środa, 17 lipca 2013

Dzienniki

Jeżeli pisarzowi nudzi się na tyle, że zaczyna pisać, znaczy, że jest to szczyt szczytów nudy. :') Dla 'ja ja', przepraszam, że to takie głupie, ale miało być na poprawę humoru, więc przynajmniej pośmiejesz się z tego jak, inspirowana "Draculą" zaczęłam pisać dziennik Hermiony i Severusa. 

Dziennik Panny Wiem-To-Wszystko-I-Jeszcze-Więcej

3 listopada
Nie wiem po co to robię. Nie wiem, po co to piszę. Ja czegoś nie wiem, profesor Snape by się uśmiał. O ile on w ogóle się kiedykolwiek śmiał. I o ile gdzieś się nie zaszył. Nie zdziwiłabym się. Został niemal bohaterem wojennym, a przecież wszyscy dobrze wiedzą, że jedyne czego pragnął (przynajmniej za moich szkolnych czasów) to cisza, spokój i koniec nauczania imbecyli, nie mających pojęcia o eliksirach. Ani o niczym innym. Taak. Nie zdziwiłabym się, gdyby zaszyłby się gdzieś w jakimś małym mieszkaniu i już nigdy stamtąd nie wyszedł. I najwyraźniej miałby spokój do końca życia. Nie tak jak ja. Ja nigdy nie zaznam spokoju.
Przelewanie myśli na papier pomaga, prawda? Pomaga pozbierać się, zebrać jakoś to wszystko, ogarnąć kłopoty, poskromić problemy. Czy tak? Mi chyba nie pomaga. Zresztą, co mi może pomóc?
To takie głupie, pisać o tym. Mam nadzieję, że nigdy nikt tego nie przeczyta. Miałby zabawę. Taki Malfoy, taki Ronald… Och… A raczej: ugh.
Gdzie teraz jestem? Śmieszne. Idealna Panna Poukładana znalazła się w tak zwanym „Domu Uciech”. Głupie. Żenujące. Tylko co miałam zrobić?
Błąkając się po ulicy Nokturnu natknęłam się na kobietę, która mnie tu przyprowadziła, myśląc, że jestem bezdomna. Kobieta nazywa się Eris, jest niezwykle dziwna nawet jak na czarownicę zarządzającą burdelem na Nokturnie. Ma płomiennie czerwone włosy, nie, nie rude, czerwone, wysoko upięte w kok, jakiś misteryjny, ogromny i duże, czarne oczy. Na początku nawet się jej przestraszyłam. Okazała się miłą, jeśli można to tak nazwać, w każdym razie uprzejmą na swój sposób. Taką kobietą, którą wszyscy zwykli nazywać: „równą babką”. Taka właśnie jest, ale ma swoje zasady.
Przyprowadziła mnie tu. I co? Zostałam. Kiedy pomyślałam o moim pustym mieszkaniu na Pokątnej, o starym fotelu, zwiędłych kwiatach, gwarze na ulicy… Głowa mnie rozbolała. Tutaj wszystko wydawało się cichsze, spokojniejsze. To też chyba jakaś sprzeczność.
Nie narzekałam. Eris uważała mnie za swój nowy nabytek i trzymała dla kogoś specjalnego. Było mi wszystko jedno. Pomyślałam o Ronie. Czy byłby wściekły, gdyby mnie tu zobaczył?
Wieczorem, siedząc sobie w kącie tego dziwnego pokoju na jakimś fotelu i obejmując się za oba kolana usłyszałam kroki i strzępy jakiejś dziwnej rozmowy. Rozpoznałam głos Eris, to była ona, nie dało się jej pomylić z nikim innym. Drugi głos wydawał mi się znajomy, ale jakiś zamglony, osnuty tajemnicą.
-…jesteś jeszcze dziwniejszy niż ja.- powiedziała Eris.-Muszę przyznać, że też nie jesteś zwykłym klientem. Jeszcze nie widziałam faceta, który z dziwką rozmawiał, który był dla niej tak uprzejmy, który tak szanował kobiety. Przynajmniej tutaj.- zaśmiała się krótko.-Czego ty tu szukasz, co? Kotku, ty powinieneś być od dawna żonaty. Niczego ci nie brakuje, wręcz przeciwnie.- znowu się zaśmiała, usłyszałam odchrząknięcie mężczyzny.-Jesteś nawet pociągający, umięśniony, jesteś bohaterem wojennym, podobno największym magiem zaraz po Dumbeldorze. Tak jak ty, eliksirami się nikt bawić nie potrafi. Naprawdę nie chcesz nikogo dla siebie znaleźć?
