Miniaturka, którą Wam przedstawiam obejmuje zamówienie One Day Too Late i Shizune785.
Śmierć westchnął ciężko. Nie miał
lekkiej roboty. Spojrzał smętnie na Severusa Snape’a. Właściwie to dziwne, że
ludzie uwiecznili sobie raczej mroczne wyobrażenie o Śmierci. W gruncie rzeczy
był miłym gościem, a podobno żadna praca nie hańbi, więc chodzenie po domach z
kosą także nie może być zajęciem budzącym negatywne uczucia. Praca ta miała
poza tym wiele wad, a papierkowa robota z wypełnianiem kalendarza i
porządkowaniem dokumentów zupełnie Śmierć wykańczała. Po wprowadzeniu nowych
procedur i przepisów był zajęty wypełnianiem umów i innych świstków bardziej
niż kiedykolwiek. Kiedyś to się powiedziało, że się fakturę zgubiło, że piekło
nie zając, że czyściec będzie stał jak stoi, a w obecnych czasach nawet praca
Śmierci była niesamowicie utrudniona.
Po pomieszczeniu rozeszło się
upominające chrząknięcie, a echo spotęgowało je. Śmierć w roztargnieniu
rozejrzał się. Teraz bardziej niż kiedykolwiek czuł, że potrzebuje przynajmniej
krótkiego urlopu. Tymczasem procedury zmieniły się także co do tego. Urlopu nie
dostawało się od tak, szczególnie płatnego. Ciężko było. Niektórzy ludzie, po
których przychodził wzdychali na jego widok i bełkotali coś o uwolnieniu się z
padołu łez. Padół łez. Rzeczywiście, ale oni nie musieli czekać na zmiennika
dokładnie tysiąc lat i jeden rok pozbawieni płatnego urlopu, możliwości premii,
a co najważniejsze – ewentualnego wyższego stanowiska. To zabijało ambicje i
wszelkie chęci do egzystencji. Nawet u Śmierci.
Chrząknięcie powtórzyło się,
głośniejsze i bardziej nachalne. Teraz Ponury Kosiarz, jak go czasem nazywano,
wreszcie zauważył stojącego nieopodal mężczyznę. Zawsze mu przeszkadzała ta
nazwa. Ponury. Skąd pomysł, że ponury? Śmierć był bardzo zabawowym gościem, ale
jego oczywista posada nie pozwalała mu na afiszowanie się z jego naturą.
Severus Snape wydał się Śmierci dosyć
dziwny w obejściu. Ani to ładne, ani to brzydkie. Ani to przytulić, ani
przegonić… Widać było, że Snape to twardy gość, ale coś w jego czarnych,
nieprzebranie ciemnych oczach mówiło, że ma jakąś wyjątkowo uwierającą go
słabość, która może w każdej chwili zachwiać jego prezencją. O. No to mieli coś
wspólnego. Przynajmniej istniał jakiś punkt zaczepienia, nie to, co przy
innych.
SŁUCHAM?- zapytał Śmierć uprzejmie.
Severus odchrząknął znowu, tym razem
jednak z zakłopotania. Uniósł dumnie podbródek i spojrzał Śmierci prosto w puste
oczodoły.
-Więc… ym…- zaczął niepewnie
czarodziej, z każdym dziwnie wyartykułowanym dźwiękiem nabierając
pewności.-Przyszedłem tu po kogoś.
PO KOGOŚ?
-Tak, zgadza się. Rozumiem, że to
może wydawać się…- Snape chyba nie był pewny jak tytułować Śmierć.-…panu
dziwne, ale tak sprawa wygląda.
JAK NIBY?
Severus odetchnął ciężko.
-Przyszedłem tu po osobę, którą pan
raczył zabrać.
Śmierć pokiwał ze zrozumieniem głową.
Posługa Śmierci, choć z daleka mogła wydawać się pasjonująca była raczej nudna.
