Snape
nie mógł znieść zachowania Hermiony. Rozumiał, a przynajmniej zdawał sobie
sprawę ile musiała się nacierpieć i jakie to wszystko musiało być dla niej
trudne. Nie potrafił tylko dłużej znieść jej ciągłego płaczu, łez spływających
po policzkach, zaczerwienionych oczu i westchnień. Dumbeldore sprowadził ją do
jego komnat, do niego, żeby została jego asystentką, żeby oderwała się od tego
wszystkiego. Sprawa przecież była prosta, bez względu jak na to patrzeć.
Ten
kretyn, Weasley poprosił ją o rękę. Wszystko było dobrze, skończyli szkołę, ona
z Wybitnymi, a on… w każdym razie na miarę swoich możliwości. Przeprowadzili
się do Nory, która już i tak była zatłoczona. Weasley jednak nie miał ambicji
na nowy dom, a Hermiona była w nim tak zakochana, że zgodziła się na wszystko,
byle by z nim być. I tu Snape zwykle prychał wściekle. Wiedział jak to jest być
szaleńczo zakochanym w kimś, kto nawet nie zważa na twoje potrzeby i właśnie
dlatego uważał ją za głupią. Popełniała niemal jego błędy. Wracając do Hermiony
i Rona, zamieszkali razem, a Hermiona zaszła w ciążę. Była taka szczęśliwa,
taka radosna, taka promienna. Macierzyńska miłość aż od niej biła, co tylko
dodało jej brązowym oczom blasku, a jej twarz wydawała się bardziej rumiana.
Molly opiekowała się nią, wszyscy im gratulowali, przynosili prezenty, Harry
klepał Rona po ramieniu, a Ginny plotkowała z Hermioną i obie szczebiotały w
najlepsze. Jednym słowem: sielanka, nie życie. Beztrosko upływał im wszystkim
czas, tak jakby nie mieli ani problemów, ani kłopotów. Oczywiście do pewnego
czasu. Stała się rzecz straszna, przynajmniej dla kobiet. Hermiona straciła
dziecko. Załamała się, ale przecież jej nadzieją był jej ukochany. Tylko, że i
on ją opuścił. Pokłócili się, a Weasley zawsze był wybuchowy. Zostawił ją, a Dumbeldore
zdecydował, że od samobójstwa może ją powstrzymać jedynie praca. Praca mogła
być jej ratunkiem. Jako, że miała świetne oceny z eliksirów, zdecydował, że
zostanie asystentką Snape’a. Kto jak kto, ale akurat Severus Snape, wieloletni
profesor eliksirów, „przyjaciel” Dumbeldore’a i najmłodszy Mistrz Eliksirów w
Wielkiej Brytanii miał dużo wymagać, ale też być wyrozumiałym.
Chyba
jednak się pomylił. Snape był wyrozumiały, na tyle ile potrafił, ale nerwy mu
powoli puszczały. Ona płakała całymi nocami, nie mogła się skupić, była
rozkojarzona i zmęczona. Potrzebowała pocieszenia, nie j e g o. On był tylko
oschłym Nietoperzem z Lochów, potrzebowała mężczyzny, przyjaciela, który mógłby
ją przytulić i powiedzieć: „Wszystko będzie dobrze”. On taki nie był i nigdy
takim nie będzie. Dlaczego, więc nie mogła iść do Pottera i Ginevry, z nimi
byłaby szczęśliwa.
Rytuał
ich dnia był prosty. Jedli wspólne śniadanie, zawsze w milczeniu, potem
zabierali się do pracy, potem w przerwie między pracą jedli obiad, znowu pracowali,
a następnie siadali do kolacji i szli spać. Snape odstąpił Hermionie swoje
łóżko w sypialni, on sam spał na wyczarowanym łóżku w salonie.