-Eris, ja…
Nie pozwoliła mu dokończyć.
-Lily to Lily, ale ona już dawno temu umarła. Nie żyje, nie ma jej, puf! Przepadła. Zapomnij w końcu. Ty jesteś mężczyzną, który potrzebuje ust do wycałowania, włosów do utonięcia w nich, szyi do pieszczenia. Potrzebujesz prawdziwej miłości, nie „domu uciech”, zrozum to.
-Moja miłość dawno umarła.
-Wszystkie cię tu strasznie lubimy, jesteś niesamowity, ale żadna z nas nie może patrzeć jak się nad sobą użalasz. Chodź lepiej, pokażę ci coś.
-Czyżby to był twój nowy naby…
Urwał, bo zobaczył mnie. Oczywiście już przy „bawieniu się eliksirach” odkryłam, iż jest to nie kto inny, a sam Severus Snape. Nie zmienił się zbyt, nadal nosił czarne, obszerne szaty, nadal miał długie, czarne włosy, o dziwo, nie przetłuszczone już i przenikliwe czarne oczy. Pożałowałam, że się tu znalazłam, mój były profesor, profesor, który nieraz był dla mnie autorytetem, jeśli chodziło o eliksiry, jeśli chodziło o inteligencję zobaczył mnie, gdzie? Nawet nie chce mi się o tym wspominać. Chciałam zapomnieć o tym, gdzie się znajdowałam.
-Granger?
-To wy się znacie?- Eris przestała się uśmiechać.-Ach, no tak, znowu jakaś twoja uczennica. Śliczna, prawda?
Nie, Eris, zdecydowanie nie. Nie jestem śliczna. Nigdy nie byłam, nie będę… Na wspomnienie o Ronie coś zakłuło mnie w sercu. Spojrzałam na profesora.
-Profesor Snape tutaj?
-Panna Wiem-To-Wszystko również tutaj.
Eris uśmiechnęła się szeroko i złośliwie. Było mi naprawdę wszystko jedno. Zrobiłam jak kazała Eris, wzięłam go za rękę i poprowadziłam do sąsiedniego pokoju. Jego dłoń była gładka i miła w dotyku z zewnątrz i jakaś dziwnie szorstka wewnątrz. Ale to mi się podobało. Miał długie, smukłe palce, co od razu skojarzyło mi się z określeniem: „palce pianisty”. Usiadłam na dużym łóżku i z ociąganiem oderwałam swoje palce od jego palców.
-Granger, co ty tu robisz? Jak ty tu trafiłaś?- zapytał, uważnie mi się przyglądając.
Nigdy nie miałam okazji przyjrzeć mu się dokładniej. Był stanowczo blady, miał ostre rysy i wydatne kości policzkowe. Jego twarz była chuda i pociągła, jego oczy… intrygujące. Miałam wrażenie, że jego czarne oczy, okolone ciemnymi rzęsami przenika moje myśli, duszę, mnie. To było dziwne, ale jak gdyby się zastanowić te oczy nie były takie złe, można by je uznać za piękne. Na pewno. Piękne. Przeniosłam wzrok na jego usta. Im też nigdy się nie przyglądałam. Dolną wargę miał wydatną, górna była ładnie zarysowana, tak delikatnie i ostro jednocześnie. Podobało mi się to. Usta zachęcające do całowania, tak to można było określić. Czarne włosy okalały jego twarz, kilka niesfornych kosmyków przykleiło mu się do policzka. Miał wydatny nos, ale nos ten komponował się z jego twarzą.
Charakterystyczna była jedna, pionowa zmarszczka, umieszczona między brwiami.
Wokół jego oczu też były zmarszczki, ale nieliczne i praktycznie niewidoczne.
Przez jego policzek ciągnęła się blizna.
Uśmiechnęłam się, zdając sobie sprawę z tego, że profesor jest przystojny.


