niedziela, 21 lipca 2013

Szlaban, Drops i reality show

Dla Wiernej Fanki, choć trudno jest mi sobie wyobrazić, że mój blog i mój okropny styl pisania ma fanów.


Severus Snape był silnym mężczyzną. Starał się nie popadać w paranoję, nie użalać się nad sobą, dążyć do tego by ktokolwiek miał jeszcze z jego osoby pożytek.  Życie zawsze miał ciężkie, tak jakby szczęście opuściło go, a zamiast słońca cały czas wisiała nad nim burzowa chmura. Jak w tych śmiesznych, mugolskich kreskówkach. Severus czasem tak właśnie się czuł. Takie kreskówki mają określoną, prostą fabułę. Bohater zostaje przeklęty albo po prostu traci swoje szczęście. Owa, wcześniej wspominana chmura wisi nad nim jak zły omen, przez jakiś czas, dopóki bohater nie wpadnie na pomysł jak się jej pozbyć czy jak przekazać ją komuś innemu. W kilku przypadkach bohater po prostu poprawia się, z gbura staje się świętym, a w przypadku filmów, nie kreskówek, znajduje prawdziwą miłość i szczęście wraca. W prawdziwym życiu to jednak nie było takie proste. Nie w życiu Severusa Snape’a.
Chyba każdy, kto znał Snape’a miał pewność, że chmura nigdy nie zniknie. Snape nie mógł się poprawić. Tyle lat pod maską obojętności, pod maską Śmierciożercy, pod maską skrywającą jego prawdziwe oblicze… Był niesamowitym aktorem. Kiedyś, kilkanaście lat wcześniej może i mógłby się choć trochę zmienić, mógłby być bardziej uprzejmy, milszy dla uczniów… Teraz to było po prostu niemożliwe. Czy ktoś z tu obecnych wyobraża sobie Severusa miłego dla uczniów? Właśnie. Po tylu latach udawania Snape tak bardzo zżył się ze swoim drugim „ja”, że właściwie nie mógł się go pozbyć. Nie potrafił się zmienić.
Drugie wyjście to znaleźć prawdziwą miłość. Miłość Severusa Snape’a umarła dawno temu, z wszystkimi jego nadziejami, planami i marzeniami. Nie uznawał innych miłości. Jak każdy, normalny mężczyzna (o ile Severusa Snape’a można było uznać za normalnego) spotykał się z kobietami. Żaden jego związek nie przetrwał, nawet gdy zapowiadał się obiecująco. Albo to kobiety rzucały jego, albo on rzucał je. Kiedy całował inną kobietę, inną niż Lily, zamykał oczy i o niej myślał. Nie potrafił inaczej. Nie potrafił zaangażować się w związek na tyle, by wplatając smukłe palce we włosy innej kobiety, nie myśleć o jedwabistych lokach Lily, patrząc w oczy innej kobiety, nie myśleć o jaskrawej zieleni tęczówek Lily. I to było najgorsze. Nie mógł zapomnieć i był święcie przekonany, że prawdziwą miłość już dawno temu utracił na zawsze.
Choć trudno w to uwierzyć, Severus Snape był niepoprawnym romantykiem. Nie takim zwykłym, marzącym o kolacji przy świecach i nocy we Francji. On był p r a w d z i w y m romantykiem. Choćby nie wiem, co się działo, wierzył w prawdziwą miłość, wierzył, że niektórzy ludzie są po prostu dla siebie stworzeni, dopasowani do siebie i tylko, mając siebie mogą być spełnieni. Za swoją drugą połówkę uznawał właśnie Lily, a kiedy umarła stracił wszelką nadzieję na ponowne, prawdziwe uczucie.
Miał wiele wad. Perfekcja jest przereklamowana. Był zgryźliwy, złośliwy, wredny, niesprawiedliwy, jeśli chodziło o uczniów. Trudno było z nim wytrzymać – z mężczyzną o ogromnym temperamencie i niesamowitej zdolności do wybuchania złością z byle jakiego powodu, z jego kąśliwymi uwagami. Nie był też przystojny. O, nie, można było o nim powiedzieć dużo rzeczy, ale na pewno nie to, że był w oczywisty sposób przystojny.  
A jednak, nie odpychał wszystkich kobiet. Miał w sobie coś takiego, coś, jakąś charyzmę, coś przyciągającego, grację zawartą w ruchach, nonszalancję. On nawet nudząc się robił to z klasą. To tak jak patrzeć z zachwytem na aktora, który potencjalnie nie zaskakuje urodą, ale za to czaruje ruchami, błyskiem w oku. Tak, nieświadomie robił Severus. Młodsze uczennice nie zwracały na niego uwagi, zero wykształtowanego w pełni gustu, starsze były zajęte swoimi chłopakami, żeby coś zauważyć. Będąc nauczycielem w Hogwarcie, Nietoperzem, Krukiem, bawiącym się eliksirami miał święty spokój, jeżeli chodziło o miłostki. I podobało mu się to. To było jednak złudne.