Wciąż te same podobne twarze, te same krzyki, te same błagania, żeby zabrać
kogoś innego, rutyna. Najlepsi byli ci, co to się chcieli targować. Tym
sposobem Śmierć w przeciągu kilkunastu lat zyskał sztuczną szczękę, kluczyki do
auta (którym jednak posłużyć się nie mógł), kilka starych obrazów, a nawet
tubkę niebieskiego brokatu. Dziwna kolekcja, ale sprzyjająca trybowi istnienia
Śmierci. Oczywiście, Śmierć można było ograć. Czarownice to wykorzystywały. Wracając
do Snape’a – tutaj Śmierć doznał uczucia powtórzenia, uczucia déjà vu.
BYŁ TU JUŻ KIEDYŚ TAKI, CO TO MIAŁ
PODOBNĄ SPRAWĘ. JAKOŚ TAK DZIWNIE SIĘ NAZYWAŁ. W OGÓLE DZIWNY FACET. PRZYSZEDŁ
PO TAKĄ RUDĄ. DO TEJ PORY NIE WIEM, CO ON W NIEJ WIDZIAŁ. MOŻE I LEPIEJ, ŻE
ZOSTAŁA.
-Chyba wiem o kogo panu chodzi.
-TO DOBRZE, ALE JA NIE CHCĘ SOBIE
TEGO PRZYPOMINAĆ. STRASZNIE ŻAŁOŚNIE TEN GOŚĆ WYGLĄDAŁ, A TARGOWAŁ SIĘ JAK
NIKT. JESZCZE MI TU BRZDĘKOLIŁ POD UCHEM JAKIEŚ SMĘTY. GŁOS MIAŁ NIBY ŁADNY, ALE
CO MU PO TAKIM JAK WYKORZYSTYWAŁ GO
TYLKO DO ŚPIEWANIA O SWOJEJ NIESZCZĘŚLIWEJ MIŁOŚCI?
Snape wzruszył ramionami.
NO WŁAŚNIE. WIĘC, KTÓRA TO?
Czarodziej odruchowo przeczesał
dłonią dosyć tłuste, czarne włosy. Wzruszył ponownie ramionami i zainteresował
się poważnie swoimi butami. Kiedy tak trzymał pochyloną głowę jego spiczasty,
haczykowaty nos wyzierał spośród smolistej grzywy włosów. Wydawał się dość
zakłopotany, ale oczywiście Śmierć mógł się co do tego mylić. Nie znał się na
ludziach. Miał po nich tylko przychodzić, ewentualnie czasem postraszyć, żeby
nabrali chęci do przeżycia życia pozagrobowego. A z czarodziejami i
czarownicami to już w ogóle szkoda gadać.
-Burza włosów, duże… oczy, taka
niska.
RUDA?
-Broń Merlinie!
ZAWSZE PRZYCHODZĄ PO RUDE. ZROZUM TU
TAKICH.
-Hermiona Granger się nazywa i ruda
nie jest.
Hermiona Granger. Śmierć zrozumiał i pokiwał
w zamyśleniu głową.
I CO Z TYM ZROBIMY?
Snape nadal wgapiał się w swoje buty,
po czym zrozumiał, że to do niego w ogóle niepodobne i spojrzał dumnie prosto w
czarne oczodoły, na których dnie tliły się słabe, niebieskie ogniki.
-Liczyłem na jakąś…- szybko
stwierdził, że określenie „sugestia” byłoby zbyt nie na miejscu.-…jakieś
wyzwanie z pana strony.
JAK WYZWANIE, TO ZAWSZE DO ŚMIERCI.
-Taka już chyba pana dola.
NIKT NIE MÓWIŁ, ŻE BĘDZIE ŁATWO.
-Życie jest brutalne.
POŚMIERTNE.
-Zgadza się, też.
Zapadła cisza z rodzaju tych, które
napierają na postacie jeszcze przed chwilą połączone rozmową. Nie taka lepka
cisza jak błoga ciemność, ale takie zimne, zimne milczenie jak lodowata woda,
która uwiera i doprowadza do zaparcia tchu w piersiach.
