Dla Hell. Też przeszukiwałam Internet w poszukiwaniu Javert/Eponine. Potem mi odbiło i coś tam napisałam. Ostrzegam, jeżeli to przeczytasz jesteś naprawdę mocna/y psychicznie i odporna/y na bezsens. Mam więcej jakby ktoś się chciał jeszcze bardziej szarpnąć na swoje zdrowie.
Spokojnie
spoglądała w ciemność. Nigdy nie bała się ciemności. Były o wiele gorsze rzeczy
od mroku. Mrok wydawał jej się w tej chwili ciepły i jakiś bezpieczny. Szła
przez chwilę w ciszy, mijając żebraków, jakoś nigdy ich nie zauważała. Żyła
pośród nich, a nigdy nie zwracała na nich szczególnej uwagi. Byli tu przez ten
cały czas? Czuła się coraz słabsza, a mimo to nadal posuwała się do przodu.
Nagle usłyszała coś bardziej charakterystycznego niż odwróciła się i powoli skierowała się w
stronę, skąd dochodził dziwny odgłos. Zamrugała, starając się zobaczyć coś we
wszechogarniającej ciemności. Kiedy dojrzała w ciemności znajomą z pozoru
sylwetkę rzuciła się ku niej i uklęknęła. Starała się jakoś rozpoznać rysy
twarzy postaci, ale to nie było jej potrzebne. Wystarczyło, że dotknęła munduru
człowieka, poznała ten materiał i doskonale wiedziała, kto może kryć się pod
zasłoną mroku.
-Javert.-
szepnęła łagodnie, ale głos miała roztrzęsiony.-Javert.
Przyłożyła
dłoń do jego policzka. Drgnął lekko, otworzył usta, ale nie był w stanie nic
powiedzieć. Jęknął boleśnie, starając się wykrztusić choć słowo. Widziała, że
sprawiało mu to niewyobrażalną mękę.
-Cicho.-
szepnęła spokojnie. Pogłaskała go ostrożnie po policzku.
Adrenalina
jej podskoczyła. Wiedziała, że nie ma czasu do stracenia. On cierpiał i z każdą
chwilą słabł. Gdy dotknęła delikatnie jego munduru, który okrywał jego klatkę
piersiową, wyczuła ciepłą, świeżą krew. I nie mogła nic z tym zrobić. Rozpaczliwie
rozglądała się przez krótką chwilę. Potem oderwała skrawek swojej i tak nic niewartej
sukienki i przyłożyła do jego rany. Syknął z bólu. Chciała go uspokoić, ukoić
jego ból, ale nie potrafiła. Jedna łza spłynęła jej po policzku. Zacisnęła
szczękę i zrobiła buntowniczą minę. Nie mogła płakać. Tak by mu nie pomogła.
Musiała znaleźć jakieś wyjście. W takich sytuacjach, cóż za paradoks, ludzki
mózg znajduje najbardziej nierozsądne wyjścia albo nie znajduje ich w ogóle.
Eponine
wpadła na zły pomysł. Mogła wpaść na o wiele lepsze, ale w sytuacji, kiedy
człowiek kochany cierpi, nie myśli się normalnie. Podniosła się pospiesznie i
popatrzyła na niego z góry. Ten widok sprawiał, że chciało jej się płakać. Nie
mogła go tak zostawić. Jeszcze raz uklęknęła. Zbliżyła się do niego i
pocałowała go w czoło z nachalną niemal czułością.
-Nie
zostawiaj mnie, inspektorze.- wyszeptała wyzywająco.
Nie
patrząc na niego, pobiegła przed siebie. Nie chciała się odwracać. Różne myśli
przemykały przez jej głowę, ale tylko jedną uznała za dobrą. Biegła czym
prędzej, byle tylko się nie spóźnić. Czuła się słaba, zdyszana i zmęczona,
kiedy dotarła na miejsce. Szybko wdrapała się po schodach i nawet nie pukając,
otworzyła drzwi do mieszkania Mariusa. Rozejrzała się szybko, gdzieś w środku,
gdzieś w okolicy serca czuła okropny ból, coraz większy z każdą chwilą, a w
głowie miała tylko obraz Javerta. Serce biło jej szybko. Miała wrażenie, że nie
zastała Mariusa, ale po chwili usłyszała szmer. Przeszła do drugiego pokoju i
niemal rzuciła się do niego.
-Ponine?-
spytał zdziwiony.
-Marius,
musisz mi pomóc, proszę.- powiedziała płaczliwie.
-Ja?
Tobie?
-Znalazłam
Cosette, dla ciebie, teraz ja proszę, żebyś zrobił coś dla mnie.