Dziennik Nietoperza z Lochów

3 listopad, ciąg dalszy
Nie miałem nawet pojęcia, co o tym myśleć. Granger w burdelu, Eris nakłaniająca mnie do małżeństwa. Czy oni wszyscy zwariowali? Przez dłuższą chwilę Granger wpatrywała się we mnie. Co ona widziała? Ja widziałem tylko jej wielkie, brązowe oczy. Nigdy nie przypatrywałem się jej bliżej, ale teraz jak na to spojrzeć, nie była wcale brzydka, ani przeciętna. Mało tego. Zaczynałem zgadzać się z opinią Eris. „Śliczna”… Źle to określiła. Ujmująca, urocza, czarująca na swój sposób, tak, to jest trafne.
-Powiesz mi, co się stało, że tu trafiłaś?- spytałem cicho.
Chciałem wiedzieć. Miałem prawo wiedzieć. Myśląc o kłopotach związanych z tą dziwną odpowiedzialnością wobec Granger powinienem po prostu stamtąd wyjść. Albo jeszcze lepiej: zostać, a dopiero potem zapłacić i wyjść. Lubię wmawiać sobie, że jestem bezdusznym potworem. Nie wiem dlaczego. Nie wiem, w jaki sposób to wpływa na moje ego? Prawdą jest jednak, że nie byłbym zdolny do zrobienia tego Granger. Czułbym się nieswojo, to po pierwsze, okropnie, to po drugie, dziwnie, to po trzecie. Przecież to była moja uczennica! Jak mógłbym t o… z uczennicą…
-Granger!- podniosłem głos.
Westchnęła ciężko. Oparła się plecami o ścianę i podciągnęła kolana pod brodę.
-I co mam panu powiedzieć? Mam się panu zwierzać?- prychnęła lekceważąco.
Przypominała trochę mnie. Może specjalnie to robiła?
-Chcę tylko dowiedzieć się, jak to się stało. Dlaczego?- ja za to zamieniałem się w Pannę Muszę-Wiedzieć.
Westchnęła po raz drugi. Miałem powoli dosyć.
-Ron mnie zostawił.- po jej policzku spłynęła łza. Zaśmiała się histerycznie. Ten śmiech przeszył mnie jak lodowaty powiew.-Czego mogłam się spodziewać? Przecież straciłam dziecko, to było oczywiste, że mnie zostawi.
Nie. Zacisnąłem ręce w pięści. Pewnie trochę ją to wystraszyło. Potem znowu zaśmiała się tym potwornym śmiechem.
-Zamierza pan kogoś pobić?
-Tylko tego kretyna, którego dziecko nosiłaś, z którym chciałaś spędzić resztę życia, a on zostawił cię jak nic nie wartą zabawkę.- warknąłem, nie patrząc na nią, a gdzieś w bok.
Nienawidzę takich facetów. Tchórzy. Zwykłych tchórzy, którzy zostawiają swoje kobiety przy pierwszej lepszej okazji. To chore. Czy on pomyślał jak ona mogła się poczuć? Tracąc dziecko i rodzinę w jednej chwili mogłaby nawet zastanawiać się nad samobójstwem. Oczywiście, ten rudy kretyn na to nie wpadł.
-Aż tak to pana denerwuje?
Zignorowałem jej pytanie.
-Dlaczego znalazłaś się tutaj? Zawsze byłaś silna psychicznie. Mam nadzieję, że nie myślałaś o samobójstwie?
Znowu ten śmiech. Takim śmiechem, śmieją się ludzie, którzy są zrozpaczeni i którym już wszystko jedno. Wiem, bo sam się kiedyś tak śmiałem. Prosto w twarz Dumbeldore’a, który nie zdołał ochronić Lily.
-O samobójstwie? Profesorze, ja nadal nie mam po co żyć. A znalazłam się tutaj, bo Eris mnie tu przyprowadziła. Nie chciałam wracać, nie miałam po co wracać do pustego mieszkania.- kolejne łzy zniknęły w jej brązowych lokach.
W pierwszej chwili pomyślałem o tym, żeby ją przytulić, ale tutaj, w tym miejscu mogłaby to zrozumieć opatrznie i uciec z krzykiem.
-Nie mów tak. Twoja rodzina, przyjaciele?
Przerwała mi gestem dłoni.
-Nie odnalazłam moich rodziców. Są w Australii pod wpływem Obliviate. Nie wiedzą, że mają córkę. Przyjaciele? Wszyscy mnie opuścili. Ginny jest gdzieś za granicą, z Draco i nawet nie wie, że coś takiego mi się przytrafiło. Weasleyowie odwrócili się ode mnie. Być może Ron przedstawił im inną wersję wydarzeń. Harry ma inne rzeczy na głowie. Luna wyjechała z Nevillem. Nie mam nikogo, wszyscy są zajęci, nikt nie zwraca na mnie uwagi.- i znów się zaśmiała, przez łzy.
-Widzisz, to tak jak ja. Tylko, że ty tych przyjaciół jednak miałaś.
Ona chyba też chciała mnie przytulić, ale raczej wolała nie ryzykować. Ja też wolałem zachować dystans. Rzuciłem kilka galeonów na łóżko. Podniosła na mnie wzrok. Była przestraszona.
-A to za co?
-Za to.
Nachyliłem się i delikatnie pocałowałem ją w czoło. Starałem się to robić jak najczulej. Odetchnęła z ulgą. Wycofałem się do drzwi. Zatrzymał mnie jej głos.
-Profesorze? Wróci pan? Tylko z panem mogę rozmawiać i…- przerwałem jej gestem dłoni.
-Jutro wrócę.- zapewniłem.
Miło było być odprowadzanym przez te wielkie oczy w kolorze, jakie ma kakao.


