wtorek, 25 czerwca 2013

Tencja


Snape nie mógł znieść zachowania Hermiony. Rozumiał, a przynajmniej zdawał sobie sprawę ile musiała się nacierpieć i jakie to wszystko musiało być dla niej trudne. Nie potrafił tylko dłużej znieść jej ciągłego płaczu, łez spływających po policzkach, zaczerwienionych oczu i westchnień. Dumbeldore sprowadził ją do jego komnat, do niego, żeby została jego asystentką, żeby oderwała się od tego wszystkiego. Sprawa przecież była prosta, bez względu jak na to patrzeć.
Ten kretyn, Weasley poprosił ją o rękę. Wszystko było dobrze, skończyli szkołę, ona z Wybitnymi, a on… w każdym razie na miarę swoich możliwości. Przeprowadzili się do Nory, która już i tak była zatłoczona. Weasley jednak nie miał ambicji na nowy dom, a Hermiona była w nim tak zakochana, że zgodziła się na wszystko, byle by z nim być. I tu Snape zwykle prychał wściekle. Wiedział jak to jest być szaleńczo zakochanym w kimś, kto nawet nie zważa na twoje potrzeby i właśnie dlatego uważał ją za głupią. Popełniała niemal jego błędy. Wracając do Hermiony i Rona, zamieszkali razem, a Hermiona zaszła w ciążę. Była taka szczęśliwa, taka radosna, taka promienna. Macierzyńska miłość aż od niej biła, co tylko dodało jej brązowym oczom blasku, a jej twarz wydawała się bardziej rumiana. Molly opiekowała się nią, wszyscy im gratulowali, przynosili prezenty, Harry klepał Rona po ramieniu, a Ginny plotkowała z Hermioną i obie szczebiotały w najlepsze. Jednym słowem: sielanka, nie życie. Beztrosko upływał im wszystkim czas, tak jakby nie mieli ani problemów, ani kłopotów. Oczywiście do pewnego czasu. Stała się rzecz straszna, przynajmniej dla kobiet. Hermiona straciła dziecko. Załamała się, ale przecież jej nadzieją był jej ukochany. Tylko, że i on ją opuścił. Pokłócili się, a Weasley zawsze był wybuchowy. Zostawił ją, a Dumbeldore zdecydował, że od samobójstwa może ją powstrzymać jedynie praca. Praca mogła być jej ratunkiem. Jako, że miała świetne oceny z eliksirów, zdecydował, że zostanie asystentką Snape’a. Kto jak kto, ale akurat Severus Snape, wieloletni profesor eliksirów, „przyjaciel” Dumbeldore’a i najmłodszy Mistrz Eliksirów w Wielkiej Brytanii miał dużo wymagać, ale też być wyrozumiałym.
Chyba jednak się pomylił. Snape był wyrozumiały, na tyle ile potrafił, ale nerwy mu powoli puszczały. Ona płakała całymi nocami, nie mogła się skupić, była rozkojarzona i zmęczona. Potrzebowała pocieszenia, nie j e g o. On był tylko oschłym Nietoperzem z Lochów, potrzebowała mężczyzny, przyjaciela, który mógłby ją przytulić i powiedzieć: „Wszystko będzie dobrze”. On taki nie był i nigdy takim nie będzie. Dlaczego, więc nie mogła iść do Pottera i Ginevry, z nimi byłaby szczęśliwa.
Rytuał ich dnia był prosty. Jedli wspólne śniadanie, zawsze w milczeniu, potem zabierali się do pracy, potem w przerwie między pracą jedli obiad, znowu pracowali, a następnie siadali do kolacji i szli spać. Snape odstąpił Hermionie swoje łóżko w sypialni, on sam spał na wyczarowanym łóżku w salonie.
To była rutyna tak dobijająca, że Snape niemal oczekiwał jej załamania nerwowego i pogorszenia się jej stanu. Bolało go to, ale co miał zrobić? Przytulić ją, pocałować w czółko i kołysać? Nigdy by się do tego nie zmusił, był tego pewny, to nie było w jego stylu.
Coś się jednak w nim zmieniło. To było po ostatniej nocy. Obudziły go dziwne odgłosy, dochodzące z sypialni. Otworzył gwałtownie oczy i jakoś tak machinalnie podążył do sąsiedniego pokoju. Hermiona wiła się na łóżku i pewnie śniło jej się coś okropnego. Podszedł do niej i jakoś tak nieśmiało usiadł obok niej. Delikatnie objął ją ramionami i przycisnął do siebie. Nie było to takie złe jak myślał. Jej płacz nie ustał, wręcz przeciwnie, łzy moczyły mu ramię. Zwykle spał bez koszulki i teraz też przyciskał ją do gołego torsu. Głaskał ją po włosach i nie mógł nie zauważyć, że słodko pachniała. Kiedy jej oddech stał się spokojniejszy położył ją na łóżku i cicho wyszedł. Po chwili jednak usłyszał jak Hermiona go woła. Zdziwiony wrócił do sypialni i próbował zobaczyć coś w ciemności.
-Severusie, proszę, zostań ze mną. Nie opuszczaj mnie…
Usłyszał jej cichy szept. Powoli zbliżył się do niej i przytulił ją mocno. Odetchnęła z ulgą i po raz pierwszy od jej rozstania z Ronem, spokojnie zasnęła. Snape ubolewał nad głupotą szczeniaka. Jak mógł zostawić kogoś takiego? Hermiona była niemal idealna. Kochała prosto i całym sercem, była śliczna i naturalna, młoda i inteligentna. Jedyna jej wada, to to, że była Gryfonką. To ciągnęło za sobą pewne konsekwencje, mianowicie: była wybuchowa i nieomal egzaltowana, ale za to łagodna… no… i… nadal śliczna i młoda. To nie mogło umknąć jego uwadze.
Rano obudził się wcześniej i wstał. Ona obudziła się, gdy akurat robił śniadanie. Och, jak pięknie wyglądała. Jeden niesforny lok opadał jej na czoło, oczy błyszczały, cienie zniknęły, nareszcie spała spokojnym snem. Uśmiechnęła się do niego blado. Uśmiechnęła się! Pierwszy raz od jakiegoś czasu. O, dziwo, ledwie zauważalnie, ale jednak uniósł kąciki ust i odwzajemnił uśmiech.
Podeszła do niego i dłonią musnęła jego dłoń. Wzdrygnął się delikatnie.
-Dziękuję, że ze mną wczoraj zostałeś. Od czasu tego…- potrząsnęła głową.-Po prostu dziękuję, nie wiem czy zasnęłabym bez ciebie.
Skinął głową. Nie lubił rozmawiać, a szczególnie odpowiadać na podziękowania tego typu. Czuł się dziwnie.
Usiadła na krześle i schowała twarz w dłoniach. Tak, jak jej humor poprawił się, teraz znowu uległ zmianie na gorsze. Przeczesała palcami włosy, swoje splątane loki i podniosła głowę.
-Przytulisz mnie?
Otworzył usta i wahał się przez chwilę, potem jednak przyciągnął ją do siebie z cichym westchnieniem.
-Wiesz, jesteś dla mnie jedynym oparciem.
-Chyba, zwariowałaś.
-Dlaczego zawsze musisz zaprzeczać?
Wzruszył ramionami.  Jeszcze wtedy nie podejrzewał, że ten dzień odmieni jego życie. Zabrali się do pracy nad nowym eliksirem. Dumbeldore zlecał im przygotowywanie jakichś ekstrawaganckich wywarów średnio, co dwa tygodnie.
Teraz jednak coś poszło źle. Nagle eliksir zabulgotał dziwnie, a opary jakie się z niego wydzielały uniosły się aż pod sam sufit. Snape przestraszył się, bo Hermiona stała bliżej kociołka. Odciągnął ją od naczynia jednym, zgrabnym ruchem i przyciągnął ją do siebie, a od eliksiru oddzielił ich swoją peleryną. To już trzeci raz jak przytulił ją w ciągu dwóch dni. Chyba przesadzał.
Nic nie nastąpiło, żaden wybuch, ale oni już nie zwracali na to uwagi. Hermiona pozwoliła Severusowi pocałować się i to w tak zachłanny sposób, że zdała sobie sprawę z całej głupoty związku z Ronem. Oczywiście, gdyby nie dotyk palców Severusa na jej szyi, gdyby nie uzależniający smak jego ust i kosmyki włosów, łaskoczących ją pewnie skarciłaby się za jakiekolwiek myślenie o Ronie, kiedy pod nosem miała takiego mężczyznę.
Już nie myślała. Nie czuła nic poza Severusem. Czuła go całą sobą.
 
*
 
W uroczym miasteczku stał mały dom. Biła od niego jakaś przytulność, coś, co wskazywało na bezpieczeństwo i udział kobiecej ręki. W ogrodzie domu znajdowało się duże drzewo. W zimie wyglądało na ponure, ale teraz kwitło i wydzielało ujmujące zapachy.
Był to dom Severusa Snape’a i jego żony, Hermiony. Tak, tak, Hermiona za niego wyszła i była szczęśliwsza niż kiedykolwiek. W tej chwili siedziała na kanapie w salonie domu i z błogą beztroską wymalowaną na twarzy, czytała książkę małej dziewczynce. Dziewczynka wyglądem przypominała swojego ojca, choć miała coś z Hermiony. Czarne włosy jak skrzydła kruka, opadały jej lokami na plecy, a równie czarne i bezkresne oczy patrzyły na matkę z jakimś bystrym błyskiem, jakby inteligencją przewyższała swój wiek. Cerę miała bladą, nienaturalnie bladą, długie rzęsy okalały jej oczy. Miała drobny nos i słodkie usta Hermiony.
-Mamo, ale dlaczego nie mogę tego sama przeczytać? Przecież umiem czytać.- dziewczynka westchnęła zniecierpliwiona.
-Dlatego, że twoja matka chce zgrywać dobrą opiekunkę, jakbyś była jakimś dzieckiem.- jej ojciec wszedł akurat do pokoju i złożył pocałunek na czubku jej głowy.
Usiadł obok Hermiony i pocałował ją w policzek. Zrobiła obrażoną minę.
-Przecież ja nie jestem dzieckiem.
-No, właśnie o tym mówię. A twoja mama właśnie tak cię traktuje.
-To niesprawiedliwe!
Hermiona westchnęła ciężko, schowała twarz w dłoniach i dopiero po chwili podniosła na nich wzrok.
-Ty jesteś tak nieznośna jak ojciec.- wskazała na córkę.-A do ciebie się nie odzywam.
Odwróciła się od nich i zamierzała wstać, ale Severus złapał ją w pasie i przyciągnął do siebie. Mała wskoczyła na kanapę, przytuliła mocno matkę i pocałowała ją w policzek. Hermiona zaśmiała się głośno i melodyjnie.
-Dobrze, już, dobrze!- zachichotała.-Jesteście tak samo nieznośni i tak samo kochani.
Dziewczynka zeskoczyła z kolan matki i sięgnęła po książkę. Z zaciekawieniem otworzyła ją na pierwszej stronie i zaczęła czytać. Severus patrzył na nią z dumą. Hermiona przyglądała się mu z czułością. Od tamtej nocy stała się najszczęśliwszą kobietą na świecie. I tamtej nocy zaszła w ciążę. Niemal się załamała, po pierwsze: myślała, że Severus ją zostawi, a po drugie: bała się kolejnej straty. Nic takiego się jednak nie stało. Severus powiedział, że: „Nie jest takim kretynem, żeby wypuszczać z objęć taką kobietę”. Urodziła im się córeczka, poprosił ją o rękę i wszystko się jakoś ułożyło. Och, nie był łatwym mężczyzną, miał i swoje humory i był wkurzający, ale ją kochał, wiedziała to, widziała i czuła i to jej wystarczało. A ich córka wydawała jej się najmądrzejszym, najśliczniejszym dzieckiem na świecie. Zwykle zachowywała się jak Severus i to zawsze ją śmieszyło.
Nagle ktoś zapukał do drzwi. Hermiona pogłaskała męża po ramieniu i sama wstała. Kiedy jednak zobaczyła, kto pukał, zbladła i wróciła do Severusa.
-Co się stało?
Wstał gwałtownie i żwawym krokiem podszedł do drzwi. Otworzył je z rozmachem. Stał tam Ron Weasley.
-Wynoś się stąd.- warknął Severus.
-Chcę się widzieć z Hermioną.
-Nie masz prawa tu być.
W tej chwili do Severusa podeszła Hermiona i chwyciła się jego ramienia. Mała dziewczynka wkroczyła za nim i przeszyła rudego uważnym spojrzeniem. Zwęziła oczy w szparki i uśmiechnęła się niewinnie.
-Hermiono…
-Słuchaj, Ron, odejdź. Proszę, zostaw mnie. To z tobą jest już dawno skończone, dawno temu, sam wybrałeś. Wybrałeś łatwiznę.- w oczach miała łzy.-Nie kocham cię, idź stąd. Błagam.
-Jak mogłaś z nim…?
-Jak mogłeś mnie zostawić? Jak mogłeś zostawić mnie w takiej sytuacji? Przecież to nie była moja wina, Ron…- teraz już łkała.-Kiedy ty mnie zostawiłeś, Severus mnie pocieszył.
-Och, tak cię pocieszył, że wyszła z tego córka Nietoperza.- Ron spojrzał z odrazą na małą dziewczynkę.
-Mówisz o mnie?- dziewczynka podniosła na niego wzrok.-Jeżeli ty jesteś tym rudym, o którym mówi często tata, to powinieneś stąd iść. Tata mówi, że jesteś kretynem, który nie potrafił skorzystać ze swojej szansy, a skoro on tak mówi, to znaczy, że tak jest. Mama z kolei często powtarza, że nie żałuje decyzji i że nas kocha, więc możesz to zrozumieć i się wynieść.- na jej małej twarzyczce wykwitł złośliwy uśmieszek.-Do widzenia.
I zamknęła mu drzwi przed nosem. Severus uśmiechnął się i przytulił do siebie je obie.
-Moja dzielna, Tencja.- szepnęła Hermiona.
-Nie nazywaj mnie tak. Mam na imię Amortencja.
Hermiona zbliżyła usta do ucha męża.
-Mówiłam, żeby nazwać ją inaczej.
Uśmiechnął się blado i złożył na jej ustach delikatny pocałunek.



4 komentarze:

  1. Oooo takie słodkie! Rodzina Snape'ów zawsze jest fajna,a ta historia jest,jakoś tak dziwnie prawdopodobna...Ty wiesz,że to jest dobre,wiesz że i tak dobrze piszesz,i obojętnie co bym tu napisała,to ty i tak to wiesz...Po prostu,to jest świetne i tyle ~Sadystka

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z Sadystką :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Hehe, zatrzasnąć komuś drzwi przed nosem... Cudowne uczucie! Mała wie co dobre :D Genialne :3

    OdpowiedzUsuń
  4. jaka słodka mała. XD widać, że ma coś po Severusie.

    OdpowiedzUsuń