazywać: „równą babką”. Taka właśnie jest, ale ma swoje
zasady.
Przyprowadziła mnie tu. I co? Zostałam.
Kiedy pomyślałam o moim pustym mieszkaniu na Pokątnej, o starym fotelu,
zwiędłych kwiatach, gwarze na ulicy… Głowa mnie rozbolała. Tutaj wszystko
wydawało się cichsze, spokojniejsze. To też chyba jakaś sprzeczność.
Nie narzekałam. Eris uważała mnie za
swój nowy nabytek i trzymała dla kogoś specjalnego. Było mi wszystko jedno. Pomyślałam
o Ronie. Czy byłby wściekły, gdyby mnie tu zobaczył?
Wieczorem, siedząc sobie w kącie tego
dziwnego pokoju na jakimś fotelu i obejmując się za oba kolana usłyszałam kroki
i strzępy jakiejś dziwnej rozmowy. Rozpoznałam głos Eris, to była ona, nie dało
się jej pomylić z nikim innym. Drugi głos wydawał mi się znajomy, ale jakiś
zamglony, osnuty tajemnicą.
-…jesteś jeszcze dziwniejszy niż ja.-
powiedziała Eris.-Muszę przyznać, że też nie jesteś zwykłym klientem. Jeszcze
nie widziałam faceta, który z dziwką rozmawiał, który był dla niej tak
uprzejmy, który tak szanował kobiety. Przynajmniej tutaj.- zaśmiała się
krótko.-Czego ty tu szukasz, co? Kotku, ty powinieneś być od dawna żonaty.
Niczego ci nie brakuje, wręcz przeciwnie.- znowu się zaśmiała, usłyszałam odchrząknięcie
mężczyzny.-Jesteś nawet pociągający, umięśniony, jesteś bohaterem wojennym,
podobno największym magiem zaraz po Dumbeldorze. Tak jak ty, eliksirami się
nikt bawić nie potrafi. Naprawdę nie chcesz nikogo dla siebie znaleźć?
-Eris, ja…
Nie pozwoliła mu dokończyć.
-Lily to Lily, ale ona już dawno temu
umarła. Nie żyje, nie ma jej, puf! Przepadła. Zapomnij w końcu. Ty jesteś
mężczyzną, który potrzebuje ust do wycałowania, włosów do utonięcia w nich,
szyi do pieszczenia. Potrzebujesz prawdziwej miłości, nie „domu uciech”, zrozum
to.
-Moja miłość dawno umarła.
-Wszystkie cię tu strasznie lubimy,
jesteś niesamowity, ale żadna z nas nie może patrzeć jak się nad sobą użalasz.
Chodź lepiej, pokażę ci coś.
-Czyżby to był twój nowy naby…
Urwał, bo zobaczył mnie. Oczywiście już
przy „bawieniu się eliksirach” odkryłam, iż jest to nie kto inny, a sam Severus
Snape. Nie zmienił się zbyt, nadal nosił czarne, obszerne szaty, nadal miał
długie, czarne włosy, o dziwo, nie przetłuszczone już i przenikliwe czarne
oczy. Pożałowałam, że się tu znalazłam, mój były profesor, profesor, który
nieraz był dla mnie autorytetem, jeśli chodziło o eliksiry, jeśli chodziło o
inteligencję zobaczył mnie, gdzie? Nawet nie chce mi się o tym wspominać.
Chciałam zapomnieć o tym, gdzie się znajdowałam.
-Granger?
-To wy się znacie?- Eris przestała się
uśmiechać.-Ach, no tak, znowu jakaś twoja uczennica. Śliczna, prawda?
Nie, Eris, zdecydowanie nie. Nie jestem
śliczna. Nigdy nie byłam, nie będę… Na wspomnienie o Ronie coś zakłuło mnie w
sercu. Spojrzałam na profesora.
-Profesor Snape tutaj?
-Panna Wiem-To-Wszystko również tutaj.