Dziennik Panny Wiem-To-Wszystko-I-Jeszcze-Więcej

4 listopad
Co miałam o tym myśleć? Profesor Severus Snape, które uznałam za przystojnego pocałował mnie w czoło. Zwariowałam. Tak, z pewnością zwariowałam i to tylko jakaś dziwna fatamorgana. Jeżeli jednak było to prawdziwe, to nareszcie miałam kogoś z kim mogłam rozmawiać, kto mnie przynajmniej w małym stopniu rozumiał.
Nie mogłam spać. Jedną połowę nocy poświęciłam zastanawianiu się czy to naprawdę się zdarzyło, a drugą na cieszenie się tym. Cieszyłam się, bo rozmawiałam ze Snapem. Chyba naprawdę postradałam zmysły. Nie zdziwiłabym się, gdyby tak było. Ale w gruncie rzeczy nie jest taki zły. Naprawdę zdziwiłam się, kiedy tak wstrząsnęło nim zachowanie Rona. I naprawdę przeraziłam się, kiedy rzucił pieniądze na łóżko. Myśl, że ja… i on… że moglibyśmy… Nie. To byłoby strasznie krępujące, niekomfortowe. Ciekawe czy tylko dla mnie? Wiem, że to głupie, ale cofnęłam się przed przytuleniem go tylko, dlatego że bałam się, iż mógłby to opatrznie zrozumieć i… rzucić się na mnie? W każdym razie byłoby to… interesujące. W końcu to mój były nauczyciel, nigdy nie zastanawiałam się nad takimi sprawami pod kątem Snape’a. Jeden jedyny nauczyciel, w którym się kochałam to był Lockhart i teraz myślę, że tysiąc razy bardziej wolałabym Snape’a. Przynajmniej nie świeci wszędzie idealnym uśmiechem. Jest wkurzający, ale nie w taki sposób jak Lockhart.

