piątek, 7 lutego 2014

Pustka

Dawno, dawno temu Always prosiła mnie o coś wzruszającego. Napadło mnie coś dziwnego - mianowicie - i powstało to coś. 






Hermiona od dłuższego czasu miała niejasne – sama nie wiedziała czy złe – przeczucia, a ponadto poczucie jakiejś pustki i wiecznego nienasycenia. Nie objawiało się to jakoś nagle, towarzyszyło jej cały czas, niezmiennie drażniło ją wrażenie, że czegoś jej brakuje, że jej życie pozostaje puste. Och, miała książki. Miała przyjaciół. Miała profesor McGonagall, która pokładała w niej wielkie nadzieje. Miała numerologię i mugoloznawstwo. Miała swoje zajęcia, przyzwyczajenia, plany i marzenia. Dlaczego więc w środku czuła się tak wybrakowana?
Pustka początkowo nie doskwierała jej tak bardzo. Mogła normalnie funkcjonować i spychać dręczące myśli na margines swojego potężnego umysłu. Nauka pochłaniała ją, zbliżające się niebezpieczeństwo ze strony Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać niepokoiło. Nie miała czasu na jakieś problemy egzystencjalne i wyimaginowaną rozpacz. Była „mózgiem” Świętej Trójcy i coraz częściej starała się przygotowywać do poszukiwania rzekomych horkruksów. Chłopcy mogli sobie prowadzić jak na razie sielankowe życie, grać w quidditcha i niczym się nie przejmować, ale ona nie potrafiła. Chciała to przetrwać.
Z czasem jednak Hermiona coraz bardziej czuła się osamotniona. Spędzała wolny czas we własnym dormitorium, czytając lub po prostu leżąc bez ruchu na szerokim łóżku, charakterystycznym dla wystroju wieży Gryfonów. Zaczęła źle znosić wszelkie światło, pustka rozrywała ją od środka. Nie płakała dotąd jednak. Nie miała nad czym rozpaczać.
Nie płakała do pewnej nocy, kiedy to obudziła się z krzykiem zamarłym na ustach. Sen, jaki jej się przyśnił był niejasny, z pewnością dziwny, na pierwszy rzut oka kompletnie nieskładny, a jednak wywołał w niej tak głębokie uczucia, że załkała gorzko, nienawidząc siebie, nie wiadomo dlaczego.
Co najśmieszniejsze; następnego dnia już nie pamiętała owego snu. Widziała jakieś niewyraźne obrazy, wszechobecną czerń, jakieś niewytłumaczalne ciepło, a nawet gorąco, zaraz potem zimno. Wszystko było ze sobą zmieszane i jak bardzo starała się sobie przypomnieć konkretną ideę snu – nie potrafiła. Niekiedy sny nie posiadają idei. Ten na pewno taką posiadał. Przynajmniej tak jej się wydawało.
Pomimo ulotności snu, wywarł na niej duże wrażenie. Próbowała odtworzyć go jeszcze wiele razy, nieraz uciekając się do małych zaklęć, ale nic nie pomagało. Jakby sen był szkodliwą wizją pokazaną jej, a potem szybko skradzioną. I naprawdę czuła się okradziona.
Po właśnie tamtej nocy uczucie pustki pogłębiło się. Wystąpiły u niej jakieś dziwne wahania nastrojów. W jednej chwili śmiała się z chłopakami w pokoju wspólnym, a w drugiej przechodziła do swojej sypialni i wybuchała płaczem.
Najgorsza pozostawała niemoc. Przecież nawet nie wiedziała skąd ten niedosyt się brał, jakże więc miała sobie z nim poradzić?
Niekiedy czuła, że w środku jest jak lustro, które powoli, z każdym krokiem pęka.
Raz Lavender postawiła ją przed sobą, obejrzała dokładnie i stwierdziła lekceważąco:
-Znajdziesz sobie kogoś, to ci przejdzie!
Wszyscy lekceważyli jej uczucia. Nikt nie wiedział jak bardzo bolało ją to, że nawet nie wiedziała dlaczego czuje się tak, a nie inaczej. Patrzyli na nią, kiwali głowami i stwierdzali tak samo jak Lavender – że jej przejdzie. Nic jednak nie pomagało. Hermiona stała się uciążliwa w kontaktach, odwrócono się od niej, gdy przestała być użyteczna. Chłopcy nie potrafili jej pocieszyć, nie przejmowali się też nią bardziej niż inni.
Lavender i reszta zorganizowały jej jakiegoś Krukona, który miał wybrać się z nią na spacer. Nawet nie znała jego imienia. Nie chciała go jednak urazić. Był mądry i starał się, Hermiona musiała się mu podobać. Po spotkaniu skarciła siebie samą za niewdzięczność – nie słuchała go nawet. Jej myśli zajmowało coś innego. Nadal jednak nie miała pojęcia co.
Wróciwszy ze spaceru położyła się do łóżka i wpatrując się w głęboką ciemność szepnęła:
-Może naprawdę kogoś potrzebuję?
W niemym otępieniu zamknęła oczy i zasnęła. Tajemniczy sen nie wrócił, przyśniło jej się jednak coś innego.
I zapomniała, co to było zaraz po przebudzeniu. Przeklinała długo, nienawidząc siebie.
Wraz z niedosytem rosło jej otępienie na wszystko. Już nawet książki jej nie zajmowały, co zainteresowało nawet profesor McGonagall. Hermiona nie była już Hermioną – była cieniem Hermiony, wyblakłą plamą na tle innych uczniów Hogwartu.
Apatia zdecydowanie nie przydała jej się podczas nagłego wtargnięcia Śmierciożerców na teren Hogwartu. Nad szkołą od dawna wisiały czarne chmury, teraz jednak skumulowały się i dumnie okalały Mroczny Znak, wypalony na niebie przez jednego z wiernych Voldemortowi.
Sami Śmierciożercy demolowali zamek, wywołując ogólne zamieszanie i panikę. Nauczyciele starali się opanować sytuację, starsi, roztropniejsi uczniowie asystowali im, mury kruszyły się, kurz przesłaniał widok. Wieża Gryfonów zaczęła się niebezpiecznie chwiać.
A Hermionie było wszystko jedno. Pustka do tego stopnia wykończyła ją, że przeszła korytarzem, nie uchylając się od złowrogich zaklęć, a wręcz nachylając w ich stronę. Dręczył ją palący ból gardła – zapewne od wszechobecnego pyłu i obecności czarnej magii – doskwierała niemoc, nawet różdżki nie wyciągnęła.
Podniosła głowę i zagryzła dolną wargę aż do krwi. Brunatna strużka spłynęła powoli po jej podbródku, drażniąc ją. Hermiona miała ochotę rozerwać się na strzępy własnymi rękami. Chciała krzyknąć do jakiegoś pobliskiego Śmierciożercy, że zasługuje na tortury i chętnie na nie przyzwoli. Czuła wstręt do samej siebie. Okropny, porażający wstręt.
Kilka łez potoczyło się po jej zakurzonych, brudnych policzkach. Do cholery jasnej, czy ktoś mnie w końcu zabije?, mruczała w duchu. Zdawała sobie sprawę z własnej bezużyteczności. Była jedną z lepszych czarownic w zamku i pomagając swoim mogła wiele zdziałać. Ale nie potrafiła się nawet ruszyć.
Dotkliwy ból przeszywał jej ciało. Nie był to ból fizyczny. Nie był też bólem psychicznym. To było coś zupełnie nowego, coś w niej, coś tak dokuczliwego, że jak najszybciej pragnęła umrzeć.
Jej życzenie spełniłoby się, gdyby nie on. W pewnej chwili świsnęło w jej stronę potężne zaklęcie, zielony promień magii wił się w powietrzu i była pewna, że niebawem umrze. Poczuła uderzenie i upadła na ziemię. Ze zdziwieniem otworzyła oczy. Nie trafiło jej mordercze, nienawistne zaklęcie. Za to coś przygniatało jej nogi. Podniosła się powoli i wygrzebała spod nieruchomego ciała.
Uklęknęła przy twarzy swojego niedoszłego wybawiciela. Z zaciekawieniem dziecka przesunęła palcami po gładkiej, intensywnie bladej skórze. Odgarnęła niesforny kosmyk czarnych włosów. Czarne oczy pozostawały otwarte i boleśnie puste. Puste. Puste jak ona. Teraz naprawdę była pusta, a ból, który czuła wcześniej nie mógł równać się z bólem, który odczuwała teraz.
Utraciła coś zanim zdążyła to poznać.
-To ciebie potrzebowałam.- szepnęła niedowierzając.-Właśnie ciebie.
Z oczyma pełnymi łez przytuliła się do czarnej szaty czarodzieja. Pachniał zimnem. Tak, właśnie zimnem, ale to zimno wydało jej się najlepszym zapachem na świecie, najbardziej kojącym. Momentalnie wróciły do niej wszystkie sny. Ścisnęła rozpaczliwie materiał ubrania i załkała gorzko.
Jak świst uderzającego miecza uderzyło kolejne zaklęcie. Och. Nigdy wcześniej na to nie wpadła. Zaklęcia to takie miecze czarodziei. Zamknęła oczy, opadając na nieszczęsnego wybawcę. Nie wiedziała, co dalej. Być może umarła.      

_________________________________________________________
Teraz to czytając mam taką niezidentyfikowaną minę, typu: "Salazarze, co." Coś mnie naprawdę musiało napaść, skoro napisałam coś takiego. Dla mnie nie jest wzruszające, nie wiem jak dla innych. Właściwie to chodziło mi tylko o to, żeby ktoś czytając to miał niedosyt podobny Hermionie. To brzmi jakbym była jakimś sadystą. I zrobiłam z Hermiony apatyczną idiotkę, jej. Wybaczcie mi.   
Muszę się postarać o jakiś nowy wygląd bloga, a tak mi się nie chce. ;w;

6 komentarzy:

  1. Może nie tyle wzruszające co piękne.
    Wyraża uczucia i to mi się podoba.
    Mam prośbę. Śmieszne Sevmione.
    Pozdrawiam,
    M.

    OdpowiedzUsuń
  2. "Puste. Puste jak ona. Teraz naprawdę była pusta, a ból, który czuła wcześniej nie mógł równać się z bólem, który odczuwała teraz".
    Od czego zacznę... może od tego, że tak STRASZNIE się cieszę, że do nas wróciłaś! Tak dawno nic nie pisałaś :')
    Teraz druga sprawa, dziękuję, że napisałaś dla mnie tą miniaturkę! ♥ Kocham cię :***
    Wyszło ci super. Było wzruszające, trochę smutne, ale i piękne... ♥ . ♥
    Zazdroszczę talentu i czekam na next :D
    Pozdrawiam i życzę weny
    always
    http://snape-granger-inna-historia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu masz ładny szablon z Sevmione :3
      http://madwoman98.deviantart.com/art/Szablon-64-413743277

      A jak nie podoba ci się, to może taki? :) Potterowski, ale uniwerslany :D http://madwoman98.deviantart.com/art/Szablon-89-429226796

      Albo taki :3
      http://madwoman98.deviantart.com/art/Szablon-47-405954963

      Tylko pamiętaj o przeczytaniu regulaminu na http://dotyk-magii.blogspot.com/

      Usuń
    2. Nie ma mnie za co kochać, niemniej dziękuję za słowa uznania.

      Usuń
  3. Wspaniała miniaturka :) Czekam na następną :D
    Weny życzę!

    OdpowiedzUsuń