Dla Panny Snape
Po
pokoju wspólnym Gryfonów rozeszło się melancholijne westchnienie. Na podłodze
igrały plamki nasyconego mocno popołudniowego słońca, wlewającego się do
pomieszczenia przez wysokie okna wieży. W kominku tlił się ogień, właściwie nie
wiadomo po co – w końcu dzień był ciepły i letni, niemal upalny. Być może
skrzaty rozpaliły ogień tylko, dlatego że tworzył niesamowicie przytulną aurę.
Taki był pokój wspólny Gryfonów, po prostu przytulny. Przekraczając jego próg,
przeciskając się przez dziurę za portretem Grubej Damy po kłótni z samą Damą
wyczuwało się niemalże namacalne bezpieczeństwo, ciepło ognia i krwistą odwagę.
Nie
wszyscy Gryfoni jednak są odważni, stereotypy to rzecz straszna, nawet jeśli pozostają
wyznacznikami społeczności.
Światło
zachodzącego słońca padało na rozczochraną głowę Hermiony. Kobieta wydawała się
strapiona, coś przytłaczało ją. Pochylała się nad dużym kufrem, którego
zawartością były głównie książki. Zapach starych woluminów, rozpadających się i
zapewne bardzo pouczających unosił się w powietrzu. Drobinki kurzu tańczyły w
słońcu, igrając ze światłem.
Hermiona
westchnęła po raz drugi, niezgrabnie założyła włosy za uszy, co okazało się
bezcelowe i opadła na pobliski fotel. Mebel miał swoje lata, a wraz z każdym
ruchem kobiety skrzypiał niemiłosiernie, sprężyny wydawały się krzyczeć. To
wcale nie pomagało strapionej Gryfonce. Nie wstając z fotela włożyła jeszcze
jedną książkę do kufra. Potem zapatrzyła się w jakiś jeden punkt w pokoju.
Kiedy ocknęła
się z zadumy słońce ledwo słabą strużką światła wlewało się do pomieszczenia.
Wstała i rozejrzała się po pokoju, zdawała się łykać każdy widok, pochłaniać
każdy kształt mebla, wyszczerbioną półkę, tablicę ogłoszeń, stare numery
Proroka Codziennego rozłożone niedbale na stoliku. Następnie zamknęła oczy i
wciągnęła mocno powietrze przez nos. Starała się zapamiętać również zapach
pokoju wspólnego, ale był ulotny. Mimo to miała nadzieję, że będzie w stanie go
sobie przypomnieć.
Usłyszała
donośne, szybkie kroki.
-Ile
jeszcze zamierzasz tu siedzieć?!
Do
pokoju wspólnego z trudem przeciskając się przez dziurę w ścianie wpadł
oburzony Severus Snape. Czarne szaty powiewały za nim jak skrzydła kruka.
Wielki Mistrz Eliksirów lubił spektakularne wejścia na równi z cichym kryciem
się w cieniu. Zlustrował wzrokiem młodą kobietę. Patrzyła mu odważnie w oczy,
ale cała była jakaś taka dziwna, smutna, przygnębiona. Przez to Snape czuł się
niezmiernie niezręcznie. Zaniechał krzyku i odetchnął głęboko. Rozejrzał się
dokładnie jakby bał się, że ktoś go zobaczy i rozłożył ramiona w geście
zaproszenia. Hermiona uśmiechnęła się niepewnie.
-Może
jeszcze każesz mi do siebie podejść?
Nietoperz
choć wydawał się być rozwścieczonym tak naprawdę nie był nawet zdenerwowany. Na
pewno nie na nią.
Gryfonka
pokręciła głową i podeszła wolno do Snape’a. Nieśmiało przytuliła się do niego
i z radością ułożyła głowę w wgłębieniu jego szyi. Trwali tak spokojnie przez
chwilę, póki Hermiona ze zmarszczonym, piegowatym nosem nie odsunęła się do
Nietoperza. Wtulając się w niego poczuła kwaśny, intensywny zapach, trudny do
zidentyfikowania, trudny do opisania. Zapach zimny, ale przyciągający.
-Znowu
paliłeś?
Jedna
brew Severusa drgnęła niespokojnie. Wzruszył ramionami lekceważąco.
-Czarodziej
z mugolskimi nałogami, co za świat.- westchnęła ciężko.
Zapadła
cisza. Niekoniecznie niezręczna. Hermiona lustrowała surowym wzrokiem Snape’a,
ten zaś nawet nie zwracał na nią uwagi, jedynie z wysoko uniesioną głową
wpatrywał się w coś za oknem. Arogancki Nietoperz.
Hermiona
nie lubiła, kiedy palił, a ostatnio palił dużo. Nigdy jakoś nie zastanawiała
się nad tym czy czarodziej może popaść w nałóg w gruncie rzeczy jednak
mugolski. Przeszkadzał jej zapach papierosów, żółte plamy na palcach Snape’a,
przejmowała się jego zdrowiem. Miała tylko nadzieję, że jako odpowiedzialny,
dorosły czarodziej nie złapie raka płuc. Chwila. Snape i odpowiedzialny.
Zapomnijmy. Po prostu dorosły, nic więcej.
Severus
westchnął.
-Zamierzasz
długo tak jeszcze udawać Bazyliszka?
-Zawsze.
-Żądam
rozwodu.
Hermiona
uśmiechnęła się wrednie. Chyba powoli zaczynała przejmować jego nawyki. Robiła
się zgryźliwa, nadgorliwa i cyniczna. Severus ledwo znosił Hermionę Gryfonkę.
Nie miał pojęcia co zrobi z Hermioną Ślizgonką.
-Długo
zamierzamy tu siedzieć?- zapytał spokojnie Nietoperz.
-Muszę
tylko zabrać kufer.
Snape
westchnął ciężko, zatrzasnął zawiasy kufra i z kieszeni szaty wyciągnął
różdżkę. Machnął nią zgrabnie i krótko, a spory bagaż Hermiony uniósł się do
góry. Magia to niesamowita rzecz. Mrowienie przepływające przez całą rękę od
ramienia aż do nadgarstka, świadomość, że robi się coś niezwykłego, wyjątkowość
chwili, spełnienie wywołane udanym zaklęciem – to piękne. Mugole nie wiedzą co
tracą i może lepiej. Czy gdyby wiedzieli, gdyby choć raz spróbowali magii
równie łatwo pogodziliby się ze swoim losem? Magia to nałóg. I zawsze ma swoją
cenę. Voldemort, Bella i wszyscy jego Śmierciożercy zapłacili.
Hermiona
obejrzała się ostatni raz za siebie. Czy serce może boleć? Teoretycznie nigdy,
praktycznie – zawsze. I właśnie w tej chwili Hermiona czuła w sercu jakąś
dziwną, ziejącą pustkę, czarną dziurę.
Snape
złapał ją za rękę. Jego dłoń była zimna, duża, płaska, blada i szorstka, a mimo
to miła. Delikatnie objęła ją swoimi ciepłymi rękami i ścisnęła lekko. Wyczuła
chłód srebrnego sygnetu, okalającego jego długiego kciuka. Powłócząc nogami
ruszyła za Nietoperzem. Wpatrywała się w podłogę powoli stawiając krok za
krokiem. Największą katorgą wydawało jej się przekroczenie progu pokoju
wspólnego Gryfonów, pożegnanie się z tym miejscem na zawsze.
Po
szerokich i kapryśnych schodach zeszli do sali wejściowej bez żadnych
dodatkowych problemów. Zamek wydawał się pusty, ich kroki odbijały się echem od
ścian, które w ostatnim czasie może trochę za dużo przeszły.
Severus
nagle zatrzymał się tak gwałtownie, że Hermiona niemal na niego wpadła.
Zdezorientowana rozejrzała się i otworzyła szeroko usta w wyrazie zdumienia.
Była pewna, że do tego spotkania nie dojdzie. Widziała przed sobą Rona i Harry’ego.
Włosy pierwszego lśniły w zachodzącym słońcu, iskrzące się czerwienią, a
zielone oczy drugiego ciskały błyskawice. Nawet, gdy wściekali się na Draco
Malfoya – nie wściekali się aż tak.
Hermiona
westchnęła ciężko.
-Chłopcy…-
zaczęła udręczonym głosem.
-A więc
to tak!- przerwał jej czerwony ze złości Ron. Rumieniec komponował się z jego
włosami.-Dumbledore miał rację!
-Dumbledore.-
warknął Snape.-Ukatrupię Dropsa.- mruknął pod nosem.
Harry
spojrzał na rękę Hermiony z miną godną Kuby Rozpruwacza. Właściwie nikt nigdy
nie widział Kuby Rozpruwacza, ale w tej chwili właśnie tak Gryfonka go sobie
wyobrażała. Na jej palcu widniała srebrna obrączka, skromna i piękna w swojej
prostocie.
-Wyszłaś
za tego…- Potter nie znalazł odpowiednich słów.-Za niego. I nam nie
powiedziałaś?!
-Harry.-
szepnęła spokojnie.
-Nie
Harry!
Wyciągnął
różdżkę i wymierzył w Snape’a. Twarz Severusa wykrzywił grymas, którego
Hermiona zdecydowanie nie lubiła. Po ostatnim takim grymasie Neville wylądował
na miesięcznym szlabanie. Jeden Salazar wiedział co Mistrz Eliksirów może
zrobić w takiej chwili. Usunęła się machinalnie na bok. Ron doskoczył do Harry’ego.
-Dwóch
na jednego.- mruknął Snape.-Musisz się wspomagać, cudowny chłopcze, bo nie
jesteś pewny swoich sił?
Ron
obnażył zęby jak wściekły pies. Hermiona nigdy go takim nie widziała, piana
toczyła mu się z ust niczym kremowe piwo, jego oczy rzucały błyskawice. Zdążył
już wyciągnąć różdżkę.
-Nadal
jestem Śmierciożercą, nie zapominajcie o tym.- prychnął Severus.
-I
dlatego nigdy ci jej nie oddamy.- Harry miał głos niższy niż zazwyczaj.
-Ona
już jest moja.
-Nie,
omamiłeś ją czymś.
Głowa
Hermiony odwracała się to do Severusa, to do chłopaków i tak w kółko. Trwało to
chwilę słuchania ich marnej kłótni zanim zakryła sobie uszy dłońmi, pomyślała
chwilę, a potem rozwścieczona ryknęła:
-ALE
JA NIE JESTEM NICZYJĄ WŁASNOŚCIĄ!- wzięła głęboki oddech.-Czy ja wam wyglądam
na jakiś mebel?!
Severus
wzdrygnął się, Harry z Ronem skulili w sobie. Cała trójka odeszła na bezpieczną
odległość i czekała cierpliwie na cudowną fontannę spokoju, która spłynie na
kobietę. Kiedyś tam na pewno spłynie.
Hermiona
zrobiła się czerwona, a z rumieńcami było jej do twarzy. Mimo to wyglądała
strasznie. Zacisnęła ręce w piąstki (bo pięściami tego nazwać nie można) i
zwróciła wzrok na mężczyzn kulących się przed nią.
Nagle
opanowała się i odetchnęła głęboko. Siliła się na uśmiech.
-A
teraz ładnie się pogodzicie. A wy…- wskazała na Rona i Harry’ego.-…nie
będziecie mieć do mnie żalu. Zrobiłam jak chciałam.
Nagle
Ron zmarszczył brwi.
-Nie.
Nie zgadzam się.
-Ron.-
powiedziała jeszcze dosyć spokojnie.
-Nie!
-RON.
-Nie.-
Harry dołączył się.
Mężczyźni
jednak nigdy nie wiedzą kiedy zejść ze sceny i dać kobiecie wygrać. Nawet jeśli
są już przegrani.
-Severusie,
podaj mi proszę twoją różdżkę.- rzekła z cukierkowym uśmiech nawet na niego nie
patrząc.
-Hermiono,
nie wygłupiaj się.
-Proszę.
-Hermiono.
-Severusie!
-Nie.
-Dasz
mi tę cholerną różdżkę czy nie?!
-Powiedziałem,
że nie.
-SEVERUSIE.
Mistrz
Eliksirów z trudem wyciągnął rękę do Hermiony i podał jej różdżkę. Skinęła mu
głową, nadal czerwona ze złości. Zbliżyła się do Rona.
-Nadal
nie?
-Nie.
-RON!
-Co?
-Zamknij
się w końcu i przeproś Severusa!
Snape
uśmiechnął się z wyższością.
-Nie
tak szybko. Ty też masz ich przeprosić.
Severus
zmierzył ją zimnym wzrokiem.
-No
już. Dalej.
Stojąc
możliwie jak najdalej od siebie podali sobie ręce na znak wymuszonej przez
Hermionę zgody. Ta uśmiechnęła się tryumfalnie.
-Z kim
ja się ożeniłem…- mruknął Severus pod nosem.
-ZE
MNĄ.
Gryfonka
odwróciła się na pięcie i z gracją odeszła, mrucząc jacy to z facetów idioci.
Severus spojrzał na Rona i Harry’ego i prychnął jak wściekły kocur.
-Im możesz chuchać w twarze dymem!- usłyszeli krzyk Hermiony, która zdążyła już wyjść z
zamku.
Ron
popatrzył ciekawie na Severusa.
-Nie
pytaj, Weasley.
Przypomniał sobie o czymś ważnym.
-Teraz trzeba zrobić jedno.- rzekł.
-Iść do Dumbledore'a?
-Pierwszy raz powiedziałeś coś mądrego, Weasley, pierwszy raz.
Wspólni wrogowie łączą ludzi.
____________________________________________________________
Zabijcie mnie. Te święta nie wydają się świętami, a otchłanią. Dwa tygodnie to zdecydowanie za długo, za długo.
Wczoraj napisałam autocharakterystykę, zaraz po tym jak przestałam rozpaczać i wylewać łzy po 11 odcinku "Dawno Dawno Temu" i ostatnim odcinku 3 sezonu "Gry o Tron", to był chyba zły pomysł - pisać autocharakterystykę w takim stanie. Dzisiaj musiałam zapełniać pustkę anime. A miałam czytać i spać. Plany wzięły w łeb. W każdym razie przynajmniej spałam, ale nie przyśniło mi się ten, kto zwykle mi się śni i to wydaje mi się dziwne.
Co do opowiadania: oklepane. Nie byłam w stanie wymyślić oryginalnego zakończenia, słuchałam Upiora w czasie pisania, mącił mi w głowie głos Javerta, szkoda gadać. Ale przynajmniej jest. A to się liczy. Chyba. To teraz mogę umrzeć spokojnie :')
A Wy co porabiacie w te święta?