4 listopad (później)
Znowu złapałam Snape’a za rękę i pociągnęłam go za sobą do tego samego pokoju. Eris najwyraźniej myślała, że jednak coś z tego będzie, ja byłam nowa, niewinna w tym środowisku, on chyba też, z tego co Eris mi opowiadała. Biedaczka, pewnie myślała, że się w sobie zakochamy i uciekniemy. I pewnie oczekiwała, że za tymi zamkniętymi drzwiami robimy to, co powinniśmy robić. A my tylko rozmawialiśmy! Uśmiecham się na samą myśl o tym, co ona sobie wyobraża.
Tak jak poprzedniego dnia, usiadłam na łóżku, a on obok mnie. Milczeliśmy dłuższą chwilę. Mogłabym się wpatrywać w te jego oczy godzinami, i tak za każdym razem znajdywałabym w nich coś nowego. Były niezwykłe. Wzięłam jego dłoń i obejrzałam ją dokładnie, a potem zaczęłam gładzić ją delikatnie kciukiem. Tyle chyba mogłam zrobić. Potrzebowałam tego. Coś, co biło od jego skóry, uspokajało mnie. Splotłam nasze dłonie, jego dużą, o smukłych palcach i moją mniejszą i uniosłam do góry, uważnie się im przyglądając.
-No i co ty tak oglądasz?- zapytał z irytacją.
-Och, przepraszam.- rozłączyłam nasze dłonie.-Pasują do siebie.- szepnęłam cichutko.
-Większej głupoty nie mogłaś palnąć.
To mnie rozśmieszyło. Naprawdę coś mnie rozśmieszyło! Spojrzałam na niego. I on też się uśmiechał! Jego uśmiech był urzekający. O wiele lepszy od uśmiechu Lockharta, bo zdecydowanie prawdziwy. Pierwszy raz zobaczyłam, żeby się uśmiechał.
Rozmawialiśmy o książkach, o eliksirach, o Hogwarcie. Wspaniale było porozmawiać z kimś, kogo kompetencje wykraczały poza quidditcha. Naprawdę miło było się z nim kłócić. Miło! Snape i miło, te słowa nie mogą występować razem. A może mogą?
Potem znowu rzucił na łóżko pieniądze i zbliżył się do mnie. Podniosłam głowę, odgarnęłam włosy z czoła, po chwili jednak znowu wróciły na swoje miejsce. Ze złośliwym uśmieszkiem pokręcił głową. Złożył pocałunek na moim piegowatym nosie i wyszedł.



Dziennik Nietoperza z Lochów

5 listopad
Odbiło mi. Zbzikowałem, postradałem zmysły, przestałem myśleć logicznie. Jak mogłem być taki dla Hermiony Granger? Zła strona mojej osoby przypominała o sobie. Wczoraj nie miałem ochoty jej obrażać. Nie miałem ochoty nawet zerwać uścisku naszych dłoni. Pasowały do siebie – prawda i nieprawda. Moja była blada, zimna, z jednej strony gładka, z drugiej szorstka, a jej miła w dotyku, ciepła. Tylko, że jeżeli chodzi o uścisk to faktycznie, pasowały do siebie w jakiś pokrętny sposób. Jej mała dłoń gubiła się w mojej, nasze palce ze sobą harmonizowały.
Teraz przeczytałem to, co właśnie napisałem i chyba to skreślę. Jak mogę rozpisywać się na temat splecionych ze sobą  naszych dłoni?! Czy z wiekiem robię się sentymentalny? Możliwe. Głupi? Być może. Splecione dłonie… Czy to już fantazjowanie? Może raczej wspominanie. To dobre określenie.
Byłoby dobrze, gdyby ona mi się nie przyśniła. To chore. Ja nie chcę o niej śnić. Nie chcę już więcej myśleć, ani o niej, ani o jej piegowatym, uroczo zadartym nosie, ani o jej rumieńcach, ani słodkich ustach, ani wielkich oczach.
Znowu to robię. Nie wiem, po co prowadzę ten dziennik. Przez to tylko jeszcze intensywniej o niej myślę. Wiedziałem, po prostu wiedziałem, że na durnym pocałunku w czoło się nie skończy. Nigdy się nie kończy. Bo to byłoby za proste.