Codziennie budził się zirytowany, nienawidził wcześnie wstawać. Codziennie szedł na lekcje, właściwie równie dobrze mógł wyjść za bramę główną, aportować się i już nigdy nie wrócić. Nic go tutaj nie trzymało. Nawet przysięga wieczysta została z niego przez Dumbeldore’a zdjęta. Jego życie było fałszywie spokojne. Tak naprawdę było po prostu puste. Nie dążył już do niczego, nie musiał się obawiać powrotu Czarnego Pana, nie musiał chronić Pottera, bo Potter był już bezpieczny, o ile sam czasem nie wyrządzał sobie krzywdy.
Jego życie straciło sens. Nic już go nie cieszyło. Nie uśmiechał się, promienie słońca, zwiastujące nowy dzień drażniły jego oczy i przypominały mu o tym, że istnieje. Wstawał z łóżka przygnębiony, ubierał się, jadł śniadanie w Wielkiej Sali, uczył… Ostatnio nawet eliksiry przestały mu dostarczać stosownej dawki rozrywki. Nawet książki, nawet Jane Austen, nawet Stephen King, czarodziej półkrwi piszący horrory, bijące rekordy popularności wśród mugoli, uważny obserwator wilkołaków, wampirów i duchów, Ślizgon, nie potrafił poprawić mu humoru. Jego książki też wydawały mu się puste. Postacie Jane Austen traciły na znaczeniu, przestał porównywać się do Brandona… To już dla niego nic nie znaczyło. Żył, chodził, czytał, patrzył, ale tak naprawdę myślał, że lepiej by było, gdyby dostał morderczym zaklęciem podczas, którejś z bitew. Żywy trup. Podszywał się pod człowieka, ale nie był nim. Tak można było to określić.
Dość o Severusie, bo widzę, że już ze znudzeniem przesuwasz wzrokiem po linijkach tekstu.
Dumbeldore traktował Severusa jak syna. Zawsze starał się go rozśmieszać, pocieszać. Nic jednak nie mógł wskórać. Nie teraz. Zauważył jednak coś, co mogło się przydać. Mianowicie Snape i Hermiona Granger pod kilkoma względami byli do siebie podobni. Tak samo ambitni, tak samo kochający książki, tak samo przygnębieni, tak samo inteligentni. Hermiona nie była dziewczyną, której wszystko się w życiu udawało. Ron ranił ją wielokrotnie, podobnie jak Lily Severusa. W końcu ją to złamało, nie wierzyła już w miłość. Było jej to obojętne. Chodziła wściekła niemal jak sam Snape.
Wypadki same się rozwinęły. Mimo tylu podobieństw skakali sobie do gardeł jak nikt inny, co jakiś czas musiało to kończyć się szlabanem. A Dumbeldore miał plan.


Hermiona Granger, znana również jako Panna Wiem-To-Wszystko-I-Jeszcze-Więcej nie była przeciętna. Rzeczywiście, byli z Severusem do siebie podobni, choć potencjalnie inni. Ona miała dom, miała kochających rodziców, ciepło, miała przyjaciół i myślała, że miała Rona. Ron jednak okazał się zwykłym draniem, głupim i jednocześnie wyrachowanym. Nazywając ją, jak to miał w  zwyczaju: „zimną rybą”, co jakiś czas opuszczał ją by przyssać się do Lavender czy nawet Parvati, a potem wracał, błagając o wybaczenie. Dobroduszna, ufna i zakochana Hermiona wmawiała sobie, że każdy zasługuje na drugą szansę. Powtarzało się to średnio co kilka tygodni, kiedy ona już mu nie wystarczała. I czuła się jak jakiś narkoman. Coraz większy odwyk tylko podsyca pragnienie. I znowu się do tego wraca. Znowu bierze. Była po uszy zakochana w Ronie, a on bawił się nią jak kot myszką. Bezbronną, słodką myszką.
Wbrew pozorom Hermiona była silna. Wytrzymała. Zawsze waleczna, odważna, co tak bardzo przeczyło z jej wizerunkiem inteligentnej, wręcz przemądrzałej prymuski.
Co tak bardzo drażniło ją w postaci Snape’a? Może to, że rzeczywiście widziała podobieństwa, jakie między nimi występowały. Może dlatego, że przewyższał ją inteligencją, że był równie oczytany co ona. Może dlatego, że błysk w jego czarnych oczach uosabiał to, co chciała zobaczyć w oczach Rona. Ten błysk, kiedy się kłócili, kiedy odbierał jej punkty i skazywał na kolejny wieczór spędzony na myciu kociołków bez magii. To było to, czego jej brakowało w Ronie. Zaangażowanie. Podekscytowanie. Pasja. Głupia kłótnia z wkurzającym nauczycielem dawała jej więcej niż cały związek z Ronem. Niesamowite. Niesamowicie śmieszne.
