Nie jestem z tego zbytnio zadowolona, ale pisałam to dawno, dawno temu. Bardzo dawno temu.
Był ładny słoneczny dzień. Nie
mogła zostać z Ginny na błoniach, bo dyrektor ją wezwał. Nie była pewna, o co
chodzi, ostatnio ani nic nie zrobiła, ani niczym nie zabłysnęła. Wiec czego od
niej chciał?
Stanęła przed kamienną chimerą i
wypowiedziała hasło, nazwę jakichś dziwnych cukierków. Stanęła na pierwszym
stopniu spiralnych schodów, zaczęły poruszać się i wspinać wyżej, aż w końcu znalazła się przed drzwiami do gabinetu
Dumbeldore’a.
Zapukała grzecznie, a gdy jej
pozwolono, weszła. Był to okrągły pokój, pełen portretów poprzednich dyrektorów
Szkoły Magii i Czarodziejstwa, dziwnych przedmiotów i ciepła. Słońce wlewało
się do środka i oświetlało twarz dyrektora, pokrytą zmarszczkami i dziwnie
poważną.
-Proszę usiąść, panno Granger.-
staruszek wskazał jej krzesło.
Przy oknie stał wysoki mężczyzna
i w zadumie, z zamkniętymi oczami ogrzewał twarz w ciepłych promieniach.
-Severusie…- zwrócił się do niego
dyrektor.
Mężczyzna z gracją odwrócił się i
usiadł w fotelu obok Hermiony. Jego czarne oczy nie zaszczyciły jej
spojrzeniem. Praktycznie nie zwracał na nią uwagi. Celowo, pomyślała.
-Jak pani wie…- z zamyślenia
wyrwał ją głos Dumbeldore’a.-Profesor Snape szpieguje dla nas w szeregach
wroga.
Rozejrzała się niespokojnie. W
takich chwilach wolała się upewnić, czy nikt ich nie podsłuchuje.
-Niech się pani nie martwi, ten
pokój jest zabezpieczony wszelkimi zaklęciami.- uspokoił ją dyrektor.
Snape prychnął z pogardą.
Wyraźnie był w złym humorze, wyraźnie nie życzył sobie jej towarzystwa.
-Tak… co ja mówiłem?- zastanowił
się Dumbeldore.-A, tak. Severus szpieguje dla nas i codziennie naraża dla nas
życie płaszcząc się przed Czarnym Panem.- spojrzał na przyjaciela. Severus
skrzywił się.-Ostatnio dostał nowe zadanie. Postanowiliśmy obaj, że powinnaś o
tym wiedzieć.
-Dlaczego?- zapytała, pochylając
się nieznacznie do przodu.
-Jesteś częścią tego zadania.-
rzekł Dumbeldore.-Severus miał cię uwieść i wyciągnąć od ciebie informacje,
ponadto przekonać cię do bycia śmierciożercą.- zamilkł.
Wpatrywała się w niego z
niedowierzaniem. Zlustrowała wzrokiem czarną postać, siedzącą obok, przyjrzała
się temu dumnemu profilowi. Jakoś nie paliła się do tego zadania. On, uwieść
ją? Samotny przez całe życie profesor Snape? Wcisnęła się głębiej w fotel.
-Nie dziwmy się tak.- powiedział
z naciskiem Snape.-Wysłałby Dracona albo innego, przystojniejszego, ale musiał
się przyczepić akurat do mnie.- warknął.
-Severusie, trochę mniej
samokrytyki. Prawda, panno Granger?- dyrektor zwrócił się do Hermiony.
-Niech się pan tak surowo nie
ocenia, profesorze.- uśmiechnęła się. Ją samą zaskoczyła ta odwaga i pewność z
jaką wypowiedziała te słowa.
Snape westchnął ciężko i patrzył
gdzieś, ponad tiarą czarodziejską dyrektora, w jakiś punkt.
-Musimy wykonywać powoli ten
plan, bo inaczej i Severus, i ty Hermiono przypłacicie to życiem.
Skinęli głowami.