5 listopad (później)
To co się stało tak mnie wkurzyło, tak rozdrażniło, że… lepiej opisać to w miarę dokładniej.
Szedłem w stronę pokoju, w którym zwykle czekała Granger. Usłyszałem jej uradowany głos: „Profesorze?”. Przyspieszyłem kroku. Zobaczyłem ją, kulącą się na kanapie i mierzącą wzrokiem jakiegoś mężczyznę, wyrwanego jak ze złego snu o Śmierciożercach. Nie zdążyłem mu się dokładnie przyjrzeć, patrzyłem na Granger.
-Nie chcę cię.- prychnęła na niego jak wściekła kotka.
-Och, czekasz na jakiegoś profesora? Ja mogę nim być.
Skrzywiłem się. Mężczyzna wziął Hermionę… Na Salazara, nie! Nie, Hermionę, Granger, tylko Granger. Wziął Granger za ramię i podciągnął w górę. Syknęła z bólu. Jego palce jak łańcuchy zaciskały się na jej delikatnej skórze. Za delikatnej dla tego kretyna. Podbiegłem i nie wiele myśląc, popchnąłem go. Spojrzał na mnie wojowniczo. Wymierzyłem mu cios w nos. Polała się krew. Potrząsnąłem ręką. Chyba wyszedłem z wprawy. Jeszcze raz i jeszcze kilka razy, tak dla pewności uderzyłem go z całej siły. Padł na podłogę. Wpadła Eris z wyciągniętą różdżką, ze srogą miną podniosła zaklęciem nieproszonego gościa.
-Wy sobie nie przeszkadzajcie.- rzuciła w roztargnieniu.
Hermiona, tfu! Granger wzięła mnie za rękę i zamknęła za nami drzwi. Usiadła na łóżku. Ja jednak nawet nie zdążyłem spojrzeć jej w oczy i odszukać tam cokolwiek… strachu, radości… Bo rzuciła się mi na szyję i powaliła nas oboje na łóżko. Chciałem się od niej uwolnić, ale jej loki tak słodko pachniały…
-Proszę, zabierz mnie stąd, zabierz. Tylko ciebie mam, tylko…- wyszeptała w moje włosy.
Odrzuciłem ją od siebie.
-Czy ja ci wyglądam na faceta z zawieszką na twarzy: „pokoje gościnne, zapraszamy”? Nie przypominam sobie, bym coś ci obiecywał. Durna Gryfonko, pocałowałem cię tylko w czoło!
Patrzyłem jak łzy płyną po jej policzkach. Moja zła strona była zadowolona. Dlaczego to właśnie ta strona musiała dominować w takich sytuacjach?
-Więc to zmieńmy.- szepnęła, zbliżając się do mnie.
-Nie. Nie!- warknęłam.-Zostaw mnie.
Tak jak zawsze rzuciłem kilka galeonów na łóżko i odszedłem. Nie patrzyłem na nią. Nie mogłem. To tylko głupia Gryfonka!
Tak. Lily też nią była.


Dziennik Panny Wiem-To-Wszystko-I-Jeszcze-Więcej

 20 listopad
Nie przyszedł. Nadal. Czekam już tak długo, że mam wrażenie, że to trwa wieczność. Nadal piszę w tym durnym dzienniku. Po co? Nie mam zielonego pojęcia. Straciłam kolejnego przyjaciela. Czy to ja tak działam? Odstraszam ludzi? Wiem, że nie jestem pięknością, ale chyba nie przez to nie przyszedł. To fakt, nie obiecywał mi absolutnie nic. Ale… ale miałam wrażenie, że coś do siebie czujemy. Wiem, głupie. Chciałam go tylko pocałować, nic więcej. Naprawdę.
A teraz go nie ma. Jeżeli nie zjawi się w najbliższym czasie, po prostu się poddam. Niech robią ze mną, co chcą. Mogą mnie nawet poćwiartować i zjeść. Przynajmniej się na coś przydam.



Dziennik Nietoperza z Lochów

21 listopad
Dręczyły mnie straszne koszmary i okropne poczucie winy. Co ja zrobiłem? Zostawiłem ją tam. Zostawiłem ją na pastwę losu. Tak długi czas się nie odzywałem. Czy ona jeszcze tam jest? Nie mogłem wytrzymać. Poszedłem tam. I miałem zamiar zrobić coś więcej. Poszedłem tam z myślą pocałowania jej. Miała rację. Trzeba było sprawdzić to wtedy. Pocałunek odkrywa prawdę. Jeżeli absolutnie nic by między nami nie było, ten pocałunek byłby sztuczny, bezwartościowy, ale jeśli…
Nie chcę być taki jak Weasley. On też ją zostawił. Jaki byłem głupi!
Eris zaprowadziła mnie do znanego mi pokoju. Hermiona, tak, tak. Już się tego nie boję. Za dużo krzywd jej wyrządziłem, żeby nazywać ją „Granger”. Hermiona siedziała na kanapie w taki sposób, w jaki siedziała, kiedy zobaczyłem ją to po raz pierwszy. Wzrok miała pusty, usta zaciśnięte…
-Siedzi tak odkąd ostatni raz tu byłeś.- szepnęła Eris.
Ścisnęło mi się serce. Ach, serce… A więc jednak je mam. Jednak bije.
Podszedłem szybkim krokiem do Hermiony i przyklęknąłem przy niej, patrząc w jej twarz, w jej oczy. Spojrzała na mnie.
-Jesteś gorszy niż Ron, tylko dlatego, że jesteś od niego lepszy. Lepszy, a jednak zostawiłeś mnie tak jak on.- powiedziała obojętnie.
Ucałowałem jej czoło, nos i obie powieki.
-Już nigdy. Wybaczysz mi? Ja…przestraszyłem się, nie chciałem się wiązać, bo nie chciałem, żeby ktoś mnie zranił. Rozumiesz?
-A mam inne wyjście niż ci wybaczyć?
Zbliżyłem się do niej i złączyłem swoje usta z jej ustami. To nie był zwykły pocałunek, to była niesamowita burza. Tak, burza. Aż przeszły mnie ciarki. Jej usta smakowały słodko, a jej zapach mnie upajał. Miała rację, nie przytulając się do mnie wtedy, kiedy pierwszy raz rozmawialiśmy. Teraz miałem przemożną ochotę rzucić się na nią, choćby tu i teraz, byle szybko.