Błagalnie
spoglądała na niego. Jeszcze kilka dni wcześniej coś do niego czuła. Potem
nagle zdała sobie sprawę, że to nie tylko nie ma sensu, ale i przyszłości. Czy
tak łatwo odgonić miłość? Powiedzieć „żegnaj”? Miłość można zastąpić inną
miłością. Eponine zastąpiła ją miłością do inspektora policji. Ten wybór był
jeszcze gorszy od poprzedniego, ale nie miała na to wpływu. Po prostu się
stało.
Westchnął.
-Czego
ci trzeba?
Eponine
skinęła głową.
-Proszę,
pomóż mi i nic więcej nie rób, błagam, nie mów nic nikomu.- szepnęła.
Chwilę
zastanawiał się. Miała wrażenie, że minęła wieczność, a Javerta już dawno
straciła. W końcu skinął głową, a ona złapała go za rękę i pociągnęła za sobą.
Mało się nie przewrócił, odzyskał jednak równowagę i starał się za nią nadążyć.
Biegli w półmroku. Eponine gwałtownie zatrzymała się w ciemnym zaułku i
ostrożnie pogrążyła się w jego ciemności. Przyklęknęła i ostrożnie przyłożyła
rękę do policzka, a potem do czoła Javerta. Jęknął cicho. Odetchnęła z ulgą.
Żył, a to było najważniejsze. Marius, najwyraźniej rozpoznał go, bo cofnął się
i przybrał dziwną minę.
-Javert.-
wypluł to słowo jak jakąś truciznę.
Wyciągnął
rewolwer z kieszeni. W oczach Eponine pojawił się wojowniczy blask. Przytuliła
się do Javerta, zakrywając go własnym ciałem. Spojrzała prosto w twarz Mariusa.
Usta miała zaciśnięte, wzrok srogi.
-Nie
rób tego.- pokręciła głową.-Obiecałeś pomóc.
Wahał
się chwilę, ale potem schował pistolet i przyklęknął. Dziwiło go, jak Eponine
może patrzeć na inspektora policji z taką czułością, z tak widocznym
uwielbieniem i troską. Każdy jej ruch wyrażał uczucia przeznaczone z jej strony
tylko dla Javerta, każdy jej ruch był ostrożny i subtelny. Pocałunek, jaki
złożyła na jego czole wydawał się tak pełen rozpaczliwej potrzeby bliskości…
Marius niemal poczuł się zazdrosny. Javert nie zasługiwał na to wszystko.
-Marius,
proszę, musimy mu pomóc, on cierpi.- wyszeptała, nerwowo spoglądając na ledwo
widoczną w ciemności szkarłatną plamę na ciemnoniebieskim mundurze inspektora
policji.
-Cierpi?
On jest przeciwnikiem rewolucji!- chłopak spojrzał na nią jak na wariatkę.
-To
tylko człowiek, nie możemy go zostawić, rozumiesz?! Obiecałeś!- rzekła
płaczliwie.
Skinął
głową.
-Dasz
radę?
Marius
starał się podnieść Javerta. Do jego mieszkania nie było daleko, ale Eponine w
tej chwili wątpiła w jego siły. Patrzyła przerażona na Javerta. Był wysokim,
postawnym mężczyzną, jak przystało na poważnego inspektora policji. Marius z
trudem uniósł Javerta. Pragnęła mu jakoś pomóc, wszystko, byle inspektor nie
cierpiał, ale wiedziała, że sprawiłaby tylko kłopot. Spoglądała na Mariusa z
niepokojem. Wyszli z półmroku. Javert wspierał się na ramieniu Mariusa, oczy
miał przymknięte, a twarz wykrzywioną grymasem bólu. Eponine rzuciła się by
podać mu i swoje ramię. Z trudem, we trójkę szli w półmroku, zalani przez
ciemność. Niebo nad nimi było czarne i nieprzeniknione, żadnego przebłysku,
żadnej gwiazdy.
Eponine
już samo to, że mogła pomóc inspektorowi sprawiało radość. Mimo to widziała jak
bardzo cierpiał, każdy krok, każdy najmniejszy ruch wywoływał na jego twarzy
grymas. Nadal nie otwierał oczu. Może nawet wcale nie wiedział, że to wszystko
stało się naprawdę, że go znalazła i mu pomogła. Jego widok doprowadzał ją do
łez i niemożliwie wzruszał.
Ani
Javert, ani Eponine nie wiedzieli jak wdrapali się na schody i dotarli do
mieszkania Mariusa. Jakimś dziwnym sposobem doczołgali się do łóżka. Cierpienie
na twarzy Javerta ustało na krótką chwilę. Dopiero teraz Ponine zobaczyła jak
bardzo krwawił. Na niebieskim mundurze rozciągała się szkarłatna plama, która
coraz bardziej się powiększała.
-Javert.-
szepnęła ze strachem.
