Kolejny wpis dla Sadystki xD <3
Nie miał pojęcia co się z nim działo. Był nieswój, czuł się bardzo dziwnie. Czy to było t o? Zakochanie? Jak to? On już nigdy miał się nie zakochać. Miał pozostać twardy i zasadniczy. Surowy, taki miał być. Dlaczego to stało się akurat teraz? Dlaczego jej piękne włosy zalśniły w słońcu akurat w tej chwili? Dlaczego dostrzegł w błyszczących oczach coś na kształt zaciekawienia, chęci poznania go, teraz? Dopiero teraz? Tak nagle, jakby dostał od młodej Wierzby Bijącej po głowie. Nagle jej zapach wydał mu się przyciągający, jej usta słodkie, a wyraz twarzy, choć surowy, to piękny. Właściwie, zawsze była piękna. Posiadała coś takiego w sobie, że mimo swej srogiej urody po prostu kusiła. Przynajmniej jego. Uwielbiał od jakiegoś czasu na nią patrzeć. Z daleka obserwować jej delikatne ruchy, a mimo to ciężkie kroki. Była kobietą, twardo stąpającą po ziemi.
Na początku samo patrzenie mu wystarczało. Po prostu wpatrywał się w nią i był szczęśliwy, jego serce nie potrzebowało nic więcej, tylko ten drogi mu widok. Wiele razy zdarzało się tak, że siadywał gdzieś na trawie i przyglądał się jej, idącej z grubą księgą w ręku albo nawet kilkoma książkami. Wiedział, że ubóstwiała czytać i ciągle się dokształcać, choć już i tak była inteligentna ponad miarę. On też lubił książki.
Z czasem samo przyglądanie się jej nie wystarczało. Pragnął słyszeć jej głos, wsłuchiwać się w szum wiatru w jej włosach i muskać ustami jej delikatne czoło. Pragnienie to jakoś powstrzymywał w sobie, nic nie robił, nie zbliżał się do niej, nie rozmawiał, nie próbował się zaprzyjaźnić. Nie był typem takiego człowieka. Nie płaszczył się, nie odkrywał kart, dopóki nie był pewny wygranej. Nie starał się jej poznać, dopóki nie był pewny obejścia się bez zranienia.
Wkrótce i to się skończyło. Nie potrafił tego w sobie dusić. Zawsze miał gorący temperament mimo całego swojego zdrowego rozsądku. Zakochanie zżerało go od środka.
Pewnego dnia po prostu podszedł do niej i pocałował ją najzachłanniej jak mógł. Może był głupi, może był bardzo głupi, ale myślał, że przez ten jeden pocałunek to wszystko da mu spokój. Phi! Jego uczucie jeszcze bardziej się pogłębiło, zapragnął jeszcze więcej, chciał ją poczuć, całować, słuchać jej oddechu i wdychać jej zapach. Nie mógł tak po prostu się od niej oderwać. Jednocześnie brutalnie i w miarę ostrożnie przyparł ją do ściany i całował dłuższą chwilę. Kiedy zdołała się od niego lekko odsunąć, przesunęła palcem wskazującym po jego dolnej wardze.
-Salazarze...- szepnęła.-To nierozsądne, więzi porywcze i wybuchowe nigdy nie kończą się dobrze.
Spojrzał w jej duże, ciemne oczy, a ona pogłaskała go delikatnie po aż za długich, czarnych włosach.
-Na chwilę zapomnijmy o rozsądku, moja droga, Roweno.
I pocałował ją znowu, a ona już się nie broniła.
Severus Snape i Hermiona byli szczęśliwi. Ich szczęście brało się stąd, że mogli być razem i nikt nie wytykał ich palcem, nikt nie obrażał, nikt nie próbował rozdzielić. Było to szczęście dwojga, zakochanych w sobie, zauroczonych sobą ludzi. Radość ta była prosta i wszyscy ją rozumieli. Nauczyciele (za sprawą Minerwy) wiedzieli, że Hermiona od dawna czuła coś do swojego profesora. Zanim zdecydował się sprawdzić, na ile to uczucie jest silne, długo trzymał ją w niepewności. Taki już był. Zawsze sprawdzał dwa razy, nigdy nie brał w czymś udziału, jeśli nie wiedział, że wygra lub w małym stopniu przyczyni się do wygranej. Nie chciał znowu zostać zraniony. Już raz tak się stało, a przez kolejne kilkanaście lat był cieniem człowieka. Przez jedną, tępą Gryfonkę, która zawróciła mu w głowie i przewróciła myśli do góry nogami.
Kiedy nareszcie przekonał się, że uczucie młodej dziewczyny jest wystarczająco głębokie, by on też mógł pozwolić sobie na jakiekolwiek uczucia, okazało się, że oboje są sobą zachwyceni i że naprawdę się kochają. Jedynymi ludźmi, których zaskoczył ich niedawny ślub byli bliscy przyjaciele Hermiony. To nimi wstrząsnęło - Hermiona chodziła rozpromieniona i szczęśliwa ostatnimi czasy, ale oni nie byli zdolni tego zauważyć.
Ron, rzucając ją, związał się z Lavender, a Harry z Ginny i każdy był zajęty sobą. Jedynie Luna z nią rozmawiała i jedynie Lunę Severus całkowicie akceptował, sama nie wiedziała dlaczego. Może dlatego, że była tak niesamowicie szczera, że nikogo nie udawała i ją też zranił los.
Hermiona, po rozstaniu z Ronem, swoją pierwszą miłością płakała równy miesiąc. Severus widział ją zapłakaną na korytarzu, siedzącą na schodach prowadzących do wieży Gryfonów i w końcu zdał sobie sprawę z tego, że ta dziewczyna nie ma jak go zranić, to najwyżej on może to zrobić.
Pokochał ją miłością mocniejszą od miłości, jaką darzył Lily Evans. O ile to było możliwe.
Tak, więc byli szczęśliwi i beztrosko szli razem przez życie. Hermiona została u boku męża i dostała od Dumbeldore'a posadę nauczycielki transmutacji. Minerwa odeszła na emeryturę, choć nadal pozostawała w Hogwarcie. Jak sama mówiła, wolała mieć ich na oku, nie wiadomo co mogliby razem wymyślić.
Ich pierwszy pocałunek odbył się w banalnych okolicznościach. Severus przekonał się, że Hermiona naprawdę mogła coś do niego czuć. Nie potrafił już dłużej dusić w sobie uczuć, był temperamentnym mężczyzną i nie mógł już dłużej trzymać się od niej z daleka. Kiedy zobaczył jak idzie, poważna i milcząca podszedł do niej szybko i nie czekając na nic położył swoje usta na jej ustach, wpił się w jej wargi z charakterystyczną delikatnością i niesamowitą zachłannością. Słodyczy tego pocałunku nie da się opisać. Nie mógł się od niej oderwać, oddychał coraz gwałtowniej i coraz bardziej ten pocałunek go pochłaniał. Ostrożnie przycisnął ją do ściany zamku. Oderwała się od niego i nabrała powietrza w płuca. Mimo to wydawała się spokojna, opanowana. Tak jak kiedyś Rowena, zmysłowo przesunęła palcem wskazującym po dolnej wardze Severusa, który być może przypominał Salazara.
Jej włosy lśniły w słońcu tak jak włosy Roweny kiedyś. Oczy błyszczały jej tak samo, krył się w nich ten sam smutek, to samo zamyślenie. Szum wiatru rozwiał jej loki i Severus usłyszał to, co Salazar tak bardzo pragnął usłyszeć - szum wiatru w pięknych włosach ukochanej. Przymknął oczy i uspokoił oddech, a kiedy uniósł powieki dostrzegł coś wyrytego w ścianie, wyżłobiony napis w murze, ledwo już widoczny.
Hermiona odwróciła się i zadarła głowę, by tam spojrzeć.
-Musiał to napisać ktoś mojego wzrostu.- mruknął cicho Severus.
-Ktoś bardzo wysoki i smukły.- szepnęła Hermiona.
Napis głosił:
Nigdy nie łącz Domów! Z tego wynikną tylko rany, nie do zabliźnienia. ~ S.S.
Nigdy nie łącz Domów! Z tego wynikną tylko rany, nie do zabliźnienia. ~ S.S.
-Ty to napisałeś?
-Ależ skąd...
Nagle oboje zrozumieli, co ów napis oznaczał. Dziewczyna chciała dać profesorowi do zrozumienia, że to głupota, że w nią nie wierzy, że oboje nie powinni wierzyć, że jedyne w co powinni wierzyć, to oni sami i ich niewinna miłość, która dopiero sobie ujawnili... Hermiona nieśmiało złapała rękę profesora i splotła swoje pace z jego długimi palcami. Wzmocnił uścisk i przytulił ją do siebie.
-Dajmy sobie spokój z rozsądkiem.- mruknął, składając pocałunek na czubku jej głowy.-Chodź.
-Miłość jest silniejsza od słów rzuconych na wiatr.- powiedziała spokojnie.
I pocałował ją znowu, a ona już się nie broniła.
Na początek muszę powiedzieć,że komentuję dopiero z powodu mojego geniuszu ;] Laptop mi spadł,i coś się z nim stało :> Ale jako mądra sadystka naprawiłam xD Co do rozdziału... Jak ja kocham czytać to co ty piszesz :O Chciałabym umieć tak pisać ;'( Huehuehue Boska jesteś
OdpowiedzUsuń~Sadystka ;)
Może piszesz nawet lepiej ode mnie? Skąd mam wiedzieć, skoro nic swojego nie chcesz mi pokazać ! ;-; Ubolewam.
Usuń