MOŻEMY ZAGRAĆ.
-Zagrać?
RZUCENIE MI WYZWANIA ZA POŚREDNICTWEM
GRY JEST DOPUSZCZALNE, NIE WIEDZIAŁ PAN?
-Naturalnie, że słyszałem.
Ludzie tacy jak Severus wolą
przypłacić cenę własnego życia niż przyznać, że o czymś faktycznie nie
słyszeli. To byłaby obraza dumy. I męskiego ego. A męskie ego to coś tak
drażliwego jak poczucie głupoty u trolli. Które swoją drogą też mają męskie
ego…
-Więc, w co zagramy?
NIE W SZACHY. NIE LUBIĘ SZACHÓW.
Severus ugryzł się prawdopodobnie w
język, bo jego twarz nabrała wyrazu tych wszystkich nauczycielek baletu, które
z kolei wyglądają jakby codziennie na śniadanie pożerały garści marynowanych
cytryn.
-Też ich nie lubię. A w warcaby? Choć
w sumie, to prawie to samo.
PRAWIE ROBI RÓŻNICĘ.
-To prawda. Szczególnie w pana pracy,
jak zauważyłem.
JAK KTOŚ JEST PRAWIE MARTWY, TO MUSZĘ
CZEKAĆ.
-No, tak, tak. A w bierki?
JUŻ RAZ SIĘ NA BIERKACH PRZEJECHAŁEM.
NIE MA MOWY.
-Poker?
NIECH BĘDZIE. MA PAN MOŻE KARTY PRZY
SOBIE?
Severus spojrzał po sobie na nowo
zakłopotany. Pokręcił przecząco głową, chcąc jak najszybciej wydostać się z
tych paskudnych podziemi pachnących stęchlizną i pleśnią. Właściwie w tej
pleśni wyczuwał nutę cynamonu. Może jakiś odświeżacz powietrza. W każdym razie on
sam nie wytrzymałby tu długo. Miejsce zamieszkania Śmierci nie przypominało w
niczym jego lochów.
ZARAZ SIĘ COŚ ZNAJDZIE.
Śmierć przełożył kosę z jednej
kościstej ręki do drugiej i zaczął przeszukiwać poły swojej czarnej szaty.
Snape zamrugał zdziwiony, kiedy w palcach Śmierci dojrzał grubą talię kart.
Było to zdziwienie bardzo słuszne. Nikt, kto spotkał Śmierć nie miał czasu
zastanawiać się co też kostucha trzyma pod peleryną. Rzadko kiedy nawet
zauważano, że Śmierć nosi pelerynę. Ot, taki szczegół, co znaczy w ogromie
wszechświata? I zgonu.
-Niech mi pan wybaczy, panie… -
Severus chciał użyć jakiegoś stosownego tytułu, ale po chwili nie znalazł
żadnego odpowiedniego.-…panie. Mogę potasować?
ALE ŻADNEJ MAGII.
-Naturalnie.
Snape przejął karty i potasował. Nie
patrzył na talię, ale uśmiechając się lekko cały czas spoglądał na Śmierć.
Rozdał po pięć kart i zabrał swój stosik.
ŻYWI PRODEM.
Severus rzucił okiem na swoje karty i
pokazał je Śmierci.
CZTERY DAMY. NADZWYCZAJ WYSOKO.
Śmierć obejrzał własne karty i
skrzyżował spojrzenie z czarnymi oczyma Snape’a.
CZTERY JEDYNKI. NIE MAM SZCZĘŚCIA DO
KART.
Właściwie Śmierć coraz częściej
przyłapywał się na obstawaniu przy twierdzeniu, że szczęście i śmierć to dwa
bardzo różne i najbardziej oddalone od siebie słowa. Tak jakby szczęście nie
mogło istnieć wspólnie ze zgonem. A przecież mogło. Chyba.
-To wszystko? Tak… łatwo poszło?