Dziennik Panny Wiem-To-Wszystko-I-Jeszcze-Więcej

21 listopad
Myślałam, że zwariuję. A kiedy się zjawił… Ode chciało mi się żyć, bo zobaczyłam te jego oczy. Oczy, o których myślałam, że już ich nie ujrzę. Straszne.
I ten pocałunek… Nie jestem w stanie nawet o nim pisać. Jego usta smakowały jak Ognista i niesamowicie się od nich uzależniłam. Przez chwilę myślałam, że poniesie nas na tyle, że rzucimy się na siebie tam, nie zwracając nawet uwagi na Eris, która stała nieopodal. Nagle zapragnęłam sprawdzić, czy te wszystkie wiadomości o u m i e j ę t n o ś c i a c h Severusa są prawdą. Severus to piękne imię. Pięknie brzmi, kiedy się je szepcze. I kiedy się je skraca.


3 lipiec (kilka ładnych lat później)
Po tylu latach postanowiliśmy z Severusem przeczytać nawzajem swoje dzienniki. I teraz śmiejemy się z nich nawzajem. On nabija się ze mnie naśladując mój sposób mówienia i wykrzykując coś o czarnych oczach, a ja dramatycznym głosem rzucam komentarze typu: „Miałem ochotę się na nią rzucić i zedrzeć z niej ubranie!” I śmiejemy się razem. Dobrze, że nasza mała Tencja tego nie słyszy.
Nasza córeczka jest najśliczniejszym dzieckiem na świecie. Severus chce skreślić słowo: „najśliczniejszym”, ale mu nie pozwolę. Niech sobie nie myśli, Nietoperz jeden…
Amortencja ma włosy i piękne oczy ojca, jest równie blada jak on, również tak samo się zachowuje. Czasem mam dość tego, że nasze dziecko jest takie zasadnicze, surowe i tak bardzo kocha eliksiry. Jej tatuś nie wie, że nazwałam ją tak specjalnie, żeby zrobić mu na złość. Z takim imieniem może spokojnie łamać męskie serca równie szybko jak Harry w szkolnych czasach łapał znicze. Muszę to przed Severusem ukryć inaczej wkurzy się i strzeli jednego ze swoich znanych mi dobrze humorków. W końcu go czymś udobrucham… Eris nauczyła mnie pewnych sztuczek.
Na początku chciałam nazwać naszą córeczkę Eris, ale Severus zagroził, że w takim razie on „idzie się otruć”. Powiedział, że skoro chcę imię czerpane z mitologii, to równie dobrze może to być Harmonia, Elektra albo Tetyda. Wykombinowałam, że Amortencja i tak jest najlepsze.
Postanowiliśmy kontynuować nasze dzienniki, tak dla zabawy, żeby znowu pośmiać się z nich za kilka lat. Jest jeden szkopuł. Trzeba będzie je dobrze schować przed Tencją, bo Severus zawsze skrupulatnie opisuje wszystko, a opisy każdej z naszych nocy raczej nie mogą wpaść w ręce dziecka. Dziecka, które czyta wszystko, co jej w ręce wpadnie. Takie geny… Ach! Śmialiśmy się też z opowieści Eris o u m i e j ę t n o ś c i a c h Severusa. Sprawdziły się. Dlatego i tym bardziej Tencja nie powinna nawet tego przeglądać.