Otworzył
usta i chciał coś powiedzieć, ale położyła mu dłoń na policzku, co skutecznie
go uciszyło. Spojrzała na swoje ręce. Były zakrwawione, a kiedy pomyślała, że
ta krew to jego krew…
Zupełnie
zapomniała o Mariusie. Odwróciła się do niego. Wyglądał na wściekłego. To
prawda, nie przepadał za Javertem. Byli wrogami. Jeden – przeciwnik rewolucji i
jeden – jej zwolennik. Głowę miała teraz zaprzątniętą czym innym. Krzątała się
po całym mieszkaniu, odpinała guziki munduru Javerta, starała się zatamować
krwawienie. Po tym wszystkim była tak bardzo wyczerpana, że siadając na skraju
łóżka, na którym leżał Javert – i kładąc głowę na jego ramieniu, zasnęła
błyskawicznie.
Spała
głęboko, a obudził ją jakiś dziwny szmer. Javert poruszył się niespokojnie.
Odsunęła się od niego szybko. Z trudem usiadł na łóżku. Dyszał ciężko i starał
się ukryć to jaki mu ten gest sprawia ból. Kiedy usiadł, odetchnął nagle i
wziął głęboki oddech. Wstał i zachwiał się. Podeszła do niego i wsparła go
ramieniem, ale odepchnął ją stanowczo. Spojrzała mu w oczy. Dojrzała w nich
chłód i urzędniczą sztywność. Powoli zapiął guziki munduru i skierował się do
drzwi, nadal chwiejąc się niebezpiecznie.
-Javert!
Na
dźwięk swojego imienia przystanął. Odwrócił się. Eponine podbiegła do niego i
oplotła go mocno ramionami. Syknął przeciągle z bólu. Odsunęła się. Nie zrobił
nic, nawet nie skinął głową, nawet na nią nie spojrzał. Po prostu wyszedł.
-Mówiłem
ci, Ponine.- usłyszała głos Mariusa.
Odwróciła
się do niego z gniewną miną. Chciała zapewnić go, że Javert wróci, ale nie
wiedziała tego. Po jej policzku spłynęła jedna łza. Otarła ją szybko i nie
oglądając się za siebie wybiegła z mieszkania. Stąpając boso po brudnym bruku
tutejszych uliczek nie myślała. Nie widziała i nie czuła. Była otępiała, a
świat wydawał jej się jeszcze bardziej okrutnym niż zazwyczaj. Nieświadomie
wróciła w miejsce, gdzie znalazła Javerta. Upadła na bruk i zamknęła oczy,
łkając cicho. Westchnęła i skuliła się w sobie. Zasnęła jak dziecko, które
chwilowo zapomniało o problemach.
Gdy
się obudziła, ujrzała nad sobą twarz. W pierwszej chwili chciała odskoczyć z
przerażeniem, ale stwierdziła dwie rzeczy. Po pierwsze: po tym wszystkim nie
mogła bać się śmierci, bo to było to czego pragnęła. Po drugie: kiedy trochę
się uspokoiła poznała znajome rysy, które ostrością i dziwną sztywnością
odznaczały się nawet w ciemności. Blask tych oczu mogła rozpoznać wszędzie.
Mimo, że spoglądały z właściwym chłodem, był w nich jakiś żar, jakiś gorliwy
płomień, który je rozpalał i rozjaśniał. Podniosła się i wyprostowała, żeby
sprawiać wrażenie… obrażonej? Starała się na niego nie patrzeć.
-Eponine.-
szepnął chłodno.-Muszę ci coś wyjaśnić.
Jej
wzrok złagodniał, spojrzała na niego z nadzieją, ale nadal widziała tego
samego, wyprostowanego, dumnego inspektora policji. Jej wzrok odnalazł jakiś
punkt ponad nim i to na nim się skupił.
Podał
jej ramię. Otworzyła usta i nie wiedziała co powiedzieć. Z jednej strony
mogłaby do niego przylgnąć i już nigdy nie wypuścić go z objęć, z drugiej zaś
strony miała ochotę go uderzyć. Wzięła głęboki oddech i chwyciła się jego
ramienia. Syknął z bólu, widać rana nadal dawała mu się we znaki. Nie zwolniła
uścisku. Odzywała się w niej ta druga strona, która chciała go uderzyć.
Idąc
razem z nim, ramię w ramię zauważyła, że ich kroki w jakiś sposób do siebie
pasują. Kiedy zatrzymali się z żalem westchnęła cicho. Jeszcze nigdy nie
znalazła takiego zapomnienia i takiego
zatracenia w zwykłym spacerze. Znaleźli się w mieszkaniu Javerta. Eponine
przeszła się po nim, muskając opuszkami palców meble i zwracając szczególną
uwagę na drzwi, które zapewne prowadziły na dach budynku. Zbliżyła się do nich,
ale Javert zatrzymał ją stanowczo.
-Nie
zapominaj gdzie jesteś.- rzekł sztywno.
Posmutniała.