A CO, OCZEKIWAŁ PAN PŁOMIENI, SIARKI
I WYZWANIA NA ŚMIERĆ I ŻYCIE? A, NIECH PANU BĘDZIE, SKORO PAN TAK BARDZO CHCE.
Śmierć nie zważał w tej chwili na
nieme zaprzeczenia Severusa. W końcu czarodziej uderzył się otwartą dłonią w
czoło i westchnął smętnie.
-Słucham.
PAN PAMIĘTA TEGO, CO TO PRZYSZEDŁ PO
TĄ RUDĄ NIMFĘ CZY KIM ONA TAM BYŁA, PRAWDA?
-Niejako pamiętam.
ZNAKOMICIE. MOŻEMY TO POWTÓRZYĆ. JEMU
TEŻ SIĘ GRA NIE SPODOBAŁA, ALE WTEDY I CZASY BYŁY CIĘŻSZE.
-Ja tam nie wiem…
CO TAM PAN MRUCZY?
-Nic ważnego, proszę mówić dalej.
ON, ZDAJE SIĘ, MIAŁ WYPROWADZIĆ
UKOCHANĄ Z PODZIEMI W SPOSÓB, KTÓRY KONTAKTU WZROKOWEGO NIE OBEJMUJE, TO
ZNACZY: MIAŁ IŚĆ PRZED SIEBIE NIE ODWRACAJĄC SIĘ I NIE SPOGLĄDAJĄC NA
PODĄŻAJĄCĄ ZA NIM ÓWCZESNĄ JEGO MARTWĄ ŻONĄ.
-Odwrócił się, prawda?
Śmierć skinął powoli głową.
ODWRÓCIŁ, ALE NIE WSZYSCY SĄ WIECZNIE
NIENASYCONYMI POSTACIAMI Z MITOLOGII O ILORACIE INTELIGENCJI TROLLA NA
STERYDACH. CHYBA.
Severus pokiwał głową i dumnie wypiął
pierś. Jego twarz była tak blada, że zdawała się jarzyć w ciemności bardziej
niż oczodoły kostuchy.
-Więc, zaczynamy?
Śmierć wskazał Snape’owi przejście.
Kościsty palec wyraźnie dał mu do zrozumienia, że drugiej szansy nie będzie.
Czarodziej szybko skierował się do wyjścia z podziemi i zacisnął pięści. Może
jednak wszyscy jesteśmy wiecznie nienasyconymi postaciami z mitologii o
ilorazie inteligencji trolla na sterydach. Nie można jednak dyskryminować osób
aseksualnych, postaci z legend
arturiańskich i tych o ilorazie inteligencji trolla, ale nienapakowanego
sterydami.
Snape słyszał kroki za sobą i było to
w pewien sposób kojące. Właściwie zawsze zastanawiał się dlaczego niby ta
postać z mitologii, wyprowadzająca ukochaną z podziemi z nią nie rozmawiała.
Przecież nikt nie powiedział, że to niedozwolone. Postanowił to sprawdzić, a co
tam!
-Hermiona?
-Spróbuj się obejrzeć, to cię napoję
jakąś trucizną, kiedy będziesz spał.
-Taką to wdzięczność się okazuje.
-Co tam mruczysz pod nosem?
-Nic, kochanie.
-Masz gorączkę?
-Nie wyczuwasz ironii?
Hermiona zamilkła. Severus patrzył
przed siebie. Wydało mu się to nawet romantyczne. Coś w stylu Albusa. Tak,
Albus na pewno by to pochwalił. Otoczenie nie było zachęcające. Panowała wręcz
nieprzenikniona ciemność i Snape sam nie miał pojęcia czy idzie w dobrą stronę,
ale jednak miejsce posiadało klimat. Kilka świec i można wieczność spędzać.
-Daleko jeszcze?
Czarodziej westchnął.
-A jak myślisz?
-Jakbym wiedziała, to bym cię nie
pytała.
-Myślę, że i tak byś spytała.
-Może i tak.- zgodziła się Hermiona.