Eris uśmiechnęła się szeroko i
złośliwie. Było mi naprawdę wszystko jedno. Zrobiłam jak kazała Eris, wzięłam
go za rękę i poprowadziłam do sąsiedniego pokoju. Jego dłoń była gładka i miła
w dotyku z zewnątrz i jakaś dziwnie szorstka wewnątrz. Ale to mi się podobało.
Miał długie, smukłe palce, co od razu skojarzyło mi się z określeniem: „palce
pianisty”. Usiadłam na dużym łóżku i z ociąganiem oderwałam swoje palce od jego
palców.
-Granger, co ty tu robisz? Jak ty tu
trafiłaś?- zapytał, uważnie mi się przyglądając.
Nigdy nie miałam okazji przyjrzeć mu
się dokładniej. Był stanowczo blady, miał ostre rysy i wydatne kości
policzkowe. Jego twarz była chuda i pociągła, jego oczy… intrygujące. Miałam
wrażenie, że jego czarne oczy, okolone ciemnymi rzęsami przenika moje myśli,
duszę, mnie. To było dziwne, ale jak gdyby się zastanowić te oczy nie były
takie złe, można by je uznać za piękne. Na pewno. Piękne. Przeniosłam wzrok na
jego usta. Im też nigdy się nie przyglądałam. Dolną wargę miał wydatną, górna
była ładnie zarysowana, tak delikatnie i ostro jednocześnie. Podobało mi się
to. Usta zachęcające do całowania, tak to można było określić. Czarne włosy
okalały jego twarz, kilka niesfornych kosmyków przykleiło mu się do policzka. Miał
wydatny nos, ale nos ten komponował się z jego twarzą.
Charakterystyczna była jedna, pionowa
zmarszczka, umieszczona między brwiami.
Wokół jego oczu też były zmarszczki,
ale nieliczne i praktycznie niewidoczne.
Przez jego policzek ciągnęła się
blizna.
Uśmiechnęłam się, zdając sobie sprawę z
tego, że profesor jest przystojny.
Dziennik Nietoperza z Lochów
3
listopad, ciąg dalszy
Nie miałem nawet pojęcia, co o tym
myśleć. Granger w burdelu, Eris nakłaniająca mnie do małżeństwa. Czy oni
wszyscy zwariowali? Przez dłuższą chwilę Granger wpatrywała się we mnie. Co ona
widziała? Ja widziałem tylko jej wielkie, brązowe oczy. Nigdy nie
przypatrywałem się jej bliżej, ale teraz jak na to spojrzeć, nie była wcale
brzydka, ani przeciętna. Mało tego. Zaczynałem zgadzać się z opinią Eris.
„Śliczna”… Źle to określiła. Ujmująca, urocza, czarująca na swój sposób, tak,
to jest trafne.
-Powiesz mi, co się stało, że tu
trafiłaś?- spytałem cicho.
Chciałem wiedzieć. Miałem prawo
wiedzieć. Myśląc o kłopotach związanych z tą dziwną odpowiedzialnością wobec
Granger powinienem po prostu stamtąd wyjść. Albo jeszcze lepiej: zostać, a
dopiero potem zapłacić i wyjść. Lubię wmawiać sobie, że jestem bezdusznym
potworem. Nie wiem dlaczego. Nie wiem, w jaki sposób to wpływa na moje ego?
Prawdą jest jednak, że nie byłbym zdolny do zrobienia tego Granger. Czułbym się
nieswojo, to po pierwsze, okropnie, to po drugie, dziwnie, to po trzecie.
Przecież to była moja uczennica! Jak mógłbym t o… z uczennicą…
-Granger!- podniosłem głos.
Westchnęła ciężko. Oparła się plecami o
ścianę i podciągnęła kolana pod brodę.
-I co mam panu powiedzieć? Mam się panu
zwierzać?- prychnęła lekceważąco.
Przypominała trochę mnie. Może
specjalnie to robiła?
-Chcę tylko dowiedzieć się, jak to się
stało. Dlaczego?- ja za to zamieniałem się w Pannę Muszę-Wiedzieć.
Westchnęła po raz drugi. Miałem powoli
dosyć.
