piątek, 17 maja 2013

Piękna i Bestia


Sevmione, masa angstu, ja sama się na tym popłakałam. Czuję, że muszę napisać Bellamorta. Może jutro ;-;

Hermiona czuła miętę do profesora eliksirów już od dawna. Kiedy inni widzieli w nim tylko jego wady, ona odnajdywała zalety. Wiedziała jaki jest wredny, sarkastyczny i zaborczy, a mimo to widziała, że to są ślady inteligencji, nieprzeciętnej zresztą, a może pozostawione piętno po czymś co przeżył. Kiedy inni patrzyli na niego z odrazą, ona dostrzegała jego ładnie wyostrzone kości policzkowe i głębie jego czarnych oczu, kiedy inni narzekali na jego częste złoszczenie się, ona widziała tylko, że jest energiczny, że mimo wszystko pozostaje w ciągłym ruchu, wyruszając na misje i wykonując zadania. Kiedy inni wzdrygali się na widok jego czarnych szat, ona widziała jedynie, że ładnie podkreślają jego sylwetkę, że nie wyobraziłaby sobie go w niczym innym. Kiedy wszyscy nie cierpieli tej całej aury wokół niego, ona ją uwielbiała, był mroczny i jedyny w swoim rodzaju.
Zdawała sobie sprawę z tego jakie miała u niego szansę. Była tylko głupią uczennicą, bezwartościową, tak samo wkurzającą jak wszystkie. Mało tego, nie była ładna. Gdy w nim dostrzegała same zalety, w sobie widziała jedynie wady, już nie podobała jej się burza loków jaką miała na głowie ani jej oczy, nic.
Wiedziała, że nigdy ani nie poczuje słodyczy jego ust, ani jego zapachu, wtulając się w jego szatę. Po prostu wiedziała, że nigdy jej nie zauważy.

Severus za to od dawna oglądał się za Gryfonką, coraz częściej przyłapywał się na myśleniu o niej na lekcjach, na patrzeniu na nią, na wyczekiwanie na nią w bibliotece. W miarę jak z nią rozmawiał, dostrzegał też jej nieprzeciętną inteligencję, chyba nie spotkał jeszcze ucznia, który znałby na pamięć połowę ksiąg z hogwarckiej biblioteki. Kiedy na nią patrzył zauważał coraz więcej atutów jej nieokiełznanej urody, jej wielkie brązowe oczy,  jej zaokrągloną sylwetkę,  jej piękne usta. Czasem, gdy z nią rozmawiał po prostu zapominał o całym świecie, była tylko ona. Ona i nikt inny.
Rano patrzył w lustro i krzywił się, nie miał szans. Dostrzegał blizny, które może na twarzy nie były tak widoczne, ale jednak. Widział swój wydatny, garbaty nos i wąskie usta. Nie mógł znieść myśli, że te usta nigdy nie dotkną jej ust, nigdy nie musną jej policzka, jej ręki. Wtedy po prostu odwracał się z zaciśniętymi mocno szczękami, a później wyżywał na pierwszym uczniu jakiego spotkał.
Jego charakter też pewnie by jej nie pasował, przecież był szorstki, zawsze ją obrażał i traktował z dystansem. Tylko, że nie mógł tak po prostu zaprosić uczennicę na randkę. Tak, była pełnoletnia, ale jego zasady mu na to nie pozwalały.
I przeklinał się w duchu za nie. Bo przez jego durną dumę miał jej nigdy nie dotknąć, nigdy nie przytulić… Ale i tak wiedział, że traktuje go jak zwykłego nauczyciela, z należytym szacunkiem i słodyczą w głosie, ale bez żadnych kontekstów.

Żyli w nieświadomości swoich uczuć. Mijali się na korytarzu, wzdychali w duchu, rumienili się, myśląc o sobie, śniąc o sobie nawzajem, nie przesypiając nocy, płacząc, karcąc siebie za głupotę i swawolę, wmawiając, że jedno nie ma szans u drugiego.
Mijały godziny, za godzinami dni, a za dniami miesiące, a sytuacja nie poprawiała się. Żadne nie miało odwagi wychylić się, a tym samym być może wystawić na pośmiewisko. Na lekcjach patrzyli na siebie, nieświadomi tego, myśleli o sobie, nieświadomi tego, marzyli o sobie, nieświadomi tego.
Byli jak zagubieni we mgle, tak gęstej jak mleko. Żadne nie potrafiło odnaleźć drugiego.