To była
rutyna tak dobijająca, że Snape niemal oczekiwał jej załamania nerwowego i
pogorszenia się jej stanu. Bolało go to, ale co miał zrobić? Przytulić ją,
pocałować w czółko i kołysać? Nigdy by się do tego nie zmusił, był tego pewny,
to nie było w jego stylu.
Coś się
jednak w nim zmieniło. To było po ostatniej nocy. Obudziły go dziwne odgłosy,
dochodzące z sypialni. Otworzył gwałtownie oczy i jakoś tak machinalnie podążył
do sąsiedniego pokoju. Hermiona wiła się na łóżku i pewnie śniło jej się coś
okropnego. Podszedł do niej i jakoś tak nieśmiało usiadł obok niej. Delikatnie objął
ją ramionami i przycisnął do siebie. Nie było to takie złe jak myślał. Jej
płacz nie ustał, wręcz przeciwnie, łzy moczyły mu ramię. Zwykle spał bez
koszulki i teraz też przyciskał ją do gołego torsu. Głaskał ją po włosach i nie
mógł nie zauważyć, że słodko pachniała. Kiedy jej oddech stał się spokojniejszy
położył ją na łóżku i cicho wyszedł. Po chwili jednak usłyszał jak Hermiona go
woła. Zdziwiony wrócił do sypialni i próbował zobaczyć coś w ciemności.
-Severusie,
proszę, zostań ze mną. Nie opuszczaj mnie…
Usłyszał
jej cichy szept. Powoli zbliżył się do niej i przytulił ją mocno. Odetchnęła z
ulgą i po raz pierwszy od jej rozstania z Ronem, spokojnie zasnęła. Snape
ubolewał nad głupotą szczeniaka. Jak mógł zostawić kogoś takiego? Hermiona była
niemal idealna. Kochała prosto i całym sercem, była śliczna i naturalna, młoda
i inteligentna. Jedyna jej wada, to to, że była Gryfonką. To ciągnęło za sobą
pewne konsekwencje, mianowicie: była wybuchowa i nieomal egzaltowana, ale za to
łagodna… no… i… nadal śliczna i młoda. To nie mogło umknąć jego uwadze.
Rano
obudził się wcześniej i wstał. Ona obudziła się, gdy akurat robił śniadanie.
Och, jak pięknie wyglądała. Jeden niesforny lok opadał jej na czoło, oczy
błyszczały, cienie zniknęły, nareszcie spała spokojnym snem. Uśmiechnęła się do
niego blado. Uśmiechnęła się! Pierwszy raz od jakiegoś czasu. O, dziwo, ledwie
zauważalnie, ale jednak uniósł kąciki ust i odwzajemnił uśmiech.
Podeszła
do niego i dłonią musnęła jego dłoń. Wzdrygnął się delikatnie.
-Dziękuję,
że ze mną wczoraj zostałeś. Od czasu tego…- potrząsnęła głową.-Po prostu
dziękuję, nie wiem czy zasnęłabym bez ciebie.
Skinął
głową. Nie lubił rozmawiać, a szczególnie odpowiadać na podziękowania tego
typu. Czuł się dziwnie.
Usiadła
na krześle i schowała twarz w dłoniach. Tak, jak jej humor poprawił się, teraz
znowu uległ zmianie na gorsze. Przeczesała palcami włosy, swoje splątane loki i
podniosła głowę.
-Przytulisz
mnie?
Otworzył
usta i wahał się przez chwilę, potem jednak przyciągnął ją do siebie z cichym
westchnieniem.
-Wiesz,
jesteś dla mnie jedynym oparciem.
-Chyba,
zwariowałaś.
-Dlaczego
zawsze musisz zaprzeczać?
Wzruszył
ramionami. Jeszcze wtedy nie
podejrzewał, że ten dzień odmieni jego życie. Zabrali się do pracy nad nowym
eliksirem. Dumbeldore zlecał im przygotowywanie jakichś ekstrawaganckich
wywarów średnio, co dwa tygodnie.