-Ron mnie zostawił.- po jej policzku
spłynęła łza. Zaśmiała się histerycznie. Ten śmiech przeszył mnie jak lodowaty
powiew.-Czego mogłam się spodziewać? Przecież straciłam dziecko, to było
oczywiste, że mnie zostawi.
Nie. Zacisnąłem ręce w pięści. Pewnie
trochę ją to wystraszyło. Potem znowu zaśmiała się tym potwornym śmiechem.
-Zamierza pan kogoś pobić?
-Tylko tego kretyna, którego dziecko
nosiłaś, z którym chciałaś spędzić resztę życia, a on zostawił cię jak nic nie
wartą zabawkę.- warknąłem, nie patrząc na nią, a gdzieś w bok.
Nienawidzę takich facetów. Tchórzy.
Zwykłych tchórzy, którzy zostawiają swoje kobiety przy pierwszej lepszej
okazji. To chore. Czy on pomyślał jak ona mogła się poczuć? Tracąc dziecko i
rodzinę w jednej chwili mogłaby nawet zastanawiać się nad samobójstwem.
Oczywiście, ten rudy kretyn na to nie wpadł.
-Aż tak to pana denerwuje?
Zignorowałem jej pytanie.
-Dlaczego znalazłaś się tutaj? Zawsze
byłaś silna psychicznie. Mam nadzieję, że nie myślałaś o samobójstwie?
Znowu ten śmiech. Takim śmiechem,
śmieją się ludzie, którzy są zrozpaczeni i którym już wszystko jedno. Wiem, bo
sam się kiedyś tak śmiałem. Prosto w twarz Dumbeldore’a, który nie zdołał
ochronić Lily.
-O samobójstwie? Profesorze, ja nadal
nie mam po co żyć. A znalazłam się tutaj, bo Eris mnie tu przyprowadziła. Nie
chciałam wracać, nie miałam po co wracać do pustego mieszkania.- kolejne łzy
zniknęły w jej brązowych lokach.
W pierwszej chwili pomyślałem o tym,
żeby ją przytulić, ale tutaj, w tym miejscu mogłaby to zrozumieć opatrznie i
uciec z krzykiem.
-Nie mów tak. Twoja rodzina,
przyjaciele?
Przerwała mi gestem dłoni.
-Nie odnalazłam moich rodziców. Są w
Australii pod wpływem Obliviate. Nie
wiedzą, że mają córkę. Przyjaciele? Wszyscy mnie opuścili. Ginny jest gdzieś za
granicą, z Draco i nawet nie wie, że coś takiego mi się przytrafiło.
Weasleyowie odwrócili się ode mnie. Być może Ron przedstawił im inną wersję
wydarzeń. Harry ma inne rzeczy na głowie. Luna wyjechała z Nevillem. Nie mam
nikogo, wszyscy są zajęci, nikt nie zwraca na mnie uwagi.- i znów się zaśmiała,
przez łzy.
-Widzisz, to tak jak ja. Tylko, że ty
tych przyjaciół jednak miałaś.
Ona chyba też chciała mnie przytulić,
ale raczej wolała nie ryzykować. Ja też wolałem zachować dystans. Rzuciłem
kilka galeonów na łóżko. Podniosła na mnie wzrok. Była przestraszona.
-A to za co?
-Za to.
Nachyliłem się i delikatnie pocałowałem
ją w czoło. Starałem się to robić jak najczulej. Odetchnęła z ulgą. Wycofałem
się do drzwi. Zatrzymał mnie jej głos.
-Profesorze? Wróci pan? Tylko z panem
mogę rozmawiać i…- przerwałem jej gestem dłoni.
-Jutro wrócę.- zapewniłem.
Miło było być odprowadzanym przez te
wielkie oczy w kolorze, jakie ma kakao.
Dziennik Panny Wiem-To-Wszystko-I-Jeszcze-Więcej
4
listopad
Co miałam o tym myśleć? Profesor
Severus Snape, które uznałam za przystojnego pocałował mnie w czoło.