Objęła się ramionami jakby było jej zimno. Spojrzała mu w oczy. Widziała w nich
przebłysk troski, jakby ukrytej za mgłą, za maską. Nie rozumiała go. A
właściwie rozumiała doskonale. Był inspektorem policji o ściśle określonych
zasadach. Tylko po co tak się męczył z tym ukrywaniem prawdziwego siebie?
Widziała dobrze, że się o nią troszczył, choć tego nie chciał. Okłamywał sam
siebie, mówiąc, że Eponine nigdy nie będzie dla niego nic znaczyć. Przynajmniej
tak myślała. Zlustrowała go wzrokiem. Ten sam wysoki, chudy Javert, w
niebieskim mundurze. A jednak jego oczy go zdradzały.
-Miał
mi pan coś wyjaśnić, inspektorze.- powiedziała z udawaną uprzejmością, a
właściwie z ironią.
Odchrząknął.
Przez
chwilę stał nieruchomo, zapewne szukając odpowiednich słów.
-Chciałem
umrzeć.- rzekł wreszcie. Wytrzeszczyła na niego oczy.-Wtedy, kiedy starałem się
do ciebie mówić… Chciałem ci powiedzieć, żebyś mnie tam zostawiła.
-Co?-
przerwała mu. Nie rozumiała jak mógł chcieć umrzeć. Po chwili skarciła się za
taką hipokryzję. I nadal nie wiedziała jaka była przyczyna jego rany.
Podeszła
do niego i delikatnie dotknęła miejsca, gdzie jeszcze niedawno widniała
szkarłatna plama. Zacisnął szczękę. Nie wiedziała czy z bólu czy, żeby nad sobą
panować i nie obchodziło jej to. Przysunęła się do niego bliżej i ostrożnie
położyła głowę na jego piersi. Dłonią subtelnie głaskała jego ramię,
rozkoszując się materiałem jego munduru. Nadal był spięty i nie przygarnął jej
do siebie. Nie ruszał się i wpatrywał w punkt gdzieś ponad nią.
-Eponine.-
odezwał się. Jego głos wydawał się niesamowicie głośny i jakby niezdecydowany
między chłodem a zakłopotaniem.
Odsunęła
się od niego z żalem odrywając palce od jego munduru.
-Nie
masz mi nic więcej do powiedzenia?- zapytała smutno.
-Mam
ci wiele do powiedzenia.
-Więc
dlaczego milczysz?
-Czasem
milczenie jest bardziej wymowne niż słowa.
Znowu
zbliżyła się do niego. Zadarła głowę i patrzyła mu w oczy, dokładnie badając
każdy detal jego twarzy. Nie wierzyła, że to dzieje się naprawdę. Opuszkami
palców przesunęła po jego policzku, a jego zarost mile drażnił jej skórę.
Mrugając gwałtownie przybliżyła swoją twarz do jego twarzy, stając przy okazji
na palcach. Złożyła słodki pocałunek na jego ustach. W pierwszej chwili w ogóle
nie reagował, potem jednak zamknął oczy i oddał niewinny pocałunek.
-Dziękuję.-
wykrztusił, kiedy się od niego odsunęła. I znowu był poważny.-To chciałem
powiedzieć wcześniej.
-Podziękujesz
mi inaczej.- uśmiechnęła się, a w jej oczach pojawił się błysk.
Przylgnęła
do niego nie zważając na jego protesty i syki, spowodowane bólem rany.
Pocałowała go mocno i jeszcze raz. I nadal nie miała dość. Za trzecim razem w
końcu poddał się, objął ją ostrożnie i przyciągnął do siebie.
_________________________________________
*Księżniczka Półkrwi żali się jaką to jest idiotką, przewijaj dalej Internety*
Nie jestem w stanie pisać Sevmione. Ja nawet nie mam pojęcia dlaczego, po prostu nie mogę, nie potrafię. Jestem beztalenciem, które nic nie umie zrobić dobrze, mam w tym roku dwie godziny niemieckiego w tygodniu, mam wrażenie, że wszystkich wkurzam, o! I jedyne, co potrafię to mówić o sobie. Nie wracam do szkoły, idę do Hogwartu, kto ze mną? I mój nauczyciel angielskiego wkurza mnie jeszcze bardziej niż zwykle.
Nie jestem w stanie pisać Sevmione. Ja nawet nie mam pojęcia dlaczego, po prostu nie mogę, nie potrafię. Jestem beztalenciem, które nic nie umie zrobić dobrze, mam w tym roku dwie godziny niemieckiego w tygodniu, mam wrażenie, że wszystkich wkurzam, o! I jedyne, co potrafię to mówić o sobie. Nie wracam do szkoły, idę do Hogwartu, kto ze mną? I mój nauczyciel angielskiego wkurza mnie jeszcze bardziej niż zwykle.