I jeszcze śmieszniejsze, że szlabany u Snape’a, rozmowy z nim zadziwiały ją. Ron nie potrafił rozmawiać o niczym więcej jak o quidditchu. A ona nie znosiła mioteł, latania i durnych tłuczków. Właściwie niewiele rozmawiali.
Tylko, skoro rozmowa, z profesorem dawała jej więcej satysfakcji niż rozmowa z rzekomym „chłopakiem”, to czy ten związek miał jakieś szanse na przetrwanie? Nie była pewna, ale jako optymistyczna Hermiona nadal miała nadzieję.
Kłótnie ze Snape’m zdarzały się coraz częściej, więc i szlabanów przybywało. Jeden jednak szczególnie zapadł im obojgu w pamięć.
Hermiona zeszła do lochów jak zawsze, powoli, z ociąganiem. Uderzyło ją zimno, jakie panowało na korytarzu, objęła się ramionami. Jej kroki odbijały się echem od ścian. Miała wrażenie jakby ktoś ją obserwował. Poczuła się jeszcze bardziej nieswojo i, biorąc głęboki oddech, stanęła przed ciężkimi drzwiami do prywatnych komnat profesora Snape’a. Zapukała nieśmiało i usłyszała zimne pozwolenie na wejście. Otworzyła drzwi.
Gabinet Snape’a nie był miejscem przytulnym, ale nie można było go też nazwać oziębłym. Ogień wesoło płonął w kominku przed, którym stał zielony fotel z wysokim oparciem. Na licznych półkach w pomieszczeniu piętrzyły się składniki eliksirów, różne słoiki i słoiczki. Obok fotela, na dywanie piętrzył się stos książek. Hermiona popatrzyła na nie z utęsknieniem i pomyślała o tych kilku godzinach sprzątania, czy co on tam wymyśli. Spojrzała na niego.
Siedział przy biurku z ciemnego drewna i pisał coś na pergaminie. Zawsze coś pisał, gdy przychodziła. Podeszła do niego spokojnie i usiadła na krześle, postawionym przy biurku. Po chwili przestał pisać i podniósł na nią wzrok. Oparł się wygodnie plecami o oparcie swojego fotela i zmierzył ją wzrokiem.
-Czy ja pozwoliłem ci usiąść?- spytał spokojnie.
Westchnęła cicho i podniosła się z krzesła. Skinął przyzwalająco głową. Ponownie na nie opadła. Przez chwilę wpatrywał się w nią. Czuła się więcej niż nieswojo. Miała wrażenie, że głębia czarnych oczu przeszywa ją na wylot, rani i dostaje się do jej myśli, duszy.
-Więc?
-Nie prosiłem, byś się odzywała.
Zacisnęła ręce w pięści, pod biurkiem, tak by tego nie zobaczył.
-Chciałam tylko…
-To co chciałaś albo nie chciałaś, mnie nie obchodzi.- odwrócił wzrok.
-Chciałam się tylko dowiedzieć, co dzisiaj będę musiała sprzątnąć, żeby odrobić szlaban.- powiedziała buntowniczo.
-Naprawdę nie rozumiesz, co się do ciebie mówi?- nachylił się do niej. Skrzywił się.
-Nie musi mnie pan obrażać.
-Owszem, muszę. Granger, naprawdę uważasz, że to słuszne uważać się za pępek świata? Nie jestem tobie podporządkowany i to chyba moja sprawa kiedy powiem ci jak masz odrobić szlaban, prawda?- syknął przez zaciśnięte zęby.
-Tylko pytałam!
-Zawsze „tylko pytasz”!- prychnął kpiąco.
Odpowiedziała prychnięciem i wstała. Nie mogła wytrzymać z tym facetem w jednym pokoju, nie mogła wytrzymać jego spojrzenia i jego głębokiego głosu, ociekającego jadem. Nie wyobrażała sobie tych kilku godzin, spędzonych na szlabanie. Podeszła do drzwi. Czerwona ze złości chwyciła za klamkę. I… napotkała opór. Pociągnęła mocniej. Odwróciła się wzburzona w stronę profesora. Uniósł swoją piekielną, prawą brew wysoko do góry.
-Co pan zrobił?!
-Zastanów się, tępa kretynko, czy ja ci wyglądam na kogoś, kto trzymał by cię tu na siłę? Prędzej chcę się ciebie pozbyć.