Teraz
jednak coś poszło źle. Nagle eliksir zabulgotał dziwnie, a opary jakie się z
niego wydzielały uniosły się aż pod sam sufit. Snape przestraszył się, bo
Hermiona stała bliżej kociołka. Odciągnął ją od naczynia jednym, zgrabnym
ruchem i przyciągnął ją do siebie, a od eliksiru oddzielił ich swoją peleryną.
To już trzeci raz jak przytulił ją w ciągu dwóch dni. Chyba przesadzał.
Nic nie
nastąpiło, żaden wybuch, ale oni już nie zwracali na to uwagi. Hermiona
pozwoliła Severusowi pocałować się i to w tak zachłanny sposób, że zdała sobie
sprawę z całej głupoty związku z Ronem. Oczywiście, gdyby nie dotyk palców
Severusa na jej szyi, gdyby nie uzależniający smak jego ust i kosmyki włosów,
łaskoczących ją pewnie skarciłaby się za jakiekolwiek myślenie o Ronie, kiedy
pod nosem miała takiego mężczyznę.
Już nie
myślała. Nie czuła nic poza Severusem. Czuła go całą sobą.
*
W
uroczym miasteczku stał mały dom. Biła od niego jakaś przytulność, coś, co
wskazywało na bezpieczeństwo i udział kobiecej ręki. W ogrodzie domu znajdowało
się duże drzewo. W zimie wyglądało na ponure, ale teraz kwitło i wydzielało
ujmujące zapachy.
Był to
dom Severusa Snape’a i jego żony, Hermiony. Tak, tak, Hermiona za niego wyszła
i była szczęśliwsza niż kiedykolwiek. W tej chwili siedziała na kanapie w
salonie domu i z błogą beztroską wymalowaną na twarzy, czytała książkę małej
dziewczynce. Dziewczynka wyglądem przypominała swojego ojca, choć miała coś z
Hermiony. Czarne włosy jak skrzydła kruka, opadały jej lokami na plecy, a
równie czarne i bezkresne oczy patrzyły na matkę z jakimś bystrym błyskiem,
jakby inteligencją przewyższała swój wiek. Cerę miała bladą, nienaturalnie
bladą, długie rzęsy okalały jej oczy. Miała drobny nos i słodkie usta Hermiony.
-Mamo,
ale dlaczego nie mogę tego sama przeczytać? Przecież umiem czytać.- dziewczynka
westchnęła zniecierpliwiona.
-Dlatego,
że twoja matka chce zgrywać dobrą opiekunkę, jakbyś była jakimś dzieckiem.- jej
ojciec wszedł akurat do pokoju i złożył pocałunek na czubku jej głowy.
Usiadł
obok Hermiony i pocałował ją w policzek. Zrobiła obrażoną minę.
-Przecież
ja nie jestem dzieckiem.
-No,
właśnie o tym mówię. A twoja mama właśnie tak cię traktuje.
-To
niesprawiedliwe!
Hermiona
westchnęła ciężko, schowała twarz w dłoniach i dopiero po chwili podniosła na
nich wzrok.
-Ty
jesteś tak nieznośna jak ojciec.- wskazała na córkę.-A do ciebie się nie
odzywam.
Odwróciła
się od nich i zamierzała wstać, ale Severus złapał ją w pasie i przyciągnął do
siebie. Mała wskoczyła na kanapę, przytuliła mocno matkę i pocałowała ją w
policzek. Hermiona zaśmiała się głośno i melodyjnie.
-Dobrze,
już, dobrze!- zachichotała.-Jesteście tak samo nieznośni i tak samo kochani.