Znowu zapadła cisza. W odróżnieniu od
tej, jaka zapanowała wcześniej między Severusem a Śmiercią ta była z rodzaju
tych lekkich i błogich, która otulała w ciepłą noc i koiła do snu.
-Nudzę się.- wyznała Gryfonka.
-Rozkapryszone dziecko.
-Słucham?
-Zastanawiałem się jaką trucizną byś
mnie zabiła.
-Och, bądź pewien, że znalazłabym coś
oryginalnego specjalnie dla ciebie.
Snape skinął głową. Jak dotąd nie
poczuł pragnienia by spojrzeć na ukochaną. Już wiedział dlaczego tamten się
obejrzał. Cisza go nęciła. A przy paplaninie Hermiony Severus wolał prędzej
zatkać uszy, zamknąć oczy i czmychnąć do lochów zaraz po wydostaniu jej z
podziemi.
-Czy to nie romantyczne?- zapytał by
podtrzymać rozmowę i pogłębić chęć nie oglądania się za siebie.
-Co?
-Najpierw oczekuje, że będę pisał
wiersze i grał w lochach na gitarze, a teraz nawet nie wie o co chodzi. Zrozum
tu taką.
-Masz niemiły zwyczaj mamrotania pod
nosem, wiesz?
-Wiem, kochanie.
-Musisz się go pozbyć, wiesz?
-Tak, kochanie.
-Nie zauważyłeś tego wcześniej?
-Nie, kochanie.
-W każdym razie trzeba coś z tym
zrobić.
-Tak, kochanie.
Hermiona zamilkła lekko zdziwiona
uległością na ogół temperamentnego mężczyzny. Severus był zbiorowiskiem
oksymoronów i sprzeczności. Poza swoimi wadami miał wiele przydatnych
umiejętności i talentów.
Nie zaczynała nowej rozmowy. I tak
skończyłoby się na kłótni, a tylko rękoczynów brakowało w sytuacji, kiedy
chodziło o jej życie i jego zdrowie psychiczne.
-Widzę światło.
-Mówiłam, żebyś nie pił Ognistej
przed wyprawą do podziemi.
-Jak stąd wyjdziemy, to cię uduszę,
kobieto.
-Odwróć się i będziesz miał kłopot z
głowy.
-Nie.
-Dlaczego?
-Skoro mam cię ukatrupić, to na pewno
nie w tak delikatny sposób.
Hermiona pokiwała ze zrozumieniem
głową, choć on nie mógł tego zobaczyć. Podążała za jego wysoką, kruczą sylwetką
i rzeczywiście – gdzieś w oddali dojrzała nikły blask. Powiększał się z każdą
chwilą, zbliżali się do niego, a w zaistniałej sytuacji raczej nie mogło być to
to światełko w tunelu, o którym myślała. Raczej, bo od pewnego czasu zaczęła dawać
wiarę różnym niesamowitym rzeczom.
-Nie odwracaj się.
-Znasz termin w psychologii, mówiący
o zakazanym owocu i logice odwróconej psychologii?
-Ty się nie mieścisz w żadnych ramach
psychologii, kochany.
-Jaki masz słodki głosik.- rzekł
Severus z przekąsem.
Hermiona nie odpowiedziała. Może i
lepiej. Światło powiększało się, rozpraszało ciemność. Po chwili jasne było, że
jest to światło dzienne. Jakiś dziwny mechanizm otworzył przejście. Mechanizm.
Tak, widzieli pewne sznury w ciemności. Nie wszystko w podziemiach musi być
napędzane magią. Magię należy w dzisiejszych czasach oszczędzać. Wszystko
należy w dzisiejszych czasach oszczędzać.