Dziennik Nietoperza z Lochów

3 lipiec (kilka uciążliwych, ale ładnych lat później)
Przeglądanie tych dzienników to szaleństwo. Hermiona śmieje się ze mnie, bo opisywałem jak to mnie pociągała. Tak, ale ja nie poświęciłem jakichś trzech stron na opisywanie jej twarzy i oczu. Z uwzględnieniem ust. I kości policzkowych. Nie mam słów.
Czasem zastanawiam się, dlaczego poprosiłem ją o rękę? Nigdy nie odpowiedziałem sobie na to pytanie, ale wiem, że mimo naszych licznych kłótni, spięć i tym podobnych, jestem szczęśliwy. Nie wyobrażam sobie poranka bez niej, nie wyobrażam sobie bez niej… Nie, lepiej się nie rozpisywać, bo za kilka lat znowu będzie się śmiać z mojego pociągu seksualnego. Co ja jej na to poradzę? Jestem mężczyzną. Poza tym, tylko ona mnie pociąga, więc raczej powinna się cieszyć. Rzeczywiście trzeba to schować przed Tencją.
Amortencja, nie dość, że jest do mnie podobna tak zwyczajnie, to jeszcze chyba uznała mnie za swój wzór i stara się być taka jak ja. Powodzenia! Skaranie boskie z tym dzieckiem. Niby ja, ale taka uparta jak Hermiona.
Czy ja kiedykolwiek strzelałem jakieś „humorki”? To absurdalne, przecież ja nigdy  takowych nie miewałem. I jakie znów sztuczki? I kto tu ciągle gada o pożądaniu? Oczywiście, zwalić na mnie jest najprościej, w końcu jestem facetem. Ale fakt, że ona jest kobietą, nie znaczy, że… uh. Trzeba to schować przed Tencją.
Aha, jeszcze fakt, że byliśmy do siebie tak uprzedzeni na początku. Śmieszne, że teraz nie możemy bez siebie żyć. Wtedy sama myśl o t y m wprawiała nas w zakłopotanie, a teraz… To jest po prostu miłość.
Nie pokazywać Tencji.
Zdecydowanie nie pokazywać.




Dziennik Naczelnej Córki Nietoperza

20 grudzień (kilka kolejnych lat później)
Cudownych rodziców to ja nie mam. I jeszcze myśleli, że ja tych dzienników nie znajdę! Śmieszne. Mało tego, ja te dzienniki przekażę bliźniakom, a to się młoda ucieszy. Nie będę rozpisywać się o moim rodzeństwie. Bliźniaki jak bliźniaki. Nie mam pojęcia jak zdołali sprawić, że w naszej rodzinie pojawiły się właśnie bliźniaki, skoro ani w rodzinie ojca, ani w rodzinie mamy nigdy bliźniaków nie było. Czyżby u m i e j ę t n o ś c i faceta, który sprawił, że moja matka mnie urodziła?
Jak oni to znajdą, to mnie zabiją. Czyli nie mam nic do stracenia. Kocham Scorpiusa! Jestem animagiem! MAM NA IMIĘ AMORTENCJA, NIE TENCJA, ILE RAZY MAM POWTARZAĆ?!
Teraz mogą mnie spokojnie zabić. Żegnam.


I żyli długo, magicznie, z dziećmi wiecznie sprawiającymi kłopoty i gronem pedagogicznym Hogwartu na głowie, ale szczęśliwie.

5 komentarzy:

  1. Piękne *.*
    hahah na końcu się uśmiałam :D
    Poprawiłaś mi humor dziękuje. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahah, świetne to było xD Prawie nie żyję, ale i tak czytam ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. wiem, że się powtarzam, ale JESTEŚ GENIALNA. :D
    i jeszcze z tymi bliźniakami, JA marzę o bliźniakach, więc się rozpłynęłam. ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Sevcio ma u m i e j ę t n o ś c i i raczej nie należy ich lekceważyć ( ͡° ͜ʖ ͡°)

    OdpowiedzUsuń