Tupnęła nogą. Wzięła głęboki oddech i naprawdę się przestraszyła. Klamka nadal nie ustępowała. Odwróciła się ponownie do profesora. Zmarszczył brwi i podszedł do niej szybko. Chwycił za klamkę i szarpnął nią mocno. Nic. Wziął różdżkę i machnął nią nieznacznie. Nadal nic. Teraz i on się przeraził. Spojrzenie jego czarnych oczu spotkało się ze wzrokiem brązowych. Było coś w tych ufnych, przerażonych oczach, co go zaciekawiło. Znowu szarpnął klamką. Podszedł do okna i machnął różdżką. Ani drgnęło. Byli uwięzieni. Dlaczego? Kto?
Snape wyszeptał kilka zaklęć pod nosem. I nic. Westchnął ciężko i odłożył różdżkę na biurko.
-Zero magii, nie możemy używać czarów.- powiedział cicho, zniżając głos.
Ukrył twarz w dłoniach, prawdopodobnie zduszając w sobie kilka siarczystych przekleństw. Hermiona spojrzała na niego.
-Profesorze…- powiedziała z troską.
-Przeklęty Dumbeldore.- warknął i podniósł na nią wzrok.-Jeżeli myślisz, że dzięki temu wymigasz się od szlabanu to się mylisz.
Zimnym, wypranym z emocji głosem nakazał jej standardowo wyczyścić składzik, a potem uporządkować składniki eliksirów. Zagroził, że jeżeli zada mu jeszcze jedno durne pytanie, przedłuży jej szlaban i zwali na głowę tyle roboty, iż przez tydzień się z tym nie upora. Skrzywiła się i zabrała do pracy. W milczeniu porządkowała na półkach słoiki ze składnikami, ścierała kurz i zamiatała podłogę. Wiedziała, że Snape wymyśli coś jeszcze. Tymczasem on krzątał się po gabinecie i nadal szukał sposobu na wydostanie się z więzienia gabinetu, sypialni, łazienki, małej kuchni, pracowni i składziku na eliksiry. Po wielu bezowocnych próbach opadł na fotel przy kominku i przez dłuższy moment patrzył przed siebie z zamyśloną miną. Potem ze stosu książek na podłodze wziął jakiś tom i zaczął czytać. Pewnie. A ona musiała sprzątać. W miarę jak pracowała, zaczęło jej się nudzić i wtedy uświadomiła sobie, że zostali uwięzieni. Ze Snape’m. Zrobiła kwaśną minę i podeszła do niego.
-Skończyłam.- wyrwała go z zamyślenia. Podniósł na nią nieprzytomny wzrok.
To takie piękne, widzieć kogoś, kogo wyrwało się ze świata marzeń. Takie prawdziwe. Ron nigdy nie miał takich oczu, nigdy nie patrzył na nią z takim roztargnieniem, charakterystycznym dla inteligentnych ludzi.
-To się okaże.- zamknął z łoskotem książkę i zostawił ją na fotelu.
Wstał z gracją. Kiedy jednak zobaczył jej zrezygnowaną minę, utwierdził się w przekonaniu, iż nie wytrzyma z nią nawet dnia, a z rozwścieczoną nią tym bardziej.
-Dobrze. Na dzisiaj wystarczy.- mruknął.
Uśmiechnęła się z ulgą. Uśmiech współgrał z jej błyszczącymi się oczyma i to naprawdę mu się podobało. Miała uroczy, zadarty nos pokryty piegami i rumiane policzki. Podobnie jak Lily. Potrząsnął głową, żeby odpędzić od siebie te myśli.
Przekręciła głowę jak ciekawski kot. Zupełnie jak Lily. Jeszcze chwila, a spodziewałby się pytania: „Co jest grane, Sev?”
Odsunął się od niej szybko i usiadł za biurkiem. Spojrzała na niego pytająco. Pozwolił i jej usiąść na krześle. Snape zmarszczył brwi. Na biurku stała pełna butelka Ognistej i dwie szklanki. Skierował wzrok na Granger.
-To ty to przyniosłaś?- spytał.
-Przecież ja nie piję.
Wzruszył ramionami i nalał do jednej szklanki. Może tego potrzebował? Odurzenia, ciepła, kaca? Opróżnił zawartość szklanki jednym haustem i poczuł jak wypełnia go znajome uczucie sztucznego ciepła. Zerknął na Hermionę. Nalała sobie Ognistej do swojej szklanki i skrzywiła się, patrząc na lśniący, złoty płyn.
-Mówiłaś, że nie pijesz. Zgłupiałaś do reszty?
-To nie głupota. To rozpacz. Jeżeli mam tu z panem wytrzymać, muszę się upić.- ścisnęła nos u nasady i wypiła Ognistą.
-Nie przesadzaj Granger, ja nadal mogę zmienić zdanie co do szlabanu.- warknął groźnie.