-Będziesz spędzać u profesora
Snape’a trochę czasu codziennie.- kontynuował staruszek.-Najpierw będą to
szlabany, ale później muszą to być już niezbite dowody na to, że zbliżyliście
się do siebie…- uśmiechnął się dobrotliwie.
-I co w tym śmiesznego?!-
wycedził Severus.
-Nic, nic… Możecie już odejść.
W tym samym czasie wstali.
Severus przepuścił Hermionę w drzwiach i oboje rozeszli się w swoje strony.
Zanim jednak to się stało Snape zatrzymał ją i powiedział:
-A więc szlaban, panno Granger. O
szóstej w moich komnatach.
Podążyła do pokoju wspólnego
Gryffindoru, w głowie miała mętlik, musiała to sobie wszystko jakoś poukładać.
Nie mogła teraz dołączyć do Ginny, poznałaby, że coś się stało. Usiadła w
fotelu i siedziała tak, nie wiadomo ile. Do pokoju zaczęli schodzić się ludzie,
Ginny również wróciła, ale skinęła tylko Hermionie głową i wskazała książkę do
numerologii.
Hermiona uśmiechnęła się,
próbowała być przekonująca. Zerknęła na zegarek, wskazywał 16.50. Szybko
wstała, spryskała się jeszcze ulubionymi perfumami i poprawiła włosy. Skoro
miała odgrywać swoją rolę, to wolała ją grać dobrze.
Zeszła do lochów, od razu zrobiło
jej się zimniej, pośpiesznie zapukała do drzwi od komnat Snape’a. Usłyszała
chłodne i oklepane: „Wejść” i otworzyła drzwi.
Snape wskazał krzesło przy swoim
biurku. Nigdy tu nie była. Widziała jego gabinet, ale w jego osobistych
komnatach nigdy nie przebywała. Ceglane ściany, składniki eliksirów i mdłe
zielone światło, to wszystko sprawiało niemiłe, acz ciekawe wrażenie. Jak można
się było spodziewać, tu w salonie było też mnóstwo książek, starych i nowszych,
dwa zielone fotele przy kominku i stolik wyglądający na antyk.
Snape machnął smukłą czarną
różdżką w stronę drzwi. Zakładał zaklęcia, żeby nikt ich nie usłyszał. Potem
podszedł do dziewczyny i oparł się o blat biurka.
-Czarny Pan jest mistrzem
legilimencji.- rzekł spokojnie.-Ale ja jestem mistrzem oklumencji. Ćwiczyłem ją
latami, teraz mogę mu pokazywać tylko to co chcę. Lecz potrzebuję materiałów,
bo nie mogę… wyobrazić sobie… tego.- powiedział z obrzydzeniem.
-Więc…- przełknęła ślinę.-My…
-Tak. Żebym mógł pokazać Czarnemu Panu jakieś
obrazy… musimy.- zakończył zagadkowo.
Wzięła głęboki oddech i poprawiła
się w fotelu. Wielkie ufne oczy spojrzały na niego wyzywająco.
-Mogę zwracać się do pana po
imieniu?- spytała z nadzieją.
-W tej sytuacji chyba możesz, ale
tylko kiedy jesteśmy sami.
Bez ostrzeżenia dotknął opuszkami
długich smukłych palców pianisty jej policzek. Zadrżała pod jego zimnym
dotykiem. Zbliżył się do niej, właściwie prawie uklęknął i musnął delikatnie
jej usta. Zarzuciła mu ręce na szyję.
-Severusie…- szepnęła.
Jak pięknie brzmiało teraz jego
imię.
Cmoknął ją w czoło i oderwał się
od niej szybko.
-Będziemy musieli robić tak
częściej.- mruknął Severus.
-Nie przeszkadza mi to.-
uśmiechnęła się.-Świetnie całujesz.
-Nie przesadzaj, Hermiona.-
warknął.
-Przepraszam.