Dziewczynka
zeskoczyła z kolan matki i sięgnęła po książkę. Z zaciekawieniem otworzyła ją
na pierwszej stronie i zaczęła czytać. Severus patrzył na nią z dumą. Hermiona
przyglądała się mu z czułością. Od tamtej nocy stała się najszczęśliwszą
kobietą na świecie. I tamtej nocy zaszła w ciążę. Niemal się załamała, po
pierwsze: myślała, że Severus ją zostawi, a po drugie: bała się kolejnej
straty. Nic takiego się jednak nie stało. Severus powiedział, że: „Nie jest
takim kretynem, żeby wypuszczać z objęć taką kobietę”. Urodziła im się
córeczka, poprosił ją o rękę i wszystko się jakoś ułożyło. Och, nie był łatwym
mężczyzną, miał i swoje humory i był wkurzający, ale ją kochał, wiedziała to,
widziała i czuła i to jej wystarczało. A ich córka wydawała jej się
najmądrzejszym, najśliczniejszym dzieckiem na świecie. Zwykle zachowywała się
jak Severus i to zawsze ją śmieszyło.
Nagle
ktoś zapukał do drzwi. Hermiona pogłaskała męża po ramieniu i sama wstała.
Kiedy jednak zobaczyła, kto pukał, zbladła i wróciła do Severusa.
-Co się
stało?
Wstał
gwałtownie i żwawym krokiem podszedł do drzwi. Otworzył je z rozmachem. Stał
tam Ron Weasley.
-Wynoś
się stąd.- warknął Severus.
-Chcę
się widzieć z Hermioną.
-Nie
masz prawa tu być.
W tej
chwili do Severusa podeszła Hermiona i chwyciła się jego ramienia. Mała
dziewczynka wkroczyła za nim i przeszyła rudego uważnym spojrzeniem. Zwęziła
oczy w szparki i uśmiechnęła się niewinnie.
-Hermiono…
-Słuchaj,
Ron, odejdź. Proszę, zostaw mnie. To z tobą jest już dawno skończone, dawno
temu, sam wybrałeś. Wybrałeś łatwiznę.- w oczach miała łzy.-Nie kocham cię, idź
stąd. Błagam.
-Jak
mogłaś z nim…?
-Jak
mogłeś mnie zostawić? Jak mogłeś zostawić mnie w takiej sytuacji? Przecież to
nie była moja wina, Ron…- teraz już łkała.-Kiedy ty mnie zostawiłeś, Severus
mnie pocieszył.
-Och,
tak cię pocieszył, że wyszła z tego córka Nietoperza.- Ron spojrzał z odrazą na
małą dziewczynkę.
-Mówisz
o mnie?- dziewczynka podniosła na niego wzrok.-Jeżeli ty jesteś tym rudym, o
którym mówi często tata, to powinieneś stąd iść. Tata mówi, że jesteś kretynem,
który nie potrafił skorzystać ze swojej szansy, a skoro on tak mówi, to znaczy,
że tak jest. Mama z kolei często powtarza, że nie żałuje decyzji i że nas
kocha, więc możesz to zrozumieć i się wynieść.- na jej małej twarzyczce wykwitł
złośliwy uśmieszek.-Do widzenia.
I
zamknęła mu drzwi przed nosem. Severus uśmiechnął się i przytulił do siebie je
obie.
-Moja
dzielna, Tencja.- szepnęła Hermiona.
-Nie
nazywaj mnie tak. Mam na imię Amortencja.
Hermiona
zbliżyła usta do ucha męża.
-Mówiłam,
żeby nazwać ją inaczej.
Uśmiechnął
się blado i złożył na jej ustach delikatny pocałunek.
Oooo takie słodkie! Rodzina Snape'ów zawsze jest fajna,a ta historia jest,jakoś tak dziwnie prawdopodobna...Ty wiesz,że to jest dobre,wiesz że i tak dobrze piszesz,i obojętnie co bym tu napisała,to ty i tak to wiesz...Po prostu,to jest świetne i tyle ~Sadystka
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Sadystką :D
OdpowiedzUsuńHehe, zatrzasnąć komuś drzwi przed nosem... Cudowne uczucie! Mała wie co dobre :D Genialne :3
OdpowiedzUsuńjaka słodka mała. XD widać, że ma coś po Severusie.
OdpowiedzUsuń