Nalała sobie złotego płynu po raz drugi i przechyliła szklankę. Snape patrzył na nią, zaciekawiony przez chwilę. Zerknął na butelkę. Wciąż była pełna. Zastanawiał się, kiedy Hermiona się zorientuje i czy w ogóle się zorientuje, zanim się upije. Sięgnął po szklankę i wypił powoli swoją Ognistą. W tym czasie Hermiona pochłaniała coraz większe jej ilości. Zaczęła błądzić wzrokiem po gabinecie, a słowa, które wylatywały z jej ust były nieskładnymi, chwilowymi myślami. Wstawiona, zachowywała się jak Luna.
W pewnym momencie westchnęła głęboko i oparła podbródek na dłoniach, patrząc na niego. Znowu westchnęła, a wskazującym palcem przesunęła po swojej dolnej wardze.
-Profesooorzeee…- jęknęła.
Zmarszczył brwi i przeszył ją wzrokiem.
Podeszła do niego i usiadła przed nim na biurku. Nachyliła się do niego i znowu westchnęła. Poczuł intensywny zapach trunku, którego tyle wypiła. Przechyliła głowę.
-Ma pan taaakie piękne ustaa…- wybełkotała.
-Upiłaś się, zresztą ja też. Uspokój się.- zagroził surowo.
Wypił tylko kilka szklanek i był prawie całkowicie trzeźwy, ale ona wręcz przeciwnie, nie miała pojęcia co robi, ani mówi. Zbliżyła się do niego.
-Piękneeee… ustaaa…- westchnęła.
Złożyła na jego ustach ciepły pocałunek. Był to pocałunek słodki i niewinny, niezobowiązujący do niczego. Mogła albo się od niego oderwać i odejść, albo, co gorsza… pogłębić pocałunek. Nie śmiał się ruszyć. Czekał na rozwój wydarzeń.
Hermiona zaśmiała się głośno, jak wariatka.
-Pocałuj mnie, mocnooo…- wymruczała.
Nachyliła się do niego i zaczęła całować go nieporadnie. Uznał to za ujmujące. Był za bardzo wstawiony, żeby protestować. Jego smukłe palce machinalnie powędrowały do jej szyi i obojczyków, drażniąc ją i wywołując jej ciche mruczenie. Jego usta starały się naprowadzić ją na właściwy rytm pocałunku. Od dawna nie czuł się tak odprężony, tak wolny… Jej wargi smakowały dziwnie słodko, pragnął więcej i więcej, jej zapach odurzał go i plątał mu myśli. Kiedy delikatnie przygryzł jej dolną wargę, a jej wyrwało się ciche westchnienie przyjemności i on zamruczał z zadowolenia. A przecież nigdy nie tracił kontroli aż tak, by mruczeć. Oderwał się od niej delikatnie i powoli, chcąc przedłużyć jeszcze tę chwilę. Spojrzała na niego i jeszcze raz zbliżyła się do jego ust. Z chytrym uśmieszkiem ugryzła jego dolną wargę.
-Auu…- syknął z bólu.
Uśmiechnęła się.
Ziewnęła potężnie, usiadła mu na kolanach, uciskając przy okazji pewne wrażliwe miejsce i złożyła głowę na jego klatce piersiowej. Jej oddech wyrównał się, jej rękę zsunęła się do jego ręki, włosy zakryły jej twarz. Czuł się dziwnie. Objął ją i podniósł.
-Mmmm…- mruknęła przez sen.
Zaniósł ją do sypialni i położył na łóżku. Przykrył szczelnie kołdrą i ostrożnie wyswobodził się z jej uścisku. Odgarnął kilka niesfornych kosmyków włosów z jej twarzy i przeszedł do gabinetu. Zero magii… Wziął książkę, usiadł w fotelu, a niedługo potem zasnął. Nie myślał o tym co się stało. W ustach czuł jej smak, jej zapach nie dawał mu spokoju, ale za wszelką cenę starał się nie myśleć o tym pocałunku.
  Obudziły ją promienie słońca, drażniące i niechciane. Bolała ją głowa i miała wrażenie jakby najcichszy dźwięk był wyolbrzymiony przynajmniej tysiąc razy. Kac. Jęknęła i otworzyła oczy. Leżała w  dużym łóżku, sama. Praktycznie nic nie pamiętała, ścisnęła nasadę nosa i wzięła głęboki oddech. Starała się wstać z łóżka, ale zakręciło się jej w głowie.
-Na Merilna…- znowu jęknęła.
Wyszła z sypialni i przetarła ręką oczy. Rozejrzała się uważnie, szukając Snape’a. Weszła do kuchni i tam go zastała. Opierał się nonszalancko o jedną z szafek, a w ręce miał kubek gorącej kawy. Jedno, co rzuciło się jej w oczy to to, że nie był ubrany normalnie. Miał na sobie szarą koszulę, nie całkiem zapiętą zresztą i czarne spodnie. Był bosy. Uniósł kpiąco brew, na widok Hermiony.
-Głowa mnie boli.- poskarżyła się.
-A czego się spodziewałaś po tylu szklankach Ognistej?- prychnął.
Podał jej buteleczkę z jakimś dziwnym eliksirem. Wzięła ją niepewnie i wypiła wszystko.
-Dziękuję.
I nagle wszystko stopniowo zaczęło powracać. Być może eliksir, odwracając kaca, przywrócił jej wspomnienia. Co ona zrobiła? Przypomniało jej się wszystko, pocałunek, cudne palce na skórze szyi, ugryzienie jego wargi. Ukryła twarz w dłoniach. Nie mogła w to uwierzyć. Pod wpływem alkoholu zrobiła to, co już dawno chciała zrobić: sprawdzić go. Sprawdzić czy jest taki, jaki jej się wydawał podświadomie – przeciwieństwo Rona. Gdy Ron ją całował, robił to nieporadnie i chciwie, tak bardzo chciwie, że to jej się nie podobało. Może na początku przystawała na to z ochotą, ale potem… Ona potrzebowała kogoś ostrożnego, troskliwego… Snape był inny. Delikatny. Subtelny. Wolny i zachłanny, jego pocałunek smakował cudownie, a z każdym nowym muśnięciem jego warg jeszcze cudowniej.
Spojrzała na niego.
-Profesorze… ja…- nagle przyszło jej do głowy coś, o czym nie chciała myśleć.-Czy my…?
-Zwariowałaś? Nigdy bym cię nie dotknął, nawet o tym nie myśl. Nawet gdybym musiał.- zmierzył ją lekceważącym spojrzeniem.
Odetchnęła z ulgą.
-Przepraszam za…
-Parodię pocałunku?- uniósł tę swoją piekielną brew.
-Tak.- Przyznała cicho.-Przepraszam.
-Gryfoni nie powinni pić. Nigdy nie wiedzą kiedy przestać.- zauważył spokojnie.
Spuściła głowę. Odeszła do łazienki. Gdyby nie był tak dobrym aktorem może byłaby w stanie zobaczyć, że gdy na nią patrzył jego serce zabiło odrobinę szybciej. Po chwili wróciła, włosy miała rozpuszczone i jak zawsze nieokiełznane, oczy zmęczone, nadal ubrana była w mundurek szkolny.
-Profesorze, nadal jesteśmy tu uwięzieni?- spytała z nadzieją, że może coś się w nocy stało i będzie mogła uciec.
Pokręcił w milczeniu głową.
-Ja… muszę się w coś przebrać.- powiedziała, zakłopotana.
Nie mówiąc nic, minął ją i wszedł do sypialni. Czekała w skupieniu. Wrócił, niosąc jakieś ubranie. Podał je jej. Zobaczyła czarną koszulę i spodnie. Co z tego, że Snape był od niej dwa razy wyższy, a może nawet trzy? Nic, oczywiście, że nic. Jęknęła, patrząc na koszulę.
-Równie dobrze możesz wyglądać w mojej czarnej szacie.- rzekł z chytrym uśmieszkiem.
-Nie, nie, nie. Utopiłabym się w niej.- zaprzeczyła szybko.
-Czy ja ci wyglądam na kogoś, kto w szafie trzyma ubrania twojego rozmiaru?- zwęził oczy w szparki i przeszył ją spojrzeniem.
-Przepraszam.
Poszła się przebrać. Wróciła jedynie w czarnej koszuli, która sięgała jej ud, prawie aż po kolana. Snape spojrzał na nią i wytrzeszczył oczy.
-Granger, na miłość boską, nie zamierzasz włożyć spodni?!- skarcił ją.
-Ta koszula jest wystarczająco długa. Poza tym, powiedział pan, że nawet gdyby pan musiał, nie dotknąłby mnie pan.- z uśmiechem przyjęła kubek kawy, który jej podał.
-Nie łap mnie za słówka.
-A nie jest tak?
-Jest. Oczywiście, że jest.
Zaczynał się w tym wszystkim plątać. Widok Hermiony w jego koszuli – to było coś, co naprawdę doprowadzało go do szaleństwa. Gdyby nie samokontrola, pewnie nie mógłby powstrzymać pomruku zadowolenia na jej widok.
-Kręcisz, Severusie.
Snape obejrzał się na nią. Pokręciła głową. Rozglądał się po pokoju.
-Mógłbyś w końcu przestać kłamać.
Głos dochodził znikąd i zewsząd. I Snape rozpoznał w nim głos Dumbeldore’a.
-Pani też, panno Granger.
Hermiona mało nie zakrztusiła się kawą.
-Dumbeldore, w co ty pogrywasz?!- warknął Snape.
-To tak jak mugolskie reality show.- szepnęła Hermiona.-Zamyka się w jednym pokoju kilka osób, licząc na to, że albo się pozabijają…
-Albo?
-Albo pokochają.- przełknęła ślinę.-Częściej jednak się zabijają.
-Dumbeldore, wypuść nas stąd!
-Nic z tego.- starzec zachichotał.-Za późno, już nie możecie przestać o sobie myśleć.
Hermiona spojrzała na Snape’a i zdała sobie sprawę z wiarygodności słów Dumbeldore’a. Tylko, co kryły te czarne oczy? Co kryły te wyostrzone kości policzkowe i długie włosy, sięgające ramion?
-Dumbeldore! Przysięgam, zabiję cię, kiedy stąd wyjdę!- wygrażał się Snape.
-Jeśli stąd wyjdziesz, Sev, jeśli.- zachichotał.
Snape machnął na to ręką. Cały dzień przeklinał, starał się wydostać z gabinetu albo odszukać Dumbeldore’a. Nic z tego. Wieczorem nadal siedzieli w gabinecie. Snape był jeszcze bardziej rozwścieczony niż w trakcie krótkiej rozmowy z dyrektorem. Przebrał się i wszedł do sypialni. Hermiona nie miała pojęcia co robić.
-Fotel.- rzucił sennie i owinął się kołdrą.
Westchnęła i usiadła w fotelu, w salonie. Za żadne skarby nie mogła zasnąć. Może nie dlatego, że nie leżała w łóżku, okryta kołdrą, a dlatego, że cały czas myślała o nim. I nie mogła powstrzymać się przed kilkoma dziwnymi myślami. Nie dawały jej spać. Nie miała wyjścia.
Wyglądał spokojnie, marszczył tylko lekko brwi. Kiedy się pojawiła, otworzył oczy. Czyli on też nie mógł spać.
-Czy mogę się obok pana położyć?- zapytała płaczliwie.-Proszę.
Z ciężkim westchnieniem przesunął się i odwrócił do niej plecami. Przez chwilę leżała bez ruchu, wpatrując się w niego. Stwierdziła, że i tak nie ma nic do stracenia. Jego oddech uspokoił się i już prawie zasypiał, kiedy usłyszał jej głos:
-Przytuli mnie pan? Bez tego nie zasnę.
Odwrócił się do niej.
-Nie pozwalaj sobie, Granger.- szepnął zaspanym głosem.
Przyciągnął ją jednak do siebie i mocno przytulił. Z otwartymi oczyma wpatrywał się w ciemność, bojąc się poruszyć. Potem zamknął oczy i z cichym westchnieniem wtulił głowę w jej włosy. Uśmiechnął się.
-Słodkich snów, profesorze.- szepnęła.
-Zamknij się, Granger i śpij.- wyszeptał miękkim, łagodnym głosem.
Wtuliła się w niego i niemal zaraz po zamknięciu oczu, zasnęła.


Czy coś się zmieniło po tej niewinnej nocy, kiedy to Snape nareszcie przespał całą noc bez absolutnie żadnych koszmarów, a nawet wręcz przeciwnie, a Hermiona nie myślała o Ronie? Być może. Hermiona teraz już dobrze wiedziała, co czuje do Severusa, a on był zbyt dobrym aktorem by okazać uczucia. Nie wiedziała czy odczuwa to samo co ona. Miała taką nadzieję, ale nadzieja ta cichła, onieśmielały ją zgryźliwe komentarze Snape’a.
Dumbeldore nie pokazywał się, nie objawiał, nie dawał znaku życia przez cały dzień. A potem nagle pojawił się w gabinecie, we własnej osobie. Błękitne oczy, okulary-połówki, dobrotliwy uśmiech – kto by pomyślał, że taki miły staruszek mógłby wymyślić jakieś durne reality show dla profesora i uczennicy?
Snape podwinął rękawy koszuli i z miną godną Lorda Voldemorta zbliżył się do starca. Ten cofnął się kilka kroków z niewinną miną.
-Severusie…- uśmiechnął się.
-Severusie, Severusie?! Ja ci dam Severusie, ty cholerny, niezrównoważony, niewyżyty Dropsie!- wrzasnął.-Albo nas stąd wypuścisz albo skończysz jak wszystko, co przechowuje w słoikach jako składniki do eliksirów! Jakim w ogóle prawem zamknąłeś mnie tu z Granger?! Słucham, uważnie.- syknął.
-Niestety, nie mogę was wypuścić. To prawdziwa miłość, Sev, prawdziwa miłość. Po prostu się poddaj.
Machnął różdżką i zniknął, a Snape zamiast uderzyć jego, przeszył pięścią powietrze i rzucił siarczyste przekleństwo. Hermiona wzdrygnęła się. Nie miała pojęcia, co o tym myśleć.
Snape złapał się za głowę i przeczesał palcami czarne włosy, które opadły mu na oczy. Hermiona uśmiechnęła się. Zły Snape z twarzą zakrytą włosami jak jakaś dziewczynka z mugolskiego horroru – ujmujący widok.
-Z czego się śmiejesz?- burknął.
-Z uroczego nietoperza.- szepnęła cichutko, tak, żeby nie usłyszał.
Spojrzał na nią jak na wariatkę, ale nie wnikał w szczegóły.
-On nas stąd nie wypuści. Zabiję dziada, terrorysta przeklęty.- mruczał pod nosem.
Podeszła do niego i podała mu szklankę i nalała im Ognistej.
-Po prostu się upijmy i jakoś to wyjdzie.- powiedziała spokojnie.
-Jakoś wyjdzie?- zaśmiał się.
Pierwszy raz zobaczyła jego szczery uśmiech. Bez zastanowienia rzuciła się mu na szyję, oplatając go nogami w pasie i pocałowała mocno. Tym razem nie mógł się powstrzymać, zamruczał głośno i przytulił ją mocniej. I nie myślał o Lily. Myślał o Hermionie, o jej ciepłych dłoniach, w jego włosach, jej ustach, jej iskrzących się oczach i szybkim oddechu. Oderwał się od niej na chwilę.
-Nie chcę traktować cię jako chwilowy substytut Lily.- szepnął, patrząc jej w oczy i obserwując rozchylone w geście podniecenia usta.
-Możesz traktować mnie jak w i e c z n y substytut Lily, ale wiedz, że całujesz mnie, nie ją. I proszę, nie zostawiaj mnie, nie baw się mną jak Ron, proszę, okaż się inny.- wyszeptała.
Skinął głową. Mimo całej swojej natury i przekonania, co do obchodzenia się z kobietami nie potrafił się zdobyć na nic innego. Może kiedyś. Nie teraz, nie tutaj. Złożył kilka delikatnych pocałunków na jej szyi.
-Seev…- szepnęła drżącym głosem, przymykając oczy.-Upijajmy się częściej.
Uśmiechnął się blado i pocałował czule jej mały, zadarty, piegowaty nos.
-Nie mów do mnie Sev, proszę. Mam na imię Severus.- rzekł gorzko.
-Przepraszam.- teraz ona z kolei pocałowała jego garbaty, wydatny nos.-Już nie będę.
-A jeżeli…?- zaczął po chwili.
-Co jeżeli? Żadnych jeżeli.- ze złośliwym uśmieszkiem ugryzła jego dolną wargę. Choć sprawiło mu to ból, to i przyjemność.-Musimy jakoś doprowadzić do końca to reality show.
-Takie reality show może trwać dodatkowo dwa tygodnie?- uniósł brew.
-Skoro chcesz…
-Ale, czy Drops się zgodzi?
-Myślę, że będzie zadowolony z naszego zachowania.
Zaśmiała się i z cichym westchnieniem pocałowała go znów. Zamruczał cicho.
-Mruczysz jak kot.- szepnęła, składając pojedyncze pocałunki na jego ustach.
-Powiedz mi, dlaczego stoimy tu i rozmawiamy, kiedy to reality show powinno się już zacząć?
Hermiona uśmiechnęła się. Żywy trup ożył całkowicie. Hermiona już nie myślała o Ronie. Snape nie myślał o Lily.
Drzwi otworzyły się i byli wolni, ale zbyt zajęci sobą by to zauważyć.


_______________________________________________________

Nie mam pojęcia, jak to wyszło. Przyznam, że na początku miałam jedno zdanie: „Upiłaś się, zresztą ja też” XD Przepraszam, że tak okropnie piszę, tyle beznadziejnego opisu, praktycznie zero akcji i rozmów – katastrofa. Trudno.

   



5 komentarzy:

  1. Skromna jesteś, zajebiste to było. ;)
    Podobało mi się bardzo, tylko na końcu mogło być trochę lepiej. Trochę więcej i bardziej rozwinięte.
    A Drops jak zwykle coś wymyślił. xD Jak ja go kocham za te pomysły. ;3
    No i nareszcie coś dłuższego. :)
    Pozdrawiam i weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest To Takie Inne, Ale Bardzo Fajne :D

    One Day Too Late

    OdpowiedzUsuń
  3. Super :-)
    Nie mogę doczekać się następnej miniaturki :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. My sobie na FB porozmawiamy / Wierna Fanka :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Podoba mi się jak piszesz;) A ilość tekstu w jednej notce jest powyżej normy (zaje!) Najlepsze jest to, że nie jestem fanką HP ( bo go nie czytałam xd) ale mnie zaciekawiła :))
    Korzystając z okazji, zapraszam do mnie :3
    http://dalam-memori-rebelion.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń