Dawno, dawno temu Always prosiła mnie o coś wzruszającego. Napadło mnie coś dziwnego - mianowicie - i powstało to coś.
Hermiona od dłuższego czasu miała
niejasne – sama nie wiedziała czy złe – przeczucia, a ponadto poczucie jakiejś
pustki i wiecznego nienasycenia. Nie objawiało się to jakoś nagle, towarzyszyło
jej cały czas, niezmiennie drażniło ją wrażenie, że czegoś jej brakuje, że jej
życie pozostaje puste. Och, miała książki. Miała przyjaciół. Miała profesor
McGonagall, która pokładała w niej wielkie nadzieje. Miała numerologię i
mugoloznawstwo. Miała swoje zajęcia, przyzwyczajenia, plany i marzenia.
Dlaczego więc w środku czuła się tak wybrakowana?
Pustka początkowo nie doskwierała jej
tak bardzo. Mogła normalnie funkcjonować i spychać dręczące myśli na margines
swojego potężnego umysłu. Nauka pochłaniała ją, zbliżające się
niebezpieczeństwo ze strony Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać niepokoiło.
Nie miała czasu na jakieś problemy egzystencjalne i wyimaginowaną rozpacz. Była
„mózgiem” Świętej Trójcy i coraz częściej starała się przygotowywać do
poszukiwania rzekomych horkruksów. Chłopcy mogli sobie prowadzić jak na razie
sielankowe życie, grać w quidditcha i niczym się nie przejmować, ale ona nie
potrafiła. Chciała to przetrwać.
Z czasem jednak Hermiona coraz
bardziej czuła się osamotniona. Spędzała wolny czas we własnym dormitorium,
czytając lub po prostu leżąc bez ruchu na szerokim łóżku, charakterystycznym
dla wystroju wieży Gryfonów. Zaczęła źle znosić wszelkie światło, pustka
rozrywała ją od środka. Nie płakała dotąd jednak. Nie miała nad czym rozpaczać.
Nie płakała do pewnej nocy, kiedy to
obudziła się z krzykiem zamarłym na ustach. Sen, jaki jej się przyśnił był
niejasny, z pewnością dziwny, na pierwszy rzut oka kompletnie nieskładny, a
jednak wywołał w niej tak głębokie uczucia, że załkała gorzko, nienawidząc
siebie, nie wiadomo dlaczego.
Co najśmieszniejsze; następnego dnia
już nie pamiętała owego snu. Widziała jakieś niewyraźne obrazy, wszechobecną
czerń, jakieś niewytłumaczalne ciepło, a nawet gorąco, zaraz potem zimno.
Wszystko było ze sobą zmieszane i jak bardzo starała się sobie przypomnieć konkretną
ideę snu – nie potrafiła. Niekiedy sny nie posiadają idei. Ten na pewno taką
posiadał. Przynajmniej tak jej się wydawało.
Pomimo ulotności snu, wywarł na niej
duże wrażenie. Próbowała odtworzyć go jeszcze wiele razy, nieraz uciekając się
do małych zaklęć, ale nic nie pomagało. Jakby sen był szkodliwą wizją pokazaną
jej, a potem szybko skradzioną. I naprawdę czuła się okradziona.
Po właśnie tamtej nocy uczucie pustki
pogłębiło się. Wystąpiły u niej jakieś dziwne wahania nastrojów. W jednej
chwili śmiała się z chłopakami w pokoju wspólnym, a w drugiej przechodziła do
swojej sypialni i wybuchała płaczem.
Najgorsza pozostawała niemoc. Przecież
nawet nie wiedziała skąd ten niedosyt się brał, jakże więc miała sobie z nim
poradzić?
Niekiedy czuła, że w środku jest jak
lustro, które powoli, z każdym krokiem pęka.
Raz Lavender postawiła ją przed sobą,
obejrzała dokładnie i stwierdziła lekceważąco:
-Znajdziesz sobie kogoś, to ci
przejdzie!