Zwariowałam. Tak, z pewnością zwariowałam i to tylko jakaś dziwna fatamorgana.
Jeżeli jednak było to prawdziwe, to nareszcie miałam kogoś z kim mogłam
rozmawiać, kto mnie przynajmniej w małym stopniu rozumiał.
Nie mogłam spać. Jedną połowę nocy
poświęciłam zastanawianiu się czy to naprawdę się zdarzyło, a drugą na
cieszenie się tym. Cieszyłam się, bo rozmawiałam ze Snapem. Chyba naprawdę
postradałam zmysły. Nie zdziwiłabym się, gdyby tak było. Ale w gruncie rzeczy
nie jest taki zły. Naprawdę zdziwiłam się, kiedy tak wstrząsnęło nim zachowanie
Rona. I naprawdę przeraziłam się, kiedy rzucił pieniądze na łóżko. Myśl, że ja…
i on… że moglibyśmy… Nie. To byłoby strasznie krępujące, niekomfortowe. Ciekawe
czy tylko dla mnie? Wiem, że to głupie, ale cofnęłam się przed przytuleniem go
tylko, dlatego że bałam się, iż mógłby to opatrznie zrozumieć i… rzucić się na
mnie? W każdym razie byłoby to… interesujące. W końcu to mój były nauczyciel,
nigdy nie zastanawiałam się nad takimi sprawami pod kątem Snape’a. Jeden jedyny
nauczyciel, w którym się kochałam to był Lockhart i teraz myślę, że tysiąc razy
bardziej wolałabym Snape’a. Przynajmniej nie świeci wszędzie idealnym
uśmiechem. Jest wkurzający, ale nie w taki sposób jak Lockhart.
4
listopad (później)
Znowu złapałam Snape’a za rękę i
pociągnęłam go za sobą do tego samego pokoju. Eris najwyraźniej myślała, że
jednak coś z tego będzie, ja byłam nowa, niewinna w tym środowisku, on chyba
też, z tego co Eris mi opowiadała. Biedaczka, pewnie myślała, że się w sobie
zakochamy i uciekniemy. I pewnie oczekiwała, że za tymi zamkniętymi drzwiami
robimy to, co powinniśmy robić. A my tylko rozmawialiśmy! Uśmiecham się na samą
myśl o tym, co ona sobie wyobraża.
Tak jak poprzedniego dnia, usiadłam na
łóżku, a on obok mnie. Milczeliśmy dłuższą chwilę. Mogłabym się wpatrywać w te
jego oczy godzinami, i tak za każdym razem znajdywałabym w nich coś nowego.
Były niezwykłe. Wzięłam jego dłoń i obejrzałam ją dokładnie, a potem zaczęłam
gładzić ją delikatnie kciukiem. Tyle chyba mogłam zrobić. Potrzebowałam tego.
Coś, co biło od jego skóry, uspokajało mnie. Splotłam nasze dłonie, jego dużą,
o smukłych palcach i moją mniejszą i uniosłam do góry, uważnie się im
przyglądając.
-No i co ty tak oglądasz?- zapytał z
irytacją.
-Och, przepraszam.- rozłączyłam nasze
dłonie.-Pasują do siebie.- szepnęłam cichutko.
-Większej głupoty nie mogłaś palnąć.
To mnie rozśmieszyło. Naprawdę coś mnie
rozśmieszyło! Spojrzałam na niego. I on też się uśmiechał! Jego uśmiech był
urzekający. O wiele lepszy od uśmiechu Lockharta, bo zdecydowanie prawdziwy.
Pierwszy raz zobaczyłam, żeby się uśmiechał.
Rozmawialiśmy o książkach, o
eliksirach, o Hogwarcie. Wspaniale było porozmawiać z kimś, kogo kompetencje
wykraczały poza quidditcha. Naprawdę miło było się z nim kłócić. Miło! Snape i
miło, te słowa nie mogą występować razem. A może mogą?
Potem znowu rzucił na łóżko pieniądze i
zbliżył się do mnie. Podniosłam głowę, odgarnęłam włosy z czoła, po chwili
jednak znowu wróciły na swoje miejsce. Ze złośliwym uśmieszkiem pokręcił głową.