Każdy dzień mijał im tak samo,
kilka pocałunków, kilka czułych gestów i swoje prace. Severus sprawdzał eseje,
a Hermiona odrabiała pracę domową, czasem czytali. Tylko, że ona nie brała tego
już jako grę. Z każdym nowym pocałunkiem i z każdym gestem coraz bardziej
zbliżała się do niego, zrywała z jego twarzy maskę tajemniczości. Często
siadali w fotelach przy kominku i rozmawiali. Dzięki temu poznawali się bliżej
i rozumieli.
Hermiona rozumiała jego wieczną
złość, a Severus jej wieczną chęć udzielania odpowiedzi. On złościł się,
ponieważ musiał takiego grać, a uczniowie go wkurzali, a ona pochodziła z
rodziny mugoli i bardzo chciała okazać się godną zdolności magicznych.
Cała ta bliskość, to że rozumieli
się bez słów wpływała na nich kojąco. Dotąd Snape nie został wezwany. Mroczny
Znak, na jego lewym przedramieniu był blady, ale wyraźny. Sama widziała, nawet
głaskała go lekko. Wtedy pierwszy raz szczerze się do niej uśmiechnął.
I pożałował, rzuciła się na
niego, obsypując go pocałunkami. Roześmiał się.
Wszystko jednak zaszło za daleko.
Hermiona cały dzień tylko czekała na kolejny „szlaban” u Severusa, on także
pragnął by w końcu pojawiła się i zajęła stałe miejsce w fotelu obok niego.
Okłamywali samych siebie, myśląc,
że to nadal wyłącznie gra.
Pewnego dnia rozmawiali o
spotkaniu śmierciożerców.
-Zakon zaatakuje w trakcie
spotkania.- powiedział Severus ponuro.-My będziemy tam oboje. Potter zniszczył
już większość horkruksów, został tylko ten przeklęty wąż.
-Gdy dasz sygnał Zakon wkroczy, a
my…
-Ukryj się, Hermiona.- powiedział
z troską, o jaką by się nie podejrzewał.-Proszę, nie wychylaj się.- złapał ją
za rękę.
-A ty?- szepnęła z
oburzeniem.-Mam siedzieć gdzieś w kącie i patrzeć jak walczysz?! Nie ma mowy.
Westchnął.
Codziennie oboje ćwiczyli
oklumencję, nie mogli pozwolić na to, by Voldemort czytał z ich głów jak z
otwartych ksiąg. Tym razem Severus nie martwił się o siebie, jak przed każdym
zebraniem, tylko o tę małą Gryfonkę, która codziennie spędzała u niego kilka
godzin, a czasem całe noce.
Któregoś wieczoru złapał się za
rękę i powiedział jej, by poszła do Dumbeldore’a. Gdy wróciła miał na sobie
strój śmierciożercy, a w dłoni trzymał stalową maskę. Odłożył ją jednak i
złapał ją za rękę. Cmoknęła go w policzek i w niczym niezmąconej ciszy wyszli w
mroźne powietrze. Aportowali się tuż za bramami Hogwartu.
Hermiona czuła dziwny niepokój.
Jaki dziwny?! Szli na zebranie śmierciożerców. Weszli do Malfoy Manor, gdzie
Voldemort ostatnio przebywał. Dumbeldore o tym wiedział, Snape miał nadzieję,
że wszystko się uda.
Hermiona była przygotowana na
widok Voldemorta, ale i tak skrzywiła się. Był niemal biały, zamiast nosa miał
szparki jak u węża, a oczy posiadał wąskie i czerwone.
-Ach… Krzywisz się. Zapewne
Severus jest ode mnie o wiele lepszy.- powiedział piskliwym głosem.
Śmierciożercy zarechotali
złośliwie. Czarny Pan wskazał im krzesła, na których usiedli. Zaczęło się
standardowe zebranie. Pod sufitem wisiał obiad Nagini, wstrętnego węża
Voldemorta, był to jakiś mugol, człowiek bez żadnych magicznych zdolności.
Czarny Pan wypróbował na nich
swoje umiejętności legilimencji, Hermiona właściwie nie miała nic do ukrycia,
poza tajemnicami Zakonu Feniksa. Pokazała mu wszystkie wspomnienia z Severusem,
on zrobił to samo. Voldemort pogłaskał węża, który owinął się wokół jego szyi.