Wszyscy lekceważyli jej uczucia. Nikt
nie wiedział jak bardzo bolało ją to, że nawet nie wiedziała dlaczego czuje się
tak, a nie inaczej. Patrzyli na nią, kiwali głowami i stwierdzali tak samo jak
Lavender – że jej przejdzie. Nic jednak nie pomagało. Hermiona stała się
uciążliwa w kontaktach, odwrócono się od niej, gdy przestała być użyteczna.
Chłopcy nie potrafili jej pocieszyć, nie przejmowali się też nią bardziej niż
inni.
Lavender i reszta zorganizowały jej
jakiegoś Krukona, który miał wybrać się z nią na spacer. Nawet nie znała jego
imienia. Nie chciała go jednak urazić. Był mądry i starał się, Hermiona musiała
się mu podobać. Po spotkaniu skarciła siebie samą za niewdzięczność – nie słuchała
go nawet. Jej myśli zajmowało coś innego. Nadal jednak nie miała pojęcia co.
Wróciwszy ze spaceru położyła się do
łóżka i wpatrując się w głęboką ciemność szepnęła:
-Może naprawdę kogoś potrzebuję?
W niemym otępieniu zamknęła oczy i
zasnęła. Tajemniczy sen nie wrócił, przyśniło jej się jednak coś innego.
I zapomniała, co to było zaraz po
przebudzeniu. Przeklinała długo, nienawidząc siebie.
Wraz z niedosytem rosło jej otępienie
na wszystko. Już nawet książki jej nie zajmowały, co zainteresowało nawet
profesor McGonagall. Hermiona nie była już Hermioną – była cieniem Hermiony,
wyblakłą plamą na tle innych uczniów Hogwartu.
Apatia zdecydowanie nie przydała jej
się podczas nagłego wtargnięcia Śmierciożerców na teren Hogwartu. Nad szkołą od
dawna wisiały czarne chmury, teraz jednak skumulowały się i dumnie okalały
Mroczny Znak, wypalony na niebie przez jednego z wiernych Voldemortowi.
Sami Śmierciożercy demolowali zamek,
wywołując ogólne zamieszanie i panikę. Nauczyciele starali się opanować
sytuację, starsi, roztropniejsi uczniowie asystowali im, mury kruszyły się,
kurz przesłaniał widok. Wieża Gryfonów zaczęła się niebezpiecznie chwiać.
A Hermionie było wszystko jedno.
Pustka do tego stopnia wykończyła ją, że przeszła korytarzem, nie uchylając się
od złowrogich zaklęć, a wręcz nachylając w ich stronę. Dręczył ją palący ból
gardła – zapewne od wszechobecnego pyłu i obecności czarnej magii – doskwierała
niemoc, nawet różdżki nie wyciągnęła.
Podniosła głowę i zagryzła dolną
wargę aż do krwi. Brunatna strużka spłynęła powoli po jej podbródku, drażniąc
ją. Hermiona miała ochotę rozerwać się na strzępy własnymi rękami. Chciała
krzyknąć do jakiegoś pobliskiego Śmierciożercy, że zasługuje na tortury i
chętnie na nie przyzwoli. Czuła wstręt do samej siebie. Okropny, porażający
wstręt.
Kilka łez potoczyło się po jej
zakurzonych, brudnych policzkach. Do
cholery jasnej, czy ktoś mnie w końcu zabije?, mruczała w duchu. Zdawała
sobie sprawę z własnej bezużyteczności. Była jedną z lepszych czarownic w zamku
i pomagając swoim mogła wiele zdziałać. Ale nie potrafiła się nawet ruszyć.
Dotkliwy ból przeszywał jej ciało.
Nie był to ból fizyczny. Nie był też bólem psychicznym. To było coś zupełnie
nowego, coś w niej, coś tak dokuczliwego, że jak najszybciej pragnęła umrzeć.
Jej życzenie spełniłoby się, gdyby
nie on. W pewnej chwili świsnęło w jej stronę potężne zaklęcie, zielony promień
magii wił się w powietrzu i była pewna, że niebawem umrze. Poczuła uderzenie i
upadła na ziemię. Ze zdziwieniem otworzyła oczy. Nie trafiło jej mordercze,
nienawistne zaklęcie. Za to coś przygniatało jej nogi. Podniosła się powoli i
wygrzebała spod nieruchomego ciała.
Uklęknęła przy twarzy swojego
niedoszłego wybawiciela. Z zaciekawieniem dziecka przesunęła palcami po
gładkiej, intensywnie bladej skórze. Odgarnęła niesforny kosmyk czarnych
włosów. Czarne oczy pozostawały otwarte i boleśnie puste. Puste. Puste jak ona.
Teraz naprawdę była pusta, a ból, który czuła wcześniej nie mógł równać się z
bólem, który odczuwała teraz.
Utraciła coś zanim zdążyła to poznać.
-To ciebie potrzebowałam.- szepnęła
niedowierzając.-Właśnie ciebie.
Z oczyma pełnymi łez przytuliła się
do czarnej szaty czarodzieja. Pachniał zimnem. Tak, właśnie zimnem, ale to
zimno wydało jej się najlepszym zapachem na świecie, najbardziej kojącym. Momentalnie
wróciły do niej wszystkie sny. Ścisnęła rozpaczliwie materiał ubrania i załkała
gorzko.
Jak świst uderzającego miecza
uderzyło kolejne zaklęcie. Och. Nigdy wcześniej na to nie wpadła. Zaklęcia to
takie miecze czarodziei. Zamknęła oczy, opadając na nieszczęsnego wybawcę. Nie
wiedziała, co dalej. Być może umarła.
_________________________________________________________
Teraz to czytając mam taką niezidentyfikowaną minę, typu: "Salazarze, co." Coś mnie naprawdę musiało napaść, skoro napisałam coś takiego. Dla mnie nie jest wzruszające, nie wiem jak dla innych. Właściwie to chodziło mi tylko o to, żeby ktoś czytając to miał niedosyt podobny Hermionie. To brzmi jakbym była jakimś sadystą. I zrobiłam z Hermiony apatyczną idiotkę, jej. Wybaczcie mi.
Muszę się postarać o jakiś nowy wygląd bloga, a tak mi się nie chce. ;w;
Może nie tyle wzruszające co piękne.
OdpowiedzUsuńWyraża uczucia i to mi się podoba.
Mam prośbę. Śmieszne Sevmione.
Pozdrawiam,
M.
"Puste. Puste jak ona. Teraz naprawdę była pusta, a ból, który czuła wcześniej nie mógł równać się z bólem, który odczuwała teraz".
OdpowiedzUsuńOd czego zacznę... może od tego, że tak STRASZNIE się cieszę, że do nas wróciłaś! Tak dawno nic nie pisałaś :')
Teraz druga sprawa, dziękuję, że napisałaś dla mnie tą miniaturkę! ♥ Kocham cię :***
Wyszło ci super. Było wzruszające, trochę smutne, ale i piękne... ♥ . ♥
Zazdroszczę talentu i czekam na next :D
Pozdrawiam i życzę weny
always
http://snape-granger-inna-historia.blogspot.com/
Tu masz ładny szablon z Sevmione :3
Usuńhttp://madwoman98.deviantart.com/art/Szablon-64-413743277
A jak nie podoba ci się, to może taki? :) Potterowski, ale uniwerslany :D http://madwoman98.deviantart.com/art/Szablon-89-429226796
Albo taki :3
http://madwoman98.deviantart.com/art/Szablon-47-405954963
Tylko pamiętaj o przeczytaniu regulaminu na http://dotyk-magii.blogspot.com/
Dziękuję za pomoc :3
UsuńNie ma mnie za co kochać, niemniej dziękuję za słowa uznania.
UsuńWspaniała miniaturka :) Czekam na następną :D
OdpowiedzUsuńWeny życzę!