Złożył pocałunek na moim piegowatym nosie i wyszedł.
Dziennik Nietoperza z Lochów
5
listopad
Odbiło mi. Zbzikowałem, postradałem
zmysły, przestałem myśleć logicznie. Jak mogłem być taki dla Hermiony Granger?
Zła strona mojej osoby przypominała o sobie. Wczoraj nie miałem ochoty jej
obrażać. Nie miałem ochoty nawet zerwać uścisku naszych dłoni. Pasowały do
siebie – prawda i nieprawda. Moja była blada, zimna, z jednej strony gładka, z
drugiej szorstka, a jej miła w dotyku, ciepła. Tylko, że jeżeli chodzi o uścisk
to faktycznie, pasowały do siebie w jakiś pokrętny sposób. Jej mała dłoń gubiła
się w mojej, nasze palce ze sobą harmonizowały.
Teraz przeczytałem to, co właśnie
napisałem i chyba to skreślę. Jak mogę rozpisywać się na temat splecionych ze
sobą naszych dłoni?! Czy z wiekiem robię
się sentymentalny? Możliwe. Głupi? Być może. Splecione dłonie… Czy to już
fantazjowanie? Może raczej wspominanie. To dobre określenie.
Byłoby dobrze, gdyby ona mi się nie
przyśniła. To chore. Ja nie chcę o niej śnić. Nie chcę już więcej myśleć, ani o
niej, ani o jej piegowatym, uroczo zadartym nosie, ani o jej rumieńcach, ani
słodkich ustach, ani wielkich oczach.
Znowu to robię. Nie wiem, po co
prowadzę ten dziennik. Przez to tylko jeszcze intensywniej o niej myślę.
Wiedziałem, po prostu wiedziałem, że na durnym pocałunku w czoło się nie
skończy. Nigdy się nie kończy. Bo to byłoby za proste.
5
listopad (później)
To co się stało tak mnie wkurzyło, tak
rozdrażniło, że… lepiej opisać to w miarę dokładniej.
Szedłem w stronę pokoju, w którym
zwykle czekała Granger. Usłyszałem jej uradowany głos: „Profesorze?”. Przyspieszyłem
kroku. Zobaczyłem ją, kulącą się na kanapie i mierzącą wzrokiem jakiegoś
mężczyznę, wyrwanego jak ze złego snu o Śmierciożercach. Nie zdążyłem mu się
dokładnie przyjrzeć, patrzyłem na Granger.
-Nie chcę cię.- prychnęła na niego jak
wściekła kotka.
-Och, czekasz na jakiegoś profesora? Ja
mogę nim być.
Skrzywiłem się. Mężczyzna wziął
Hermionę… Na Salazara, nie! Nie, Hermionę, Granger, tylko Granger. Wziął
Granger za ramię i podciągnął w górę. Syknęła z bólu. Jego palce jak łańcuchy
zaciskały się na jej delikatnej skórze. Za delikatnej dla tego kretyna.
Podbiegłem i nie wiele myśląc, popchnąłem go. Spojrzał na mnie wojowniczo.
Wymierzyłem mu cios w nos. Polała się krew. Potrząsnąłem ręką. Chyba wyszedłem
z wprawy. Jeszcze raz i jeszcze kilka razy, tak dla pewności uderzyłem go z
całej siły. Padł na podłogę. Wpadła Eris z wyciągniętą różdżką, ze srogą miną
podniosła zaklęciem nieproszonego gościa.
-Wy sobie nie przeszkadzajcie.- rzuciła
w roztargnieniu.
Hermiona, tfu! Granger wzięła mnie za
rękę i zamknęła za nami drzwi. Usiadła na łóżku. Ja jednak nawet nie zdążyłem
spojrzeć jej w oczy i odszukać tam cokolwiek… strachu, radości… Bo rzuciła się
mi na szyję i powaliła nas oboje na łóżko. Chciałem się od niej uwolnić, ale
jej loki tak słodko pachniały…
-Proszę, zabierz mnie stąd, zabierz.
Tylko ciebie mam, tylko…- wyszeptała w moje włosy.
Odrzuciłem ją od siebie.
-Czy ja ci wyglądam na faceta z
zawieszką na twarzy: „pokoje gościnne, zapraszamy”? Nie przypominam sobie, bym
coś ci obiecywał. Durna Gryfonko, pocałowałem cię tylko w czoło!
Patrzyłem jak łzy płyną po jej
policzkach. Moja zła strona była zadowolona. Dlaczego to właśnie ta strona
musiała dominować w takich sytuacjach?
-Więc to zmieńmy.- szepnęła, zbliżając
się do mnie.
-Nie. Nie!- warknęłam.-Zostaw mnie.
Tak jak zawsze rzuciłem kilka galeonów
na łóżko i odszedłem. Nie patrzyłem na nią. Nie mogłem. To tylko głupia
Gryfonka!
Tak. Lily też nią była.
Dziennik Panny Wiem-To-Wszystko-I-Jeszcze-Więcej
20 listopad
Nie przyszedł. Nadal. Czekam już tak długo,
że mam wrażenie, że to trwa wieczność. Nadal piszę w tym durnym dzienniku. Po
co? Nie mam zielonego pojęcia. Straciłam kolejnego przyjaciela. Czy to ja tak
działam? Odstraszam ludzi? Wiem, że nie jestem pięknością, ale chyba nie przez
to nie przyszedł. To fakt, nie obiecywał mi absolutnie nic. Ale… ale miałam
wrażenie, że coś do siebie czujemy. Wiem, głupie. Chciałam go tylko pocałować,
nic więcej. Naprawdę.
A teraz go nie ma. Jeżeli nie zjawi się
w najbliższym czasie, po prostu się poddam. Niech robią ze mną, co chcą. Mogą
mnie nawet poćwiartować i zjeść. Przynajmniej się na coś przydam.
Dziennik Nietoperza z Lochów
21
listopad
Dręczyły mnie straszne koszmary i
okropne poczucie winy. Co ja zrobiłem? Zostawiłem ją tam. Zostawiłem ją na
pastwę losu. Tak długi czas się nie odzywałem. Czy ona jeszcze tam jest? Nie
mogłem wytrzymać. Poszedłem tam. I miałem zamiar zrobić coś więcej. Poszedłem
tam z myślą pocałowania jej. Miała rację. Trzeba było sprawdzić to wtedy.
Pocałunek odkrywa prawdę. Jeżeli absolutnie nic by między nami nie było, ten
pocałunek byłby sztuczny, bezwartościowy, ale jeśli…
Nie chcę być taki jak Weasley. On też
ją zostawił. Jaki byłem głupi!
Eris zaprowadziła mnie do znanego mi
pokoju. Hermiona, tak, tak. Już się tego nie boję. Za dużo krzywd jej
wyrządziłem, żeby nazywać ją „Granger”. Hermiona siedziała na kanapie w taki
sposób, w jaki siedziała, kiedy zobaczyłem ją to po raz pierwszy. Wzrok miała
pusty, usta zaciśnięte…
-Siedzi tak odkąd ostatni raz tu
byłeś.- szepnęła Eris.
Ścisnęło mi się serce. Ach, serce… A
więc jednak je mam. Jednak bije.
Podszedłem szybkim krokiem do Hermiony
i przyklęknąłem przy niej, patrząc w jej twarz, w jej oczy. Spojrzała na mnie.
-Jesteś gorszy niż Ron, tylko dlatego,
że jesteś od niego lepszy. Lepszy, a jednak zostawiłeś mnie tak jak on.-
powiedziała obojętnie.
Ucałowałem jej czoło, nos i obie
powieki.
-Już nigdy. Wybaczysz mi?
Ja…przestraszyłem się, nie chciałem się wiązać, bo nie chciałem, żeby ktoś mnie
zranił. Rozumiesz?
-A mam inne wyjście niż ci wybaczyć?
Zbliżyłem się do niej i złączyłem swoje
usta z jej ustami. To nie był zwykły pocałunek, to była niesamowita burza. Tak,
burza. Aż przeszły mnie ciarki. Jej usta smakowały słodko, a jej zapach mnie
upajał. Miała rację, nie przytulając się do mnie wtedy, kiedy pierwszy raz
rozmawialiśmy. Teraz miałem przemożną ochotę rzucić się na nią, choćby tu i
teraz, byle szybko.
Dziennik Panny Wiem-To-Wszystko-I-Jeszcze-Więcej
21
listopad
Myślałam, że zwariuję. A kiedy się
zjawił… Ode chciało mi się żyć, bo zobaczyłam te jego oczy. Oczy, o których
myślałam, że już ich nie ujrzę. Straszne.
I ten pocałunek… Nie jestem w stanie
nawet o nim pisać. Jego usta smakowały jak Ognista i niesamowicie się od nich
uzależniłam. Przez chwilę myślałam, że poniesie nas na tyle, że rzucimy się na
siebie tam, nie zwracając nawet uwagi na Eris, która stała nieopodal. Nagle
zapragnęłam sprawdzić, czy te wszystkie wiadomości o u m i e j ę t n o ś c i a
c h Severusa są prawdą. Severus to piękne imię. Pięknie brzmi, kiedy się je
szepcze. I kiedy się je skraca.
3
lipiec (kilka ładnych lat później)
Po tylu latach postanowiliśmy z
Severusem przeczytać nawzajem swoje dzienniki. I teraz śmiejemy się z nich
nawzajem. On nabija się ze mnie naśladując mój sposób mówienia i wykrzykując
coś o czarnych oczach, a ja dramatycznym głosem rzucam komentarze typu: „Miałem
ochotę się na nią rzucić i zedrzeć z niej ubranie!” I śmiejemy się razem.
Dobrze, że nasza mała Tencja tego nie słyszy.
Nasza córeczka jest najśliczniejszym
dzieckiem na świecie. Severus chce skreślić słowo: „najśliczniejszym”, ale mu
nie pozwolę. Niech sobie nie myśli, Nietoperz jeden…
Amortencja ma włosy i piękne oczy ojca,
jest równie blada jak on, również tak samo się zachowuje. Czasem mam dość tego,
że nasze dziecko jest takie zasadnicze, surowe i tak bardzo kocha eliksiry. Jej
tatuś nie wie, że nazwałam ją tak specjalnie, żeby zrobić mu na złość. Z takim
imieniem może spokojnie łamać męskie serca równie szybko jak Harry w szkolnych
czasach łapał znicze. Muszę to przed Severusem ukryć inaczej wkurzy się i
strzeli jednego ze swoich znanych mi dobrze humorków. W końcu go czymś
udobrucham… Eris nauczyła mnie pewnych sztuczek.
Na początku chciałam nazwać naszą córeczkę
Eris, ale Severus zagroził, że w takim razie on „idzie się otruć”. Powiedział,
że skoro chcę imię czerpane z mitologii, to równie dobrze może to być Harmonia,
Elektra albo Tetyda. Wykombinowałam, że Amortencja i tak jest najlepsze.
Postanowiliśmy kontynuować nasze
dzienniki, tak dla zabawy, żeby znowu pośmiać się z nich za kilka lat. Jest
jeden szkopuł. Trzeba będzie je dobrze schować przed Tencją, bo Severus zawsze
skrupulatnie opisuje wszystko, a opisy każdej z naszych nocy raczej nie mogą
wpaść w ręce dziecka. Dziecka, które czyta wszystko, co jej w ręce wpadnie.
Takie geny… Ach! Śmialiśmy się też z opowieści Eris o u m i e j ę t n o ś c i a
c h Severusa. Sprawdziły się. Dlatego i tym bardziej Tencja nie powinna nawet
tego przeglądać.
Dziennik Nietoperza z Lochów
3
lipiec (kilka uciążliwych, ale ładnych lat później)
Przeglądanie tych dzienników to
szaleństwo. Hermiona śmieje się ze mnie, bo opisywałem jak to mnie pociągała.
Tak, ale ja nie poświęciłem jakichś trzech stron na opisywanie jej twarzy i
oczu. Z uwzględnieniem ust. I kości policzkowych. Nie mam słów.
Czasem zastanawiam się, dlaczego
poprosiłem ją o rękę? Nigdy nie odpowiedziałem sobie na to pytanie, ale wiem,
że mimo naszych licznych kłótni, spięć i tym podobnych, jestem szczęśliwy. Nie
wyobrażam sobie poranka bez niej, nie wyobrażam sobie bez niej… Nie, lepiej się
nie rozpisywać, bo za kilka lat znowu będzie się śmiać z mojego pociągu
seksualnego. Co ja jej na to poradzę? Jestem mężczyzną. Poza tym, tylko ona
mnie pociąga, więc raczej powinna się cieszyć. Rzeczywiście trzeba to schować
przed Tencją.
Amortencja, nie dość, że jest do mnie
podobna tak zwyczajnie, to jeszcze chyba uznała mnie za swój wzór i stara się
być taka jak ja. Powodzenia! Skaranie boskie z tym dzieckiem. Niby ja, ale taka
uparta jak Hermiona.
Czy ja kiedykolwiek strzelałem jakieś
„humorki”? To absurdalne, przecież ja nigdy
takowych nie miewałem. I jakie znów sztuczki? I kto tu ciągle gada o
pożądaniu? Oczywiście, zwalić na mnie jest najprościej, w końcu jestem facetem.
Ale fakt, że ona jest kobietą, nie znaczy, że… uh. Trzeba to schować przed
Tencją.
Aha, jeszcze fakt, że byliśmy do siebie
tak uprzedzeni na początku. Śmieszne, że teraz nie możemy bez siebie żyć. Wtedy
sama myśl o t y m wprawiała nas w zakłopotanie, a teraz… To jest po prostu
miłość.
Nie pokazywać Tencji.
Zdecydowanie nie pokazywać.
Dziennik Naczelnej Córki Nietoperza
20
grudzień (kilka kolejnych lat później)
Cudownych rodziców to ja nie mam. I
jeszcze myśleli, że ja tych dzienników nie znajdę! Śmieszne. Mało tego, ja te
dzienniki przekażę bliźniakom, a to się młoda ucieszy. Nie będę rozpisywać się
o moim rodzeństwie. Bliźniaki jak bliźniaki. Nie mam pojęcia jak zdołali
sprawić, że w naszej rodzinie pojawiły się właśnie bliźniaki, skoro ani w
rodzinie ojca, ani w rodzinie mamy nigdy bliźniaków nie było. Czyżby u m i e j
ę t n o ś c i faceta, który sprawił, że moja matka mnie urodziła?
Jak oni to znajdą, to mnie zabiją.
Czyli nie mam nic do stracenia. Kocham Scorpiusa! Jestem animagiem! MAM NA IMIĘ
AMORTENCJA, NIE TENCJA, ILE RAZY MAM POWTARZAĆ?!
Teraz mogą mnie spokojnie zabić.
Żegnam.
I żyli
długo, magicznie, z dziećmi wiecznie sprawiającymi kłopoty
i gronem pedagogicznym Hogwartu na głowie, ale szczęśliwie.
Piękne *.*
OdpowiedzUsuńhahah na końcu się uśmiałam :D
Poprawiłaś mi humor dziękuje. :)
Naprawdę? ;-; Dziękuję XD
UsuńHahah, świetne to było xD Prawie nie żyję, ale i tak czytam ^^
OdpowiedzUsuńwiem, że się powtarzam, ale JESTEŚ GENIALNA. :D
OdpowiedzUsuńi jeszcze z tymi bliźniakami, JA marzę o bliźniakach, więc się rozpłynęłam. ^^
Sevcio ma u m i e j ę t n o ś c i i raczej nie należy ich lekceważyć ( ͡° ͜ʖ ͡°)
OdpowiedzUsuń