-Ciekawe macie wspomnienia,
kochani.- śmierciożercy znów zarechotali.
-Panie…- zaczął nieśmiało
Severus.
-Tak Severusie?
-Myślę, że będą wkrótce przenosić
Pottera do siedziby Zakonu.- rzekł.
-Wkrótce?
-Wkrótce, niedługo, może nawet
teraz.- powiedział z naciskiem.
Voldemort tylko zdziwił się, nie
zdążył zrobić nic innego. Do pokoju wpadli sprzymierzeńcy Dumbeldore’a. Zaczęli
miotać zaklęciami, zanim jeszcze śmierciożercy zdążyli wyciągnąć różdżki. Tonks
pokonała jednego, a później następnego, rozbrajając ich, oszołamiając i
ostatecznie, zabijając. Jej wściekle fioletowe włosy wyróżniały się na tle
walki. Severus rzucił się na kilku innych, a Hermiona próbowała wytrącić z
równowagi Voldemorta.
Sprawnie uchyliła się przed
klątwą, którą w nią rzucił, ale zanim się obejrzała Harry zajął się swoim
nemezis. Pomagała Snape’owi.
Wokoło był tylko kurz i dym.
Malfoyowie gdzieś uciekli, nawet nie opowiedzieli się po, której stronie stoją.
Ron asystował Harry’emu, ale błysnęło zielone światło i trafiła go klątwa, na
szczęście tylko Cruciatus. Kiedy zwijał się z bólu na podłodze celował w niego
inny sługa Czarnego Pana.
-Drętwota!- krzyknęła Hermiona.
Ronald podniósł się i otrząsnął,
śmierciożerca był cały odrętwiały. Wystarczyło jedno zaklęcie.
Nagle trafiła ją jakaś klątwa,
ktoś złapał ją za rękę i trzymał mocno, rozpoznała te zimne ręce pianisty… Usłyszała
tylko krzyk przerażenia i zapadła ciemność.
Powoli uniosła powieki, zraziło
ją ostre światło i zamknęła oczy z powrotem. Przemogła się jednak i zamrugała
kilka razy. Leżała na łóżku w skrzydle szpitalnym Hogwartu, intensywnie
oświetlonym przez promienie słoneczne.
-Severus…- powiedziała ochrypłym
głosem.
Ktoś złapał ją za rękę. Po raz
drugi wypowiedziała to piękne imię, ale przed sobą miała Harry’ego. Otworzyła
usta, by coś powiedzieć, ale uspokoił ją gestem.
-Żyje.- rzekł.-Snape żyje.
Voldemort nie.- uśmiechnął się.-Po wszystkim.
Odetchnęła z ulgą i opadła na
poduszki.
-Gdzie…?- szepnęła.
Wskazał gestem gdzieś w bok.
Obróciła głowę i uśmiechnęła się szeroko. Severus też trzymał ją za rękę, jakie
to śmieszne. Harry Potter i Severus Snape, właściwie można powiedzieć, że
walczyli o jej uwagę.
-Mówiłem, żebyś się nie
wychylała. Czy twoim zdaniem narażanie się dla Weasley’a nie zalicza się do
wychylania?- wyszeptał groźnie.
Posłała mu całusa. Westchnął
ciężko.
-Wasz przypadek jest bardzo
dziwny.- usłyszała głos dyrektora.
Stał nad nimi.
-Rzucona klątwa trafiła w wasze
złączone dłonie i jakby osłabiła się. Przeżyliście zaklęcie niewybaczalne
trzeciego stopnia.- uśmiechnął się.-Już widzę te nagłówki: Para, Która Przeżyła.- roześmiał się.-Wasza miłość was ocaliła.
Już nie zaprzeczali.
-Hermiono…- szepnął Severus z
uczuciem.-Wyjdziesz za mnie?- ścisnął lekko jej dłoń.
Skinęła głową, a w jej oczach
zalśniły łzy.
-Wiedziałem, że tak będzie.-
mruknął Dumbeldore do Harry’ego.-Wiedziałem od początku.
Koniec