A potem rozpętała się wojna. Wszyscy walczyli, niektórzy ginęli. Świstały zaklęcia, Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać stanął oko w oko z Chłopcem, Który Przeżył. Ściany Hogwartu nie wytrzymywały, waliły się jedna po drugiej, sale zasypane były gruzem, wieża Gryfonów już nie istniała. Jedni wili się z bólu na ziemi, inni patrzyli w czarne niebo oczyma bez wyrazu, którym nie było dane już nic zobaczyć. Jeszcze inni, z których ran lała się obficie krew czołgali się w stronę przyjaciół, jedni byli zatrzymywani w pół drogi, innym dane było otrzymać pomoc. Niektórych w ogóle nie zauważano. Pył sypał się jakby z nieba, każdy walczył o życie swoje i bliskich.
Severus stał z boku i dyskretnie rzucał taką ilość zaklęć w stronę Śmierciożerców, ile tylko mógł. Pomagał leczyć tych, którzy byli blisko niego, ochraniał ją jak tylko potrafił. Każdy, kto odważył się wycelować w nią różdżkę padał na ziemię i już nigdy nie powstawał o własnych siłach.
Hermiona nie widziała skąd przychodzi pomoc. Wokół niej nie było nikogo, kto mógłby jej zagrażać, wszyscy zostali zabici. Spojrzała w bok i zobaczyła coś, czego nie mogła zapomnieć przez resztę swojego życia, choć trwało to krótko.
On, ten, którego pokochała został powalony zaklęciem. Prawdopodobnie śmiertelnym. Teraz już nie liczyła się bitwa, nie obchodziło ją kto wygra, chciała tylko być przy nim. Nie wiedziała po czym biegła, czy byli to jej przyjaciele, którzy też zostali bezczelnie trafieni zaklęciami, a może wrogowie. Na celu miała tylko jego.
Kiedy do niego dobiegła kolana ugięły się pod nią. Już nie potrafiła powstrzymać łez, nawet, zaciskając szczęki tak mocno, że ból stawał się nie do zniesienia. Ciekły strumieniami po jej policzkach i skapywały na jego szatę. Z kilku jego ran tryskała obficie krew, on sam był blady jak ściana i leżał bez ruchu.
Podniosła go do siebie i wtuliła swoją twarz w jego twarz.
-Severusie… pproszę… prooszzę…- łkała.-Kkocham ciię, rozzummiesz?- wyszeptała drżącym głosem.
-Dziękuuję.- szepnął tak cicho, że ledwie było go słychać.
-Za co… Zza coo dziękujeesz?- szlochała głośno, ale jednocześnie starała się jak najlepiej zinterpretować uczucia w czarnych oczach.
-Za pokochanie bestii.
Zbliżyli się do siebie jeszcze bardziej. Pocałunek, który sobie oddali był najlepszym, najpiękniejszym pocałunkiem jaki oboje w życiu przeżyli. Był tak pełny rozpaczliwej miłości i desperackiego pragnienia bliskości, tak pełny słodyczy pierwszego pocałunku, że oboje pomyśleli, iż może być to ich ostatni pocałunek w życiu, bo oboje nigdy już nie chcieli poczuć nic innego, co mogłoby ten pocałunek zagłuszyć.

W chwilę później w Hermionę trafiło mordercze zaklęcie tego samego Śmierciożercy, który zdołał powalić na ziemię Severusa. Zachwiała się i opadła na jego tors, a jej loki rozsypały się na jego czarnej szacie. Zmarli w tej samej wyjątkowej chwili, kiedy żadne z nich nie zdawało sobie z tego sprawy.
Ich życzenie spełniło się, ów prawie niewinny pocałunek został jedynym jaki sobie oddali, zasnęli w swoich ramionach, patrząc sobie w oczy, tak jak każdy z nas chciałby umrzeć.
Piękna i Bestia zmarli, nie zdając sobie sprawy z tego, że cały czas byli Piękną i Bestią. Piękna i Bestia zasnęli, nie zdając sobie sprawy ze swojej tak wielkiej miłości. Zmarli, pozostawiając siebie bez odpowiedzi na pytania, których tyle mieli sobie do zadania.

Za to teraz, kiedy wiatr zerwał się, kiedy przyjaciele zebrali się wokół nich, łkając cicho, kiedy wszystko ucichło i zanikło mogli być naprawdę razem. Nieprzerwanie na zawsze tak jak to powinno być ze wszystkimi Pięknymi i Bestiami na świecie.   

3 komentarze:

  1. Wiedziałam, ze skądś znam tę miniaturkę!
    Na 24h pozwoliłaś mi ją opublikować zanim założyłaś tego bloga z miniaturkami :P
    No a na temat tej historii moje zdanie CI już mówiłam :P
    Miona22

    OdpowiedzUsuń