Severus wyszedł na świeże powietrze i
– tak, dla pewności – ruszył do pobliskiego lasu. Zniknął między drzewami i
usłyszał tylko przeciągłe przekleństwo oraz słowa wypowiedziane słodkim
głosikiem. „Kretyn”. Uśmiechnął się złośliwie pod nosem, a potem spokojnie
odwrócił i stanął na palcach by za gęstymi pniami drzew dojrzeć odległą
sylwetkę Hermiony. Przez chwilę wydawało mu się, że zrobił już i tak za dużo, i
że można ją tutaj zostawić samej sobie, ale potem przypomniał sobie o pełnej
półce z różnymi truciznami, która znajdowała się w lochach, a do której ona
miała pełny, swobodny dostęp. Powłócząc nogami wrócił na otwartą przestrzeń i
spojrzał w twarz ukochanej.
-Więc?- zapytał, podchodząc bliżej.
-Więc?- zmarszczyła brwi.-Co takiego?
-Słyszałem, że uratowane z rąk
śmierci dziewczęta rzucają się swoim wybawcom na szyje i zapewniają im zabawę
przez najbliższe tygodnie.
-Od kogo to usłyszałeś?
Severus chrząknął i wpatrzył się w
swoje czarne buty.
-Od Dumbledore’a.
-Od Dumbledore’a?
Pokiwał smętnie głową i już więcej
nie zagadywał o nic.
E-KHEM.
-Słucham?- Hermiona odwróciła się i
spojrzała prosto w czarne oczodoły.
TO BY BYŁO NA TYLE, ALE CHCIAŁEM
OFICJALNIE ZAKOŃCZYĆ.
-To wszystko?- spytał z
niedowierzaniem Severus.
ZNOWU PAN JAKICHŚ FAJERWERKÓW
OCZEKIWAŁ?
-Ja…- mówienie uniemożliwiła mu
natarczywa dłoń Hermiony.
-Och, on plecie bzdury. Jak zawsze.
Uśmiechnęła się.
A, WIĘC… DO WIDZENIA.
-Do zobaczenia.
OCH, TAK.
-Mhm.- mówił Severus przez rękę
Hermiony.
A. CZY MÓGŁBYM PANA NA CHWILĘ PROSIĆ?
Hermiona puściła Severusa i ten,
razem ze Śmiercią, odszedł na bok. Widział jak Gryfonka przysuwa się do nich i
stara się podsłuchać o czym rozmawiają.
TAK WŁAŚCIWIE, TO DOBRZE, ŻE JĄ PAN
ZABRAŁ. BYŁA DOŚĆ… GADATLIWA.
-A, ja właśnie w tej sprawie. Wie
pan, przemyślałem to sobie i… nie chciałby jej pan może z powrotem?
NIE MA TAK ŁATWO. BYŁO SIĘ WCZEŚNIEJ
DOBRZE ZASTANOWIĆ.
-No, to trudno. W każdym razie miło
było pana poznać.
JESZCZE SIĘ SPOTKAMY.
-Oczywiście.
DO WIDZENIA.
Severus skinął głową. Złapał Hermionę
za ramię i odciągnął ją na ścieżkę prowadzącą do zamku. W chwili kulminacyjnej
rozmowy niemalże wchodziła Śmierci na głowę, chcąc podsłuchać jak najwięcej z
ich konwersacji.
-Ja? Gadatliwa?!
-Cicho.
-Och.
Śmierć patrzył za nimi jeszcze przez
chwilę. Pocieszna parka. Wolał ich niż tamtego, co to przyszedł po tą rudą.
Ruda. Przyjść do podziemi po rudą. I do tego nimfa. Szczyt głupoty. Śmierć
nigdy nie był zakochany i coraz częściej sądził, że to wielkie szczęście.
Skinął powoli głową, kiedy Hermiona w odpowiedzi na mocny uścisk ręki Severusa,
która trzymała jej ramię, zamachnęła się i uderzyła ukochanego w twarz.
Charakterystyczny dźwięk sprawił, że ptaki poodlatywały z koron drzew.
Potem Śmierć rozpłynął się i wrócił
do swoich rutynowych obowiązków. Właściwie „rozpłynął” to złe określenie. Ale
wiecie o co chodzi, Śmierć ma naturalny talent do nagłego znikania